Artykuły

Zaobserwuj nas

O dziennikarstwie muzycznym i o tym dlaczego nie płaczę po Pitchforku

O dziennikarstwie muzycznym i o tym dlaczego nie płaczę po Pitchforku

W polskim internecie pojawiło się kilka artykułów, w których autorzy lamentują nad stanem dziennikarstwa muzycznego a za tło tego lamentu posłużyła im informacja o przejęciu internetowego serwisu muzycznego Pitchfork przez poświęcony modzie męskiej magazyn GQ. Nie wiem czy stan dziennikarstwa muzycznego jest rzeczywiście tak katastrofalny jak chcą tego niektórzy. Skupiając się jednak tylko na polskim Internecie, obserwuję istnienie całkiem licznych muzycznych blogów na dobrym poziomie merytorycznym, w których autorzy zupełnie bezinteresownie dzielą się swoimi poglądami na temat przesłuchanych płyt i ogólnie muzyki. Oczywiste jest, że zainteresowanie takimi stronami nie jest masowe. Ale czy kiedykolwiek było? 

Kontrkultura i muzyka popularna w służbie przemian społeczno-politycznych

Tak, wiem, że w latach 70. i 80. XX wieku istniały w krajach kapitalistycznych magazyny muzyczne, które wyznaczały trendy i miały spore nakłady. Ale tak nie było w socjalistycznej Polsce, a mimo to ludzie słuchali muzyki a nawet pokusiłbym się o twierdzenie, że często przywiązywali do niej większą wagę niż odbiorcy w krajach wówczas kapitalistycznych. Jasne jest więc, że istnienie prasy muzycznej nie jest kluczową sprawą ani dla istnienia muzyki, ani jej rozpowszechnienia. Dziennikarze muzyczni mogą jednak wypaczać pewne zjawiska, zwłaszcza jeśli ich pozycja jest bardzo mocna. Tak było w PRL, gdy gusta słuchaczy kształtowali dziennikarze radiowi, bo dostęp do muzyki był bardzo ograniczony. Jednak dziennikarze muzyczni z krajów kapitalistycznych również mieli spory wpływ na kształt rynku muzycznego i gusta tamtejszych słuchaczy.

Redaktorzy muzyczni z krajów kapitalistycznych w latach 80. i później, a właściwie to nadal, za przejaw wyższego zaangażowania uważali przemycanie treści społeczno-politycznych wspierających idee lewicowe i socjalistyczne, ośmieszające zarazem kapitalistyczny ład wprowadzany w USA przez Ronalda Reagana a w Wielkiej Brytanii przez Margaret Thatcher. Pisze o tym np. Dylan Jones w książce "Sweet Dreams: Od kultury klubowej do kultury stylu. Opowieść o Nowych Romantykach" [zobacz >>] wcale się zresztą tym nie krępując, wręcz uważając to za coś normalnego. 

Muzycy, którzy wykazywali zaangażowanie "społeczno-polityczne" zbierali najczęściej wyższe oceny recenzentów. Ci którzy skupiali się jedynie na tworzeniu hitów i walce o pozycje na listach przebojów, byli uznawani za mniej wartościowych. Grupy art rockowe, które nie przejawiały odpowiedniego zaangażowania społecznego, również były lekceważone jako te, które prezentują "przerost formy nad treścią". 

Dzisiaj zresztą, zjawisko patrzenia na muzykę przez pryzmat przeróżnych poglądów społeczno-politycznych, mam wrażenie, że nawet się nasiliło - patrz np. afera dotycząca Róisín Murphy - a wzmiankowany Pitchfork był w awangardzie takiego dziennikarstwa.

W krajach kapitalistycznych muzyka rockowa, począwszy od lat 60. XX wieku, była  elementem antykapitalistycznej, pacyfistycznej, liberalnej obyczajowo kontrkultury. W tym ostatnim odnajdywaliśmy, jako mieszkańcy "socjalistycznego raju", jakiś punkt wspólny, ponieważ siermiężny socjalizm PRL niósł również pewne treści konserwatywne w zakresie obyczajowości. Inne aspekty kontrkultury, która narodziła się w krajach kapitalistycznych nie były jednak już tak oczywiste. 

Paradoksalnie, w krajach komunistycznych, muzyka rockowa i inne przejawy zachodniej kontrkultury były postrzegane jako przejaw "zgniłego kapitalizmu". Może dlatego, że muzyka popularna z krajów kapitalistycznych była przedmiotem pożądania i zazdrości mieszkańców krajów RWPG a to nie było mile widziane przez władców "socjalistycznego raju". 

Przeciętni słuchacze muzyki w PRL przeważnie nie patrzyli jednak na nią przez pryzmat jej aspektów kontrkulturowych, skupiając się na samej istocie twórczości. Muzyka była postrzegana przede wszystkim jako forma sztuki lub rozrywki, a nie zjawisko zaangażowane społecznie lub politycznie. 

Sytuacja uległa zmianie w latach 80., gdy w Polsce zaczęła rodzić się scena punkowa i postpunkowa. Jednak i w tym przypadku rozwój sytuacji początkowo przebiegał odmiennie niż w krajach zachodnich. Polska scena punkowa w latach 80. w warstwie przekazu społeczno-politycznego, była wymierzona w system realnego socjalizmu/komunizmu lub w bliżej nieokreślony "Babilon", świat dorosłych a nie w krytykę kapitalizmu, którego w Polsce wówczas nie było.

Prasa muzyczna w PRL

Nie było też w ówczesnej Polsce prasy muzycznej a raczej była w szczątkowej formie. Zresztą cała branża muzyczna wyglądała zupełnie inaczej niż w krajach kapitalistycznych. Zamiast kolorowych gazet, pism lifestylowych, rozwiniętej i zróżnicowanej prasy muzycznej, mieliśmy dwa miesięczniki muzyczne - "Magazyn Muzyczny" (ten już po 1989 roku wyewoluował w "Tylko Rock" i do dzisiaj ukazujący się "Teraz Rock") oraz wydawany na "papierze toaletowym" "Non Stop", ukazujący się początkowo jako dodatek do „Tygodnika Demokratycznego”. Były też pisma poświęcone muzyce poważnej oraz jazzowi. Nie było zatem normalnego mainstreamu dziennikarskiego w zakresie popkultury, nie było rynku prasy z prawdziwego zdarzenia. Wszystkie pisma podlegały kontroli i cenzurze. Nie można było założyć sobie ot tak pisma. Poza oficjalnymi działaczami kulturalnymi nikt nie miał takich możliwości ani formalnych, ani materialnych. Realnie istniejący system socjalistyczny ze swojej istoty ograniczył dostęp zarówno do dóbr materialnych, jak i dóbr kultury, w tym muzyki i prasy muzycznej.

Nielegalna prasa w PRL

Istniał za to tzw. "drugi obieg", czyli powielane nielegalnie w małych nakładach, pisma społeczno-polityczne związane głównie z podziemną NSZZ "Solidarność" i innymi nielegalnymi grupami antykomunistycznymi. 

W połowie lat 80. zaczął powstawać też "trzeci obieg", czyli również nielegalne pisma, tzw. ziny, związane z muzyczną sceną punkową i alternatywną. Jednym z pierwszych był zin "QQRYQ". Od zinów wydawanych w krajach zachodnich różniły się tym, że mogły zostać potraktowane jako potencjalne zagrożenie zmierzające do "obalenia ustroju socjalistycznego" a ich wydawcy trafić do więzienia. Ich nakłady były jednak na tyle małe, że służby komunistyczne niezbyt się nimi interesowały. Do masowego odbiorcy jednak te pisma nie docierały. Rozprowadzane były głównie w wąskich kręgach środowisk lokalnych. 

Nieliczne pisma istniejące legalnie, wspomniane wcześniej (MM i Non Stop), miały natomiast bardzo marną jakość edytorską a prezentowane informacje były często mocno wycinkowe w stosunku do tego, co rzeczywiście działo się w zachodniej popkulturze. Prasa muzyczna w Polsce przed 1989 roku miała zatem charakter marginalny i nie kształtowała gustów. Sytuacja zaczęła się zmieniać dopiero w latach 90. po upadku systemu "realnego socjalizmu".

Prasa muzyczna w latach 90.

Jednym z pierwszych pism z prawdziwego zdarzenia, które przypominały zachodnie magazyny, nie tylko muzyczne, była "Machina", która powstała w 1995 roku. Były też inne pisma - "Brum" (od 1993), "Plastik" (od 1997), "Kaktus" (od 2000) koncentrujące się bardziej na muzyce. Musiał zatem w Polsce nastać kapitalizm, żeby zaczęła powstawać prasa muzyczno-modowa z prawdziwego zdarzenia. Pisma te na pewno odegrały jakąś rolę w kształtowaniu gustów ludzi urodzonych w latach 80. lub pod koniec lat 70. Ale dla starszych roczników nie miały przeważnie większego znaczenia. Dla nich decydujące było kształtowanie gustów muzycznych w latach 70. i 80. via Polskie Radio.

Nowe dziennikarstwo internetowe

Wszystko to, co działo się w Polsce w zakresie drukowanej prasy muzycznej w latach 90. było jednak mocno opóźnione w stosunku do Zachodu. Tam pod koniec drugiej połowy lat 90. rozpoczął się bowiem szybki rozwój Internetu i zaczęły powstawać strony internetowe, w tym również muzyczne. Jedną z nich był magazyn Pitchfork założony w USA w 1996 roku. W ciągu kilku lat stał się dla niektórych synonimem nowoczesnego dziennikarstwa muzycznego, które wyparło tradycyjne magazyny papierowe typu "Rolling Stone". W czasach, gdy w Polsce zaczęły dopiero powstawać magazyny papierowe z prawdziwego zdarzenia, na Zachodzie rodziło się już dziennikarstwo nowego typu - internetowe. 

Polskie magazyny muzyczne w Internecie na początku XXI wieku

Szybko jednak zaczęliśmy doganiać trendy światowe jeśli chodzi o tę nowinkę. O ile w Polsce papierowe, popkulturowe dziennikarstwo muzyczne w gruncie rzeczy nie odegrało wielkiej roli, o tyle dziennikarstwo internetowe narodziło się niemal równolegle z tym zachodnim. Pierwsze serwisy, a początkowo raczej strony założone przez osoby, które chciały dzielić się swoją pasją, powstały w Polsce już pod koniec lat 90. W większej liczbie dopiero na początku XX wieku. Z jednych rozwinęły się poważniejsze serwisy internetowe do dzisiaj istniejące, inne padły po kilku latach działalności. 

Warto wspomnieć o stronie Nowamuzyka.pl, która istnieje nieprzerwanie od 2003 roku. W roku 2001 powstał serwis Porcys, który od początku prezentował kontrowersyjną formę pisania o muzyce, inspirując się przy tym serwisem Pitchfork. Dzisiaj strona nie jest aktualizowana. Od kilku lat nie jest również aktualizowany serwis Screenagers, który powstał w 2003 roku. Obie strony (Porcys i Screenagers) prowadzone były przez pokolenie ludzi urodzonych w latach 80. i skierowane głównie do swoich rówieśników.

Jeszcze wcześniej powstała strona Postindustry (1996), która skupiała się na muzyce electro-industrial, EBM i postindustrial. Od wielu lat ma jedynie sporadyczne aktualizacje. Jednym z pierwszych serwisów, który chciał stać się centrum kultury niezależnej był portal Terra.pl, który później zmienił nazwę na Serpent.pl i ograniczył swoją działalność (lub rozwinął - zależy jak spojrzeć) do prowadzenia sklepu internetowego. W 2001 rolu powstał serwis Independent.pl, który również miał ambicję być centrum informacyjmym na temat szeroko rozumianej kultury niezależnej. Dzisiaj ma jedynie profil na facebooku. 

Od 1997 roku do dzisiaj istnieje serwis na temat szeroko rozumianego rocka progresywnego - Artrock.pl. Było jeszcze całkiem sporo innych stron o różnych profilach muzycznych, po których nie pozostał ślad w sieci (np. jazzowy Diapazon.pl, czy synth-popowy Electr-On.pl) - jeśli nie liczyć archiwum Internetu. W tym miejscu chciałbym też odnotować, że strona Alternativepop.pl również znalazła się w pionierskim gronie wcześnie założonych stron, bo powstała w 2001 roku. 

Ówczesne zasięgi wyżej wymienionych stron były jednak początkowo przeważnie małe, ograniczone do konkretnego, niszowego grona odbiorców. Dodatkowo ogólny krąg odbiorców w polskim Internecie był tylko niewielkim procentem wszystkich potencjalnych zainteresowanych, ze względu na wówczas ograniczony dostęp Polaków do Internetu. Ten jednak sukcesywnie z roku na rok wzrastał. Przybywało też nowych inicjatyw internetowych. Dzisiaj trudno to wszystko objąć i opisać. Może warto, żeby ktoś kiedyś podjął się tego zadania. W tym artykule chciałem jednak tylko zasygnalizować istotniejsze zjawiska, które zaistniały na początku XXI wieku w polskim Internecie.

Zagrożenie ze strony AI i sens recenzji muzycznych

W ciągu ostatnich dwudziestu lat, Internet stał się powszechnym i naturalnym narzędziem. W tym czasie w polskiem Internecie powstały setki a może i tysiące blogów, w tym muzycznych. Niektóre nadal istnieją, niektóre mają charakter bardzo niszowy, inne są całkiem poczytne. Jeszcze inne odeszły w zapomnienie. 

Niektórzy zastanawiają się czy w czasach, gdy gust słuchaczy kształtują algorytmy w serwisach streamingowych, istnieje jeszcze potrzeba pisania recenzji muzycznych. Na pewno nie jest to potrzeba masowego odbiorcy, ale czytelnictwo prasy muzycznej nigdy nie było powszechne. Nic się w tej sprawie nie zmieniło. Moim zdaniem algorytmy AI nie zastąpią opinii o muzyce. Nadal będą ludzie, którzy będą ciekawi opinii innych o muzyce. Dlatego nie przejmowałbym się końcem tego czy innego serwisu muzycznego, ani nie rozpaczałbym nad rozwojem AI. 

Życie internetowe istnieje i nadal powstają kolejne strony, na których można znaleźć recenzje muzyczne. Ci którzy chcą czytać - czytają. Ci którzy chcą pisać - piszą. A czy komuś potrzebne jest to zjawisko na masową skalę? Muzykom? Może. Wydawcom? Pewnie tak. Ale jaka przyszłość nas czeka jeśli chodzi o prasę muzyczną jest taką samą zagadką jak to, jaka przyszłość czeka w ogóle muzykę. Na naszych oczach zmienia się forma twórczości i sposób dotarcia jej do słuchaczy. Nie będę podejmował się wróżenia z fusów. Zachęcam jedynie, by nie popadać w przesadę i skupić się zwyczajnie na słuchaniu muzyki, pisaniu o niej oraz czytaniu. "Róbmy swoje" jak śpiewał poeta.

Andrzej Korasiewicz
23.02.2024 r.