Recenzje

Zaobserwuj nas

Wyszukaj recenzję:

Ultravox - U-vox (Remastered Definive Edition)

 

Ultravox - U-vox (Remastered Definive Edition)
1986/2009 - Chrysalis/EMI Records

CD 1

1. Same Old Story
2. Sweet Surrender
3. Dream On
4. The Prize
5. All Fall Down
6. Time To Kill
7. Moon Madness
8. Follow Your Heart
9. All In One Day

CD 2

1. Same Old Story (Extended Version)
2. 3
3. All In One Day
4. All Fall Down (Extended Mix)
5. Dreams?
6. All Fall Down
7. Dream On (Live)
8. The Prize (Live)
9. All Fall Down (Live)
10. Stateless
11. Same Old Story (Live)
12. Sweet Surrender (Live)
13. All In One Day (Live)
14. Time To Kill (Live)
15. All In One Day

Kolejny biały kruk z lat 80. w końcu został ponownie wydany na CD. Ostatnia "prawdziwa" płyta Ultravox osiągała na aukcjach internetowych niebotyczne ceny, ponieważ od dawna nakład edycji CD został wyczerpany i nie było wznowień. Na szczęście w serii Remastered Definive Edition uwzględniono również "U-vox".

Niestety, sama płyta to już łąbędzi śpiew Midge Ure'a i kolegów. Tomasz Beksiński nazywał tę płytę pożegnaniem z epoką new romantic i rzeczywiście to bardzo celne określenie. Zresztą nie tylko dla epoki, ale również dla zespołu.

Pomimo tego, że "U-vox" w sensie wydawniczym był prawdziwym rarytasem, to w sensie muzycznym płyta nie jest najlepsza. A przede wszystkim jest nierówna. Zawiera kilka doskonałych utworów - "All Fall Down", "All In One Day", ale są na niej również nagrania niesłychanie słabe, które stanowią swoiste preludium dla Ultravox z lat 90. bez Midge Ure'a. Rzeczywiście widać, że zespołowi wyczerpały się pomysły na dalszą działalność i nic dziwnego, że Midger Ure po wydania "U-Vox" postanowił rozpocząć karierę solową.

"U-vox" to zlepek niemal przypadkowych nagrań - kiepskich: "Sweet Surrender", "Same Old Story", "The Prize"; średnich "Time to Kill", "Moon Madness", "Follow Your Heart" oraz tych zdecydowanie lepszych i bardzo dobrych: "Dream On", "All Fall Down", "All in One Day". Całośc jest niespójna i sprawia wrażenie artystycznego i stylistycznego miotania się między tradycyjnym dla Ultravox z Midger Urem "new romantic" a czymś nowym. Czymś, co Midge Ure, Billy Curie, Chris Cross i Warren Cann próbowali wydobyć z muzycznego trupa, jakim w 1986 roku był Ultravox. Niestety, wiele wydobyć się nie dało.

W połowie lat 80. syntezatorowy pop wychodził już z mody. Na listach przebojów zaczęła królować muzyka spod znaku soft metalu i soft rocka - Europe, Bon Jovi - a praktycznie wszystkie grupy, które w pierwszej połowie lat 80. wypłynęły w nurcie new romantic albo zaprzestały działalności - Blancmange, John Foxx, Visage, Classix Nouveaux, Fad Gadget, Soft Cell - albo przechodziły poważny kryzys artystyczny - OMD, Duran Duran, Human League, Howard Jones, Nik Kershaw - z którego najczęściej już się nie podniosły. Chlubnymi wyjątkami byli: Gary Numan i Depeche Mode, którzy rozwijali się i ewoluowali artystycznie, co przyniosło, zwłaszcza w przypadku Depeche Mode, efekty w postaci mniejszego lub większego sukcesu komercyjnego i artystycznego (DM) lub tylko artystycznego (Gary Numan). Ultravox należało do pierwszej kategorii. "U-Vox" był symboliczym końcem zarówno "new romantic" jak i Ultravox.

Najbardziej dojmującym świadectwem końca epoki new romantic był otwierający "U-vox" utwór "Same Old Story", który jednocześnie promował album jako pierwszy singiel. Kakofonia trąbek zupełnie nie przystawała do stylistyki, do której przyzwyczaił swoich fanów Ultravox. Ten dosyć banalny hiciorek wzbudził przed ukazaniem się płyty wielki niepokój. I słusznie.

W Polsce moda na new romantic w 1986 roku jeszcze nie wygasała. Wtedy wszystko było u nas opóźnione w stosunku do Zachodu o parę lat. Tymczasem w cywilizowanym Zachodzie, new romantic był juz tylko wspomnieniem. A nowa płyta Ultravox próbą uratowania zespołu. Próbą nieudaną, ponieważ album nie odniósł sukcesu komercyjnego a dla fanów starego stylu Ultravox był sporym zawodem. W tym stanie rzeczy nie dziwiła decyzja Midge Ure'a o odejściu z zespołu, co oznaczało w praktyce koniec grupy. Wprawdzie w 1991 roku pod nazwą Ultravox wznowił działalność Billy Currie, który wydał dwa bardzo mocno nieciekawe, kalające legendę albumy - "Revelation" w 1993 i "Ingenuity" w 1994 - ale to naprawdę lepiej pominąć.

A jednak trudno nie cieszyć się z tego, że firma EMI postanowiła wydać w swojej serii reedycji płyt Ultravox również "U-vox". Ta trudno dostępna dotychczas na CD pozycja zawiera kilka prawdziwych perełek, o których już wspomniałem. Do zestawu podstawowego piosenek dorzucono drugi dysk z utworami rzadkimi i dotychczas niepublikowanymi. Zestawienie nagrań na drugim CD jest wprawdzie nieco rozczarowujące, ponieważ wszystkie brakujące w wersji kompaktowej nagrania ukazały się już wcześniej na płytach "Ultravox rare" a dodane w tym wydawnictwie wcześniej rzeczywiście niepublikowane nagrania koncertowe jakoś nie olśniewają. Mimo wszystko zawsze przyjemnie postawić sobie na półce wśród innych płyt Ultravox w miejscu, w którym dotychczas było pusto, brakujące ogniwo w dyskografii :) [6/10]

Andrzej Korasiewicz
19.09.2009 r.