The Cure - Three Imaginary Boys
1979 - Fiction
1. 10:15 Saturday Night 3:42
2. Accuracy 2:18
3. Grinding Halt 2:50
4. Another Day 3:42
5. Object 3:00
6. Subway Song 1:59
7. Foxy Lady (Vocals – Michael Dempsey) 2:29
8. Meat Hook 2:18
9. So What 2:35
10. Fire In Cairo 3:21
11. It's Not You 2:52
12. Three Imaginary Boys 3:13
13. The Weedy Burton 1:02
Pierwsza płyta jednego z ciekawszych zespołów związanych mniej lub bardziej ściśle ze sceną gotycką, nie jest pozycją powalającą. W tamtych czasach - eksplozji punk rocka i zespołów, które z czasem zaczęto określać mianem "falowych", "zimno-falowych" lub "nowo-falowych", albo po prostu post-punkowych - w podobny sposób grało wiele grup. Muzyka The Cure nie wyróżnia się bardzo na tym tle. Proste, zgrabnie zagrane kompozycje wprawdzie nie nużą, ale ani nie tworzą intrygującej całości, ani nie są specjalnie oryginalne. Muzycy The Cure nie są też wirtuozami gry a Robert Smith nie jest wybitnym wokalistą. A jednak... Nawet ta debiutancka płyta zaciekawia. Przy uważnym słuchaniu "Three Imaginary Boys", można usłyszeć rodzącą się wyjątkowość Roberta Smitha i całego zespołu. Bo centralnym "punktem" The Cure jest właśnie Robert Smith. To on od samego początku nadawał ton grupie i to on jest jedynym muzykiem, który gra w zespole nieprzerwanie od początku. Bez Smitha The Cure po prostu nie istniałoby. Debiutancki album jednak nie zachwyca. Gdyby nie dzisiejsza pozycja zespołu, ta płyta pewnie przeszłaby kompletnie niezauważona i nikt by o niej już nie pamiętał. Dwanaście utworów nie mających wspólnego spoiwa, trochę przypadkowych. Między nimi jednak te bardziej ciekawe: "Accuracy", "Fire in Cairo" i przede wszystkim tytułowy "Three Imaginary Boys", który z dzisiejszej perspektywy jest krokiem w ten wymiar muzyczny, w który The Cure wkroczył na płytach kolejnych. To są właśnie te jaśniejsze strony debiutanckiego longplaya The Cure. Warto odnotować jeszcze jako ciekawostkę utwór "Foxy Lady" - cover J.Hendrixa. I chociaż podobnie jak cała płyta jest on mało udany, to mimo wszystko warto posłuchać. Starzy wyjadacze dzięki temu przypomną sobie "ducha" tamtych czasów. Przecież teraz już się tak nie gra... A dla nowych wielbicieli talentu Roberta Smitha to będzie lekcja pokory, że każdy kiedyś zaczynał... [6.5/10]
Andrzej Korasiewicz
07.02.2002 r.