Relacje z koncertów

Zaobserwuj nas

Jarboe, Wrocław, klub "Firlej", 20.10.2005 r.

Jarboe, Wrocław, klub "Firlej", 20.10.2005 r.

20 października 2005 r. wrocławski klub „Firlej” miał niewątpliwy zaszczyt gościć jedną z najoryginalniejszych oraz najbardziej kreatywnych wokalistek na współczesnej scenie niezależnej. Mowa oczywiście o solowym projekcie piękniejszej połowy legendarnej grupy Swans – Jarboe. Artystka prezentowała w Polsce swój obecny projekt o nazwie The Living Jarboe, promując najnowszy album zatytułowany „The Men”.

Pierwszym aktem jej fascynującego setu, było godzinne opóźnienie. Stosunkowo zasadne, gdyż część przybyłych gości radośnie przemieszczała się korzystając z przestrzennych możliwości dość przestronnej sali. Wtem, zgasły światła, a na scenie pojawił się gitarzysta projektu The Living Jarboe, uzbrojony w gitarę akustyczną oraz niepewną minę. Pierwsze dźwięki zmieniły niepewność w radość, niestety, zmiana była widoczna tylko i wyłącznie na fizys wspomnianego muzyka. Publiczność przyjęła ten quasi akustyczny występ chłodno. Przyznam, że wcale mnie to nie dziwi, utwory bazujące na głosie oraz dźwiękach gitary akustycznej bywają interesujące, jednakże nie w takim wydaniu. Jedynym plusem tego występu była jego długość, skompresowana do dwóch piosenek.

Drugi akt szczelnie wypełniło zmysłowe kołysanie się znanej ze współpracy z m.in. A Perfect Circle, Zwan – basistki Paz Lenchatin, wspomagającej Jarboe na europejskiej trasie. Nieskomplikowana basowa improwizacja, podbudowana spokojną melodeklamacją Jarboe, wprowadzała w delikatny trans, stanowiąc wspaniały prolog do występu gwiazdy wieczoru.

Po niespełna kilku minutach na scenie pojawiła się zdobna w powłóczystą suknię Jarboe, dając asumpt do rozpoczęcia niesamowitego show. Koncert otwierał niezwykle rozedrgany i eklektyczny „feral”, prezentujący olbrzymie umiejętności wokalne pani J. Była wokalistka Swans posiada wybitny głos, przypominający wielowarstwowy twór zbudowany z najszlachetniejszego kruszcu. Wachlarz wokalnej ekspresji jest iście powalający, przekraczający wszelkie granice muzycznej poprawności. Jarboe potrafi manipulować emocjami, zmieniając sceniczne wizerunki, mowa oczywiście o subtelnych modulacjach głosowych, wprowadzających słuchacza w stan transcendentalnej psychodelii. Sztuki, która atakuje zmysły tysiącami pozornie sprzecznych odczuć. Dodatkowym atutem, uzupełniającym całość jest muzyka, powoli płynąca wraz z potokiem natchnionego śpiewu. Momentami drapieżna, innym razem melancholijna, jednakże zawsze pasująca do mistycznej, niemal rytualnej dźwiękowej wizji.

Przyznam, iż koncert Jarboe, był jednym z najbardziej interesujących spektakli, na których miałem okazję być w tym roku. Jest to z pewnością dowód na to, iż świetna muzyka obroni się w każdych warunkach i nie potrzebuje dodatkowego blichtru oraz splendoru. Przemawia do mnie owa sceniczna oszczędność, oraz pomysł urzeczywistniania oraz kreślenia muzycznych pejzaży na często opornym płótnie człowieczego (w tym wypadku mojego) gustu.

Tekst: Marcin Jarmulski
08.11.2005 r.
Zdjęcia: Monika Buko (Akinom1)
20.10.2005 r.