Podsumowania

ZAOBSERWUJ NAS

Podsumowanie muzyczne roku 2022

370 odsłon

Podsumowanie muzyczne roku 2022

Rok 2022 był dla mnie otwarciem na wiele młodych grup grających muzykę nawiązującą do twórczości postpunkowej i nowofalowej z przełomu lat 70. i 80. O ile pierwsza fala takiej retrospekcji, która wybuchła około dwadzieścia lat temu, za sprawą takich zespołów jak Editors czy Interpol, nie do końca mnie przekonała - czuję jakąś sztuczność i nieszczerość w tej muzyce - o tyle grupy takie jak Fontaines D.C., Yard Act, Black Midi, Squid i inne, które często jak Black Midi łączą w swojej twórcozści elementy również innych stylistyk - noise rock, rock alternatywny - są, moim zdaniem, prawdziwe w swoim przekazie. To nie jest jedynie przywrócenie jakiejś konwencji na zasadzie odtwarzania stylistyki, ale jej odnowienie poprzez prawdziwe emocje, które wyrażane są przy użyciu starych środków wyrazu. Słyszę w tej muzyce szczerość. 

Płyty - Fontaines D.C., Yard Act, Black Midi - znalazły się w mojej dziesiątce. Nieco dalej jest też album innego zespołu z tego kręgu - Black Country, New Road. Moim zdaniem plyta z 2022 r. jest mniej ciekawa niż ich debiut z 2021 roku. Przy okazji warto skonstaktować, że takie podsumowania z czasem, wraz ze zmieniającą się  optyką, mocno się dezaktualizują. W moim podsumowaniu roku 2021 w ogóle nie ma albumu Black Country, New Road. Gdybym dzisiaj robił to podsumowanie, na pewno by się znalazł.

W 2022 roku nadal słuchałem w sporych ilościach synth popu, co znajduje również wyraz w poniższym podsumowaniu. Miłą niespodzianką był powrót wykonawców starszego pokolenia, którzy nierozerwalnie wiążą się z latami 80. - Soft Cell, Tears For Fears, Howard Jones. Soft Cell nagrał świetną płytę w starym synth popowym stylu, Tears For Fears wydał album nieco bardziej stonowany i raczej w duchu twórczości późniejszej. Howard Jones, do którego wielu wychowanych na muzyce w latach 80. ma szczególny sentyment, a ja na pewno do takich osób się zaliczam, wydał kolejny, bardzo udany album w starej, synth popowej stylistyce.

W minionym roku słuchałem też dużo muzyki wydawanej przez GAD Records. To akurat nie znajduje odzwierciedlenia w poniższej liście płyt, bo na liście umieszczam wydawnictwa z premierową muzyką, a GAD Records specjalizuje się w przywracaniu muzyki starej, zapomnianej, albo pamiętanej, której od dawna nie można dostać na żadnym fizycznym nośniku.

Podsumowanie 2021 roku

326 odsłon

Podsumowanie roku minionego w grudniu 2022 r... No tak, życie płynie czasami za szybko i ciężko za nim nadążyć. Tym razem dosyć eksperymentalnie zrobiłem dwie listy. Pierwsza obejmuje wykonawców z kręgu stylistyki mi najbliższej - czyli tych z szeroko rozumianego synth popu, nowej fali, postpunka i ich kontynuatorów oraz następców. W tym przypadku udało mi się ułożyć top60 takich płyt. Druga lista to grupa artystów wykonujących muzykę klasycznie rockową, bluesową, hard rockową i pop. Tutaj ułożyłem top30 tego rodzaju wydawnictw. Jak był rok 2021? Przede wszystkim naznaczony pandemią Covid-19 i wszystkimi następstwami z tym związanymi - brakiem koncertów, szaleństwem lockdownów, ale też śmiercią wielu osób, które w wyniku zakażania zmarły. Czyli był to rok mało muzyczny. Jednak płyt trochę się ukazało. Muzycy zamknięci w domach już od 2020 roku mieli czas, żeby stworzyć coś nowego. W efekcie otrzymaliśmy sporod wydawnictw, ale może ze względu na pandemię nie potrafiłem cieszyć się nimi jak zwykle. 

Alternativepop, synth pop, indie, postpunk

1. Duran Duran - Future Past (8/10)
2. Cold Connection - Seconds of Solitude (8/10)
3. Clan of Xymox - Limbo (8/10)
4. Steven Wilson - The Future Bites (7.5/10)
5. Gary Numan - Intruder (7.5/10)
6. The Stranglers - Dark Matters (7.5/10)
7. Deine Lakaien - Dual (7/10)
8. Deine Lakaien - Dual+ (7/10)
9. Bobby Gillespie & Jehnny Beth - Utopian Ashes (7/10)
10. Black Country, New Road - For the First Time (7/10)

11. Balthazar - Sand (7/10)
12. Squid - Bright Green Field (7/10)
13. The The - The Comeback Special (Live At The Royal Albet Hall) (7/10)
14. A Flock Of Seagulls - String Theory (7/10)
15. The Mobile Homes - Trigger (7/10)
16. Cevin Key - Resonance (7/10)
17. Black Midi - Cavalcade (7/10)
18. Lisa Gerrard & Jules Maxwell - Burn (7/10)
19. Pink Turns Blue - Tainted (7/10)
20. Tobias Bernstrup - Petrichor (7/10)

Podsumowanie muzyczne 2020 roku

353 odsłon

Rok 2020 przyniósł wiele ciekawych płyt, choć nie nastąpiło dzięki nim jakieś muzyczne trzęsienie ziemi. Pierwszą pozycję, o której warto wspomnieć jest album niemieckiego projektu techno U96. Pamiętają państwo hit z lat 90. "Das Boot"? - tak to ten sam zespół. W nagrywaniu nowego albumu pt. "Transhuman" uczestniczył były członek Kraftwerk - Wolfgang Flur. To nie pierwsze wydawnictwoa U96, na której grupę wspiera Wolfgang Flur. Sama płyta nie jest może szczególnie wybitna, ale fragmenty, w których udziela się Flur do złudzenia przypominają nagrania Kraftwerk i właściwie tylko z tego powodu, dosyć sentymentalnego, wspominam o albumie.

Jedną z największych sensacji w minionym roku było niewątpliwie pojawianie się pierwszej od 26 lat studyjnej płyty Cabaret Voltaire. Grupa to wprawdzie dzisiaj jedynie Richard H. Kirk i muzyka głównie instrumentalna, ale jednak album "Shadow of Fear" w niczym nie ustępuje klasycznym produkcjom grupy z Sheffield. "Shadow of Fear" to moim zdaniem największe wydarzenie 2020 roku. Z kolei sukcesywnie co kilka lat nowymi wydawnictwami raczy nas holenderski projekt dark wave Clan of Xymox. Płyta "Spider on the Wall", to licząc albumy wydane pod szyldem Xymox, już 16 płyta Holendrów. Trzeba przyznać, że od reaktywacji grupy w latach 90. Clan of Xymox utrzymuje równy, stały poziom i nie zawodzi.

Nową, dobrą płytę w 2020 roku wydał też były lider Ultravox z początku historii grupy - John Foxx. John Foxx jako John Foxx And The Maths nagrywa od 2009 roku i dzięki tej marce Foxx wrócił na tory brzmienia syntezatorowo-falowego, z których lubimy go najbardziej. Album "Howl" nie jest płytą wybitną, ale przynosi dawkę solidnego grania syntezatorowego, obok którego nie można przejść obojętnie.

Rok 2020 to również, pozostając w kręgu elektronicznym i syntezatorowym, nowe płyty Pet Shop Boys i Blancmange. Duet Pet Shop Boys to już dzisiaj starsi panowie, ale nadal próbują nagrywać nowocześnie, nie trzymając się kurczowo brzmienia synth pop. Efekt tego bywa różny, ale płyta "Hotspot" jest warta uwagi. Z kolei Blancmange to dawny duet, który w pierwszej połowie lat 80. wyrósł na fali mody na new romantic. Grupa rozwiązała się w 1986 r. i po 20 latach przerwy powróciła w postaci jednoosobowego projektu Neila Arthura. W 2011 roku ukazała się pierwsza po 26 latach przerwy premierowa płyta Blancmange. Od tego czasu, Neil Arthur prawie co roku wydaje pod szyldem Blancmange kolejne wydawnictwa. Ich jakość bywa dyskusyjna, ale warto samemu się o tym przekonać.

Moje płyty 2019 roku

339 odsłon

To chyba moje ostatnie podsumowanie płytowe za kolejny rok. Za 2020 prawdopodobnie już nie będzie a jeśli będzie, to na pewno nie tak rozbudowane. W 2019 roku ucieszyły mnie płyty Red Box i Howarda Jonesa nagrane w duchu retro-80's. Płyta No-Man to też gra na sentymentach 80's - Steven Wilson w kolejnym wcieleniu. Podobnie jest zresztą z albumem Bat For Lashes. Solidne płyty wydali: New Mode Army, The Young Gods, Pixies i Chemical Brothers. Nie podoba mi się płyta Nicka Cave'a, którą wszyscy chwalą. Może kiedyś jeszcze do mnie ta płyta "przyjdzie". Niesamowitą niespodzianką jest nowy, bardzo dobry materiał weteranów z The Who. Przyjemna, pośmiertna płyta The Cranberries. Dobra, pośmiertna płyta Leonarda Cohena. Polubiłem płytę Darii Zawiałow, choć ostatnio wysypało w Polsce wokalistkami, które grają i śpiewają "na jedno kopyto". Podoba mi się to, co robi Król. Poza tym bez uniesień.

1. No-Man - Love You To Bits (8/10)
2. Tool - Fear Inoculum (8/10)
3. Bat For Lashes - Lost Girls (8/10)
4. Red Box - Chase the Setting Sun (8/10)
5. New Model Army - From Here (7/10)
6. Howard Jones - Transform (7/10)
7. The Young Gods - Data Mirage Tangram (7/10)
8. Chemical Brothers - No Geography (7/10)
9. Pixies - Beneath The Eyrie (7/10)
10. White Lies - Five (7/10)

11. Legendary Pink Dots - Angel in the Detail (7/10)
12. Rammstein - Rammstein (7/10)
13. The Cranberries - In The End (7/10)
14. Iggy Pop - Free (7/10)
15. The Raconteurs - Help Us Stranger (7/10)
16. The Black Keys - Let's Rock (7/10)
17. Perry Farrell - Kind Heaven (7/10)
18. The Who - Who (7/10)
19. Plaid - Polymer (7/10)
20. The Claypool Lennon Delirium - South Of Reality (7/10)

21. Thom Yorke - Anima (7/10)
22. Foals - Everything Not Saved Will Be Lost. Volume 2 (7/10)
23. Foals - Everything Not Saved Will Be Lost. Volume 1 (7/10)
24. Kim Gordon - No Home Record (7/10)
25. The 69 Eyes - West End (7/10)
26. Ride - This Is Not A Safe Place (7/10)
27. Daria Zawiałow - Helsinki (7/10)
28. Apparat - LP5 (7/10)
29. KRÓL - Nieumiarkowania (7/10)
30. Leonard Cohen - Thanks For The Dance (7/10)

Moje płyty 2018 roku

276 odsłon

Ze sporym opóźnieniem przedstawiam „swoje” płyty 2018 roku. Tym razem bez dodatkowej oprawy i komentarza. Jedynym komentarzem niech będzie to, że wygrywa u mnie płyta Dead Can Dance, która po pierwszym przesłuchaniu była sporym rozczarowaniem. Spodziewałem się czegoś więcej po DCD. Jednak z czasem płyta zyskuje, no i przede wszystkim mimo wielości różnych wydawnictw, nic innego szczególnie mnie nie zachwyciło. Tak naprawdę podobały mi się jeszcze nowe płyty Editors oraz przekonałem się do Florence & The Machine, stąd jej wysokie miejsce w zestawieniu. Płyta sama w sobie też jest dobra, choć nie powala. Ogólnie nic powalającego z nowych płyt w 2018 roku nie usłyszałem. Poniżej zestawienie premierowych płyt 2018 roku – top 90.

1. Dead Can Dance – Dionysus (8/10)
2. Florence & The Machine – High as Hope (7.5/10)
3. Editors – Violence (7.5/10)
4. Muse – Simulation Theory (7/10)
5. De/Vision – Citybeats (7/10)
6. Interpol – Marauder (7/10)
7. Laibach – The Sound Of Music (7/10)
8. The Opposition – Somewhere in Between (7/10)
9. Black Rebel Motorcycle Club – Wrong Creatures (7/10)
10. Project Pitchfork – Fragment (7/10)

11. Jack White – Boarding House Reach (7/10)
12. Project Pitchfork – Akkretion (7/10)
13. Riverside – Wasteland (7/10)
14. DJ Krush – Cosmic Yard (7/10)
15. Jean-Michel Jarre – Equinoxe Infinity (6.5/10)
16. M.I.N.E – Unexpected Truth Within (Camouflage) (6.5/10)
17. A Perfect Circle – Eat The Elephant (6.5/10)
18. Ian Burden – Hey Hey Ho Hum (The Human League) (6.5/10)
19. Simple Minds – Walk Between Worlds (6.5/10)
20. Tom Bailey (The Thompson Twins) – Science Fiction (6.5/10)

21. The Dumplings – Raj (6.5/10)
22. Alice In Chains – Rainier Fog (6.5/10)
23. VNV Nation – Noire (6.5/10)
24. The Damned – Evil Spirits (6.5/10)
25. Paul Simon – In the Blue Light (6.5/10)
26. Lisa Stansfield – Deeper (6.5/10)
27. Blancmange – Wanderlust (6.5/10)
28. Gang Gang Dance – Kazuashita (6.5/10)
29. Boy George & Culture Club – Life (6.5/10)
30. Kim Wilde – Here Come The Aliens (6.5/10)

31. Sting, Shaggy – 44/876 (6.5/10)
32. Lunatic Soul – Under the Fragmented Sky (6.5/10)
33. The Twins – Living For The Future (6.5/10)
34. Mark Knopfler – Down the Road Wherever (6.5/10)
35. Franz Ferdinand – Always Ascending (6.5/10)
36. Johnny Marr – Call The Comet (6.5/10)
37. The Smashing Pumpkins – Shiny And Oh So Bright, Vol. 1: No Past. No Future. No Sun. (6.5/10)
38. KRÓL – Przewijanie na podglądzie (6.5/10)
39. Orbital – Monsters Exist (6.5/10)
40. Suede – The Blue Hour (6/10)

Podsumowanie płytowe 2017 roku

252 odsłon

Zbliża się koniec roku 2018 a ja chciałem podzielić się swoim zaległym podsumowaniem za rok 2017. Ukazało się wtedy sporo płyt ważnych dla mnie wykonawców - Depeche Mode, OMD, Clan of Xymox, Gary Numan, U2. Ich jakość była różnorodna. Nowy Depeche Mode jest dla mnie jednak pewnym rozczarowaniem dlatego w podsumowaniu zwycięża OMD, ale jako że i tak kocham Depeche Mode, "Spirit" jest na drugim miejscu :). Po pierwszym przesłuchaniu rozczarowująca była też nowa propozycja Gary Numana, bliźniaczo podobna do poprzedniej płyty. Jednak wraz z kolejnym odsłuchem przekonywałem się do "Savage: Songs From A Broken World" i ostatecznie umieściłem płytę w swojej dziesiątce. Niezłą płytę wydał Roger Wates, choć jego odjazd polityczny jest męczący. Wbrew powszechnej krytyce całkiem przyzwoita jest też moim zdaniem nowa propozycja U2. 

Bardzo przyjemnym zaskoczeniem jest też Alison Moyet z albumem "Other", na której artystka powraca do brzmień 80's. Na dobrym poziomie i w znanym klimacie dark wave jest kolejna płyta Clan of Xymox. Dużą radość przyniosło mi wysłuchanie nowej propozycji Neila Arthura, który wrócił kilka lat temu do szyldu Blancmange i co roku wydaje masę nowej muzyki. Tym razem na "Unfurnished Rooms" udało mu się powrócić do brzmienia, które ten dawny duet prezentował w latach 80. Warta odnotowania jest też płyta dinozaurów ze Sparks. Amerykański duet działający od początku lat 70. jest mało znany w Polsce a miał wpływ chociażby na muzyków Depeche Mode zanim DM się narodził. Sparks to prawdziwy kameleon popu i rocka, który zmieniał się stylistycznie wraz ze zmnieniającymi się modami. Panowie po siedemdziesiątce  zaprezentowali na "Hippopotamus" kawałek wartego polecenia inteligentnego popu. 

Ogólnie jednak rok 2017 nie był zachwycający. Dlatego udało mi się ułożyć jedynie top 80 moich płyt, zamiast zwyczajowego top 100.

1. Orchestral Manoeuvres in the Dark - The Punishment Of Luxury (8/10)
2. Depeche Mode - Spirit (7.5/10)
3. Blancmange - Unfurnished Rooms (7.5/10)
4. Clan of Xymox - Days Of Black (7.5/10)
5. Gary Numan - Savage: Songs From A Broken World (7/10)
6. Steven Wilson - To The Bone (7/10)
7. U2 - Songs of Experience (7/10)
8. Alison Moyet - Other (7/10)
9. Sparks - Hippopotamus (7/10)
10. Roger Waters - Is This the Life We Really Want? (7/10)

Podsumowanie 2016 roku

140 odsłon

Minął kolejny rok i naszykowałem kolejne podsumowanie, które obejmuje swoim zakresem muzykę, której słucham. Jako osoba wychowana muzycznie w latach 80. koncentruję się głównie na wykonawcach, których poznałem wtedy oraz na tych, którzy rozwijali muzykę w latach 90. a także tych, którzy w ostatnich latach nawiązują do brzmień 80's oraz starszych. Dlatego tradycyjnie jest to podsumowanie specyficzne. Nie obejmuje ani muzyki alternatywnej sensu stricto, ani żadnej innej konkretnej. Słucham zarówno klasycznego rocka (w tym zupełnie tradcyjnego art rocka) jak i brzmień okołoindustrialnych a także muzyki, która narodziła się na scenie techno. To chyba przypadłość wielu osób, które wychowywały się w latach 80. i były pod wpływem ówczesnych prezenterów radiowych, ale później probowały szukać własnej drogi muzycznej.

Rok 2016 w moim wszechświecie muzycznym był bardzo przeciętny. Ukazało się sporo płyt wykonawców, których lubię i szanuje, ale żadna z nich nie była dla mnie wielkim wydarzeniem. To był rok, który stał przede wszystkim pod znakiem wielkich odejść z tego świata. Umarli: David Bowie, Prince, George Michael, Leonard Cohen, Alan Vega (Suicide), Keith Emerson, Greg Lake a także mniej rozpoznawalni: Black, Larry Steinbachek (Bronski Beat), Pete Burns (Dead or Alive), Rick Parfitt (Status Quo), Maurice Whithe (Earth, Wind & Fire). Odeszła również Carrie Fisher - księżniczka Lea z Gwiezdnych Wojen... A bez "Gwiezdnych Wojen" nie można rozmawiać o latach 80. Rok 2016 zebrał śmiertelne żniwo wśród gwiazd popkultury z mojego dzieciństwa a to pewnie dopiero początek...

Na pierwszym miejscu ustawiłem płytę Davida Bowiego, która ukazała się w dniu urodzin artysty i dwa dni przed jego śmiercią. Nie jest to najwybitniejsza płyta Bowiego, ale zwyczajnie w tym roku nic nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Sensacyjny powrót szwajcarskiego Yello moim zdaniem nie jest muzycznie wybitny, ale warty odnotowania i zachowujący poziom. Kolejne płyty Pet Shop Boys, New Model Army czy PJ Harvey trzymają poziom i nic więcej. Udany powrót zaliczyła za to Metallica, stąd obecność ich albumu w moim top 10, choć nie jest to grupa, która należy do moich szczególnych ulubieńców. Mocno zaktywizował się również Jean Michel Jarre, który wydał kontynuację projektu "Electronica" oraz trzecią część słynnego "Oxygene". O ile "Electronica" wraz z promującą ją trasą to zjawisko warte odnotowania, odświeżające brzmienie francuskiego klasyka muzyki elektronicznej, o tyle kontynuacja "Oxygene" to jednak odcinanie kuponów. Moim zdaniem niezbyt udane. Ciekawą płytę nagrał inny weterean - 74-letni John Cale. "M:FANS” to nowa wersja albumu „Music For A New Society” z 1982. Sam artysta tak to komentuje:

"Uprawianie sztuki w jakiejkolwiek formie zawsze jest dla mnie osobistą sprawą. Podczas pracy nad „M:FANS” zdałem sobie sprawę, że czuję odrazę do wszystkich postaci, o których pisałem w trakcie pierwotnych sesji do „Music For A New Society”. Odkurzenie tych taśm otworzyło stare rany. Nadszedł czas, aby rozgromić rozpacz z 1981 roku i tchnąć w nią nową energię, napisać tę historię od nowa. Wtedy wydarzyła się rzecz niewyobrażalna. To, co w 1981 roku zostało zainspirowane poczuciem straty i pokręconych relacji, teraz zatoczyło koło. Utrata Lou (zbyt bolesna, aby ją zrozumieć), zmusiła mnie do zawieszenia sesji nagraniowych i rozpoczęcia od nowa. Inna perspektywa – świeże poczucie potrzeby opowiedzenia historii z całkowicie przeciwnego punktu widzenia. To, co niegdyś było smutkiem, teraz stanowiło rodzaj furii. Podatny grunt dla egzorcyzmów nad wszystkim, co poszło nie tak, i nad świadomością, że jest to nieodwracalne. Ze smutku zrodziła się siła ognia!"

Legendary Pink Dots nagrał album w swoim stylu na swoim poziomie. Zero zaskończeń in minus czy in plus. Zaskoczył za to Marc Almond, który podjął współpracę z kompletnie nieznanym projektem Starcluster, w wyniku czego powstała klasycznie syntezatorowa płyta w stylu lat 80. Niestety album został wydany jedynie na winylu i w postaci plików flac.

Podsumowanie 2015 roku

Podsumowanie to tradycyjnie wypadkowa moich gustów muzycznych nieco zobiektywizowana, ale nie jest to obiektywny przegląd płyt wydanych w 2015 roku. Ponieważ te gusta obejmują wiele różnych stylistyk muzycznych, to i płyty w poniższym zestawieniu są przedstawicielami różnych stylistyk. Siłą rzeczy z pewnością nie dotarłem do wielu albumów, które być może okazałyby się ciekawsze od niektórych spośród poniższego zestawienia...   1. Steven Wilson - Hand. Cannot. Erase. (9/10)   "Hand. Cannot. Erase." to wyjątkowa pozycja w dyskografii Wilsona. Chyba właśnie na niej rozwinął najpełniej swój indywidualny styl, niezależny od tego, co tworzył pod szyldem Porcupine Tree. Jednocześnie odnajdziemy tutaj elementy wszystkich stylistyk i poszukiwań Wilsona. Zarówno tych wyartykułowanych pod szyldem Blackfield, wcześniejszych solowych płyt jak i Porcupine Tree. Mamy więc tutaj popowe piosenki ("Hand. Cannot. Erase"), utwory ocierające się o trip hop ("Perfect Life") a także rozbudowane, neoprogresywne kompozycje z elementami wręcz metalowymi ("Ancestral"). Wszystkie te odmienności łączą się w jeden styl i tworzą spójną całośc.   2. Rimbaud (Budzyński Trzaska Jacaszek) - Rimbaud (8.5/10)   Jedna z najbardziej zaskakujących pozycji w muzyce 2015 r. Tomasz Budzyński, lider punkowej Armii, Mikołaj Trzaska, saksofonista, współlider zespołów z kręgu muzyki jazzowej i Jacaszek - twórca eksperymentalnej muzyki elektroakustycznej postanowili połączyć siły i stworzyć nową jakość. Efekt jest niesamowity. Potężny wokal Budzyńskiego na tle dominujących elektroakustycznych podkładów poprzetykanych noisowym saksofonem Trzaski tworzą spójną całość i wprawiają w stan duchowej ekstazy.   3. David Gilmour - Rattle That Lock (7.5/10)   Nowa płyta Gilmoura wzbudziła sporo krytycznych komentarzy. I rzeczywiście, mimo obecności charakterystycznych dla lidera Pink Floyd klimatów, zawiera kilka zaskakujących kompozycji jak np. barowy, jazzujący "The Girl In The Yellow Dress", co powoduje, że "Rattle That Lock " sprawia wrażenie płyty niespójnej. Z drugiej strony zarzuca się Gilmourowi, że w innych kompozycjach powiela ciągle te schemty. Wszystko to prawda, ale prawdą jest też to, że dzięki temu na płycie otrzymamy zarówno to, czego wszyscy od Gilmoura oczekujemy jak i pewien efekt zaskoczenia. Z pewnością album skierowany jest do fanów Pink Floyd i Gilmoura, bo mimo wszystko nie ma tutaj niczego odkrywczego. Dzięki elementowi zaskoczenia do płyty chce się jednak wracać a to, co u Gilmoura spodziewane, nie schodzi poniżej właściwego dla Gilmoura poziomu.   4. Duran Duran - Paper Gods (7/10)     "Paper Gods" nie odniosło sukcesu komercyjnego. Zostało też poddane zmasowanej krytyce przez dziennikarzy muzycznych. O dziwo nowa płyta Duran Duran nie podoba się też niektórym fanom DD. Zupełnie nie rozumiem dlaczego. Fakt wykorzystania możliwości współczesnych producentów nie sprawił przecież, że w muzyce nie słychać charakterystycznych dla Duran Duran elementów. "Paper Gods" jest według mnie dobrym połączeniem tradycji muzycznej DD i współczesnych osiągnięć produkcji muzycznej. Rzeczywiście jest tutaj sporo tanecznych rytmów, ale przecież Duran Duran nigdy nie stronili od takiej twórczości. Moim zdaniem utwory na "Paper Gods" dobrze wpisują się w klimat Duran Duran a sama płyta zasługuje na uwagę.   5. Dave Gahan & Soulsavers - Angels & Ghosts (7/10)       Kontynuacja pomysłu z 2012 roku. Współpraca Gahana z Soulsavers okazała się na tyle udana, że w 2015 roku ukazała się kolejna płyta pt. "Angels & Ghosts". Jak to z kontyuacjami bywa, moim zdaniem jest słabsza niż "The Light The Dead See", ale mimo wszystko na tyle dobra, że zasługuje na wyróżnienie. Podobnie jak z poprzednią płytą i na najnowszej im dłużej z nią obcujemy, tym bardziej wciąga i zyskuje z każdym następnym odsłuchem. Brakuje jednak czynnika zaskoczenia, który występował wcześniej. Siłą rzeczy mamy do czynienia z powtórką a to sprawia zawsze trudność z wykreowaniem czegoś świeżego. I tak jest w tym przypadku. Płyta dobra, ale nie wyjątkowa.   6. Armia - Toń (7/10)     Powrót Budzyńskiego i spółki do starego dobrego brzmienia Armii. Choć jak wynika z wypowiedzi lidera zespołu, Budzyński niczego takiego nie planował, to jednak trochę "niechcący" się mu to udało, ku zadowoleniu starych fanów. Nie jest to oczywiście poziom "Legendy". Moc muzyki jest już siłą rzeczy mniejsza niż przed 25 laty, ale mimo wszystko na płycie "Toń" mamy zarówno pewne oznaki baśniowego klimatu, który zawsze powodował wyjątkowść grupy, jak i moc neopunkowej energii.   7. New Order- Music Complete (7/10)       Pierwsza pełnoprawna płyta nagrana bez Petera Hooka. I wstydu New Order nie przynosi. Zaczyna ją utwór "Restless", który brzmieniowo nawiązuje do płyt New Order z lat 00's. Kolejne nagrania przynoszą jednak cofnięcie w czasie do epoki "Blue Monday", bo jest znacznie bardziej elektronicznie i tanecznie. "Singularity" można spokojnie postawić obok "True Faith" albo wspomnianego "Blue Monday". Dalej jest podobnie. Bardzo taneczny "Plastic" i kolejne utrzymane w tym samym duchu kompozycje. Dopiero, gdy docieramy do utworu nr 7 "Academic", robi się znowu bardziej rockowo i w klimacie "Get Ready". Do końca albumu obie tonacje mieszają się. "Music Complete" nie jest może muzyką kompletną, ale jest to bardzo przyzwoita pozycja, która zadowoli fanów talentu muzyków New Order. Choć basu Petera Hooke'a trochę brakuje.   8. The Dead Weather - Dodge & Burn (7/10)   Trzecia płyta w dyskografii indie rockowej supergrupy nie przynosi żadnego zaskoczenia. Nadal słyszymy wokal Alison Mosshart (The Kills), pobrzmiewa gitara Jacka White'a, mimo że w tym projekcie jest głównie perkusistą oraz dominującą gitarę Deana Fertita (Queens of the Stone Age). Nadal mamy chropawe brzmienie i dużo neobluesowego grania wprzęgniętgo w połamane kompozycje The Dead Weather. Poziom z poprzednich płyt utrzymany.   9. Killing Joke - Pylon (7/10)       Jaz Coleman kontynuuje ocierającą się o rock industrialny sytlistykę Killing Joke. I trzeba przyznać, że wychodzi mu to całkiem dobrze. Znowu otrzymujemy mocne, rockowe brzmienie klimatycznie nawiązujące do Nine Inch Nails czy ostatnich dokonań Gary'ego Numana. Na pewno nie mamy tutaj do czynienia z powrotem do nowej fali, ale z konsekwentnym eksploatowaniem stylistyki znanej z ostatnich płyt Killing Joke. I mimo płynięcia cały czas w tym samym nurcie brzmieniowym, Colemna utrzymuje stały i równy poziom, nie zwalniając tempa zarówno jeśli chodzi o jakosć kompozycji, jak i częstotliwość nagrywania kolejnych albumów.   10. Gang of Four - What Happens Next (7/10)  

Dla mnie jedno z większych zaskoczeń minionego roku. Gang of Four to jeden z klasycznych postpunkowych zespołów, który jednak w Polsce nigdy nie zyskał większego uznania. Sam też nigdy nie ceniłem szczególnie Brytyjczyków. Grupa w 1983 roku zakończyła działalność. Pod koniec lat 80. wznowiła ją, by tułać się na marginesie show-biznesu przez pewien okres w latach 90. Następnie zespół zyskał na popularności dzięki nowym, inspirującym się nim artystom: The Futureheads, Bloc Party czy Franz Ferdinand. Grupa w 2004 roku wznowiła działalność, aczkolwiek z oryginalnego składu ostał się jedynie gitarzysta Andy Gill. Pozostali muzycy to nowy zaciąg. "What Happens Next" to druga płyta z premierowym materiałem wydana po reaktywacji w 2004 roku. Znajdziemy tutaj muzykę zagrną z pazurem, dynamizmem a jednocześnie z naleciałościami klasycznego postpunku. W istocie "What Happens Next' ma więcej wspólnego z dokonaniami epigonów Gang of Four niż z samym klasycznym Gang of Four. Mimo wszystko słucha się tej muzyki bardzo dobrze.

11. Anekdoten - Until All The Ghosts Are Gone (7/10)
12. Visage - Demons To Diamonds (6.5/10)
13. Lacrimosa - Hoffnung (6.5/10)
14. Haujobb - Blendwerk (6.5/10)
15. Muse - Drones (6.5/10)
16. Gazpacho - Molok (6.5/10)
17. A-Ha - Cast in Steel (6.5/10)
18. Mercury Rev - The Light in You (6.5/10)
19. Camouflage - Greyscale (6.5/10)
20. Hurts - Surrender (6.5/10)

21. Wire - Wire (6.5/10)
22. Foals - What Went Down (6.5/10)
23. Editors - In Dream (6.5/10)
24. IAMX - Metanoia (6.5/10)
25. Florence + The Machine - How Big How Blue How Beautiful (6.5/10)
26. Riverside - Love, Fear and the Time Machine (6.5/10)
27. Toto - Toto XIV (6.5/10)
28. Marc Almond - The Velvet Trail (6.5/10)
29. Jean-Michel Jarre - Electronica 1: The Time Machine (6.5/10)
30. Alabama Shakes - Sound & Color (6.5/10)

31. Blancmange - Semi Detached (6.5/10)
32. Archive - Restriction (6.5/10)
33. Martin L. Gore - MG (6/10)
34. Faith No More - Sol Invictus (6/10)
35. Iron Maiden - The Book of Souls (6/10)
36. Bjork - Vulnicura (6/10)
37. Midge Ure - Breathe Again Live And Extended (6/10)
38. Steve Hackett - Wolflight (6/10)
39. Róisín Murphy - Hairless Toys (6/10)
40. Sylvan - Home (6/10)

41. Adele - 25 (6/10)
42. Blur - The Magic Whip (6/10)
43. Wilco - Star Wars (6/10)
44. The Fall - Sub-Lingual Tablet (6/10)
45. Chris Cornell - Higher Truth (6/10)
46. The Charlatans - Modern Nature (6/10)
47. Diary of Dreams - Grau im Licht (6/10)
48. Enya - Dark Sky Island (6/10)
49. China Crisis – Autumn In The Neighbourhood (6/10)
50. Simply Red - Big Love (6/10)

Podsumowanie 2014 roku

143 odsłon

Mimo wielu płyt wydanych przez interesujących mnie wykonawców, muzyczny rok 2014 był moim zdaniem raczej słaby. Tak naprawdę nie ma wyraźnego zwycięzcy. Jest kilka równorzędnych płyt, które równie dobrze mógłbym umieścić na pierwszym miejscu. Do wielu wydawnictw pewnie jeszcze nie dotarłem a poniższe zestawienie nie jest ostateczne i z każdym kolejnym dniem może ulegać zmianom.  Tak jak zmianom ulega ocena poszczególnych płyt. Mimo wszystko jest to dosyć dobre odwzorowanie słuchanej przeze mnie nowej muzyki w 2014 roku i dobrze oddaje klimaty muzyczne w jakich się poruszam a jakie legły wiele lat temu u podstaw powstania tej strony.

1. Peter Murphy - Lion (8/10)

Po prostej, rockowej płycie "Ninth" z 2011 roku Peter Murphy wraca do klimatów bardziej mrocznych, ocierających się chwilami o rock industrialny. Jest sporo cięższej elektroniki, ale także momenty wytchnienia. Wszystko dobrze dobrane i wymieszane w charakterystycznym dla ex-lidera Bauhaus stylu. Bardzo dobra, równa płyta szczególnie godna polecenia miłośnikom dark independent. Klimat bardzo zbliżony do ostatnich dokonań Gary Numana.

2. Jack White - Lazaretto (8/10)

Druga solowa płyta amerykańskiego instrumentalisty nie zaskakuje niczym nowym, ale jest jak dobrze naoliwiona maszyna. Nie zacina się i idzie do przodu. Elementy bluesa, rockowej alternatywy mieszają się z folkowymi inkrustacjami. Jack White nie zawodzi dostarczając przy tym kilku chwytliwych numerów jak "Would You Fight For My Love?".

Podsumowanie roku 2013 okiem Jakuba Oślaka

Podsumowanie roku 2013 okiem Jakuba Oślaka



Tytułem wstępu. Mieliśmy wspaniały rok pod względem ilości wydanych płyt. Trwa okres symbiozy gatunkowej, cudownych powrotów i rozkwitu młodzieży. Mimo to, ciężko było mi wybrać przekonującą mnie samego dziesiątkę. Zawiedli mnie gwiazdorzy lat 80., tacy jak OMD, Visage czy Johnny Hates Jazz. To cudownie, że wydali płyty po tylu latach, ale są one na dłuższą metę nudne. Dinozaury tacy jak Black Sabbath i Deep Purple nadal do mnie nie trafiają. Zasmuciły mnie też objawienia ubiegłych dekad - The House of Love, My Bloody Valentine i Boards of Canada - którzy chwałą powrotu przykrywają płyty niesłuchalne. Zupełnie poległ Karl Bartos, którego nowa płyta brzmi tandetnie. Johnny Marr brzmi dziecinnie i naiwnie, podobnie jak Beady Eye. David Bowie i NIN grają swoje i chwała im za to (znowu powroty), ale to wszystko. Współcześni gwiazdorzy rocka - Kings of Leon, Franz Ferdinand, The Killers, Arctic Monkeys, Queens of the Stone Age itd. - także nie zachwycają. Wszyscy oni nagrali po kilka dobrych numerów na dość ciekawych płytach. Ale na tym kończy się mój komentarz na ich temat. Daft Punk nagrał hit lata, ale już drugi singiel jest pomyłką, a cały album mnie irytuje. W nowej elektronice i ambiencie panuje atmosfera masowego powielania - Autechre już dawno połknęło własny ogon, nowy Warp to nadal żart, a Tim Hecker i Jon Hopkins nie stworzyli nic, czego chciałbym słuchać więcej niż raz.

* * *

Mimo to, uważam ten rok za bardzo udany pod względem muzycznym. Temat płytowego podsumowania roku 2013 tradycyjnie wyczerpał red. Andrzej swoim przekrojowym rankingiem-przewodnikiem, który znajdziecie tu:

Podsumowanie roku 2013 >>

Ja jednak uznałem, że skoro moja prywatna pierwsza dziesiątka różni się od niej w 90 proc. - dlaczego by nie zaprezentować, tak dla kontrastu, "alternatywnego" zestawienia najciekawszych płyt 2013 roku. Oto i one:

1. Nick Cave & The Bad Seeds - Push the Sky Away

Nie miałem najmniejszych wątpliwości komu przyznać laur zwycięzcy. Cave i spółka popełnili najlepszy krążek od "The Boatman's Call". Kto wie, czy nie mój ulubiony w całym ich dorobku. Na początku podszedłem do niego z wielką rezerwą, oczekując kolejnej porcji nudów jaką Cave męczył wierną publiczność od czasu "Nocturamy". Nic z tych rzeczy. Cave triumfuje w swoim starym, dobrym stylu - ponurą liryką, upiorną elegancją, szczyptą szaleństwa i poczuciem czarnego humoru. Owszem, nadal jest skończonym narcyzem, ale przynajmniej czyni to z gracją, inteligencją i doświadczeniem. Znowu witamy w jego bajce, rodem z Poe, Faulknera, Beksińskiego i Burtona. Do tego Warren Ellis udanie zastąpił Blixę Bargelda w roli szalonego asystenta. Doskonała płyta do wielokrotnego wysłuchiwania.



2. Mark Lanegan - Imitations

Najpoważniejszy konkurent do złota w tym zestawie, który ostatecznie przegrał tylko dlatego, że jest zestawem coverów (w tym samego Cave'a). Ale za to jak wykonanych! Lanegan swoim chropowatym głosem przedstawia tu piosenki, które zaistniały w jego życiu jako potężne inspiracje, zarówno w okresie dzieciństwa, jak i całkiem współcześnie. Każda z nich brzmi oszałamiająco, począwszy od lekkiego "Mack the Knife" przez frapujące "Pretty Colours" i "Autumn Leaves" aż po rozrywający serce "Solitaire". Cały album spowity jest smutkiem, samotnością i cichą desperacją, ale w tym właśnie tkwi jego moc. Niezwykle eleganckie brzmienie bez grama nadęcia. Sądzę, że jest to najlepszy zestaw coverów jaki słyszałem od czasu "It'll End in Tears". Warto dodać, że wspólnie z Dukiem Garwoodem, Mark wydał w tym roku inną płytę p.t. "Black Pudding" - także wartą sprawdzenia.



3. Pet Shop Boys - Electric

Petarda. O ile zeszłorocznemu "Elysium" zabrakło mocy, aby zaistnieć w umysłach nawet wiernych fanów PSB, o tyle ta propozycja rozwiewa jakiekolwiek wątpliwości. Po wieloletniej współpracy z wielką wytwórnią, duet przeszedł na swoje, wydając krążek w stu procentach taki, jaki chcieli. To mistrzostwo tanecznej elektroniki, swoisty przegląd gatunków, które kształtowały duet Tennant/Lowe przez lata. Płyta brzmi jak kolejna odsłona serii "Disco", jaką PSB wydawali co jakiś czas od początku swojej kariery. Słychać klasyczne dyskotekowe rytmy w nowoczesnych, klubowych odsłonach. Do tego cytat z Williama Blake'a, cover Bruce'a Springsteena i piach w oczy tym, którzy odsyłają ich na emeryturę. Ciekaw jestem ile jeszcze pociągną jako wykonawcy. Spokojną resztę życia jako producenci i kompozytorzy mają już zapewnioną.



4. Black Rebel Motorcycle Club - Specter At The Feast

Najdojrzalszy z dotychczasowych albumów amerykańskiego trio. Zespół dał się poznać przez lata jako autorzy świetnych rockowych numerów w garażowym stylu, spowitych echem psychodelii, aurą zagadkowości i niepokornym chłodem. Ich brzmienie odcina się wyraźną kreską od współczesnych, identycznie grających zespołów, sięgając głęboko do historii rocka po obu stronach Atlantyku. Ich duchowym patronem jest Marlon Brando z "Dzikiego", ale ze swojego buntu bez powodu potrafią utkać świetną opowieść, wiodącą przez wiele brzmieniowych krain. W dodatku chwilami może się wydawać, jakby znad konsolety opiekował się nimi Brian Eno.



5. Pearl Jam - Lightning Bolt

Ten kto nadal kojarzy Pearl Jam z brzmieniem Seattle nazywanym grunge niech natychmiast przestanie. Ten zespół od siedmiu lat gra klasycznie rockowo, hołdując zarówno amerykańskiemu punkowi, jak i brytyjskiej inwazji. W dodatku od dawna nie mieli takiego przeboju jak "Sirens". Sporo fanów ma im to za złe, że obecnie bliżej im do Aerosmith czy Springsteena niż "Ten". "Lighting Bolt" to płyta silnie ukierunkowana na osobę Veddera, który gra tu pierwsze i drugie skrzypce, przenosząc sporo owoców swojego solowego dorobku do garażu zespołu. Poza tymi dwoma zarzutami, jest to bardzo dobra płyta rockowa o wielu odcieniach. Prezentuje umiejętności, inspiracje, wrażliwość i subiektywne horyzonty zespołu, który po dwudziestu latach pracy wciąż ewoluuje. A mnie jest bardzo miło móc to obserwować i przeżywać.



6. Pretty Lights – A Color Map Of The Sun

Jedyny na liście przedstawiciel elektronicznej młodzieży. Odkryłem go zupełnym przypadkiem i jestem zachwycony. Ten dzieciak i jego kumple robią muzykę już od kilku lat, ale dopiero teraz dochrapali się debiutu płytowego. W skrócie - to misz-masz trip-hopu, dubstepu i samplingu jakiego nie powstydziliby się najwięksi w tej dziedzinie. Odważnie i bez kompleksów; gejzer wyobraźni, świetne wyczucie elektronicznego rytmu i zmysł dźwiękowego kolażu. Dawno nie zaglądałem w te rejony; prawdę mówiąc, w temacie tanecznej elektroniki wolę pozostawać w latach 90. Ale ten projekt robi wielkie wrażenie i przysłowiowym rzutem na taśmę wskakuje do mojego rankingu.



7. Depeche Mode - Delta Machine

Nie do zdarcia. Nie stoją w miejscu i nigdy się nie powtarzają. Nie zawsze fascynują, ale nigdy nie nudzą. Bardzo udana płyta, najlepsza od czasu doskonałej "Ultry", chociaż początkowo może wydać się dziwna i toporna. Jak już pisałem gdzie indziej, brzmienie płyty jest powolne, uduchowione, coraz bardziej płynące bezpośrednio z duszy, niźli wyobraźni. Dużo miejsca na kompozycyjne eksperymenty, a także popisy wokalne. Gahanowi bardzo dobrze zrobił występ u Soulsavers i to obok ich zeszłorocznej propozycji ustawiłbym "Delta Machine".



8. Heart & Soul - Heart & Soul Presents Songs Of Joy Division

Znowu covery, znowu Joy Division i znowu zaskoczenie. Heart & Soul to kolektyw przedstawicieli polskiej sceny alternatywnej pod batutą muzyków znanych z Agressiva 69 i Made in Poland. Prezentują nietypowy wybór kompozycji słynnej ekipy z przedmieść Manchesteru we własnym, świeżym i intrygującym wykonaniu. Nie jestem zatwardziałym fanem Joy Division i sądzę, że sporo z "kultu" tego zespołu to marketing. Być może dlatego ten zbiór tak mi się podoba. Panie i panowie raźno przeskakują pomiędzy elektroniką a rockiem lub raczej stoją pomiędzy nimi niczym kamienny most. Bardzo podoba mi się obecność wielu wokalistów, z których każdy udanie zaprezentował samego siebie, a nie jedynie odśpiewał teksty Curtisa. Każda z aranżacji stawia w pozytywnym świetle nie tylko członków tego eksperymentu, ale całą ideę coverowania, która jak wiadomo nie każdemu musi się podobać. Uważam, że to bardzo ciekawy, równy krążek, który w pierwszej kolejności zaintryguje tych, którzy do tej pory nie mieli o Joy Division wyrobionego zdania.



9. Mudhoney - Vanishing Point

Punk? Grunge? Coś pomiędzy? A może jeden wielki brudny palec w twarz całego muzycznego świata krytyków, oczekiwań, fanów, mediów i całej reszty? Ten zespół gra tak jak grał od samego początku - szybko, głośno, energicznie i bardzo inteligentnie. Od razu słychać, że to Amerykanie - zbyt dużo jest tam "ja" w treści. Ale Mark Arm to gość, któremu nie sposób mieć tego za złe. Tam gdzie liczy się granie dla siebie, dla pretekstu do podróży po świecie, dla miłego spędzenia czasu z kumplami i być może dorobienia do codziennej pensji - tam widać i słychać Mudhoney. Są na scenie dłużej niż Nirvana i Pearl Jam i nigdy nie zagrają z Bono, nie wejdą do hall of fame, ani nie wypełnią stadionu; ba, Stodoła okazała się dla nich za duża. Czy ktoś z nich się tym przejmuje?



10. The Black Angels – Indigo Meadow

Na koniec młodzież rockowa, ale patrząca mocno w kolorową przeszłość brzmień lat 60 i 70. Taka neo-psychodelia jest wciąż bardzo modna wśród dwudziestoletnich brodaczy, ale wbrew pozorom wykonana naprawdę bardzo solidnie i intrygująco. Płyta po prostu przyciąga i zachęca do wielokrotnego odsłuchu. A słychać na niej wpływy Cream, Jefferson Airplane, The Yardbirds, Love, a nawet The Doors. Jeśli czerpać, to tylko z najlepszych źródeł. Tym bardziej, że panowie mają naprawdę dużo do powiedzenia i warto dać im szansę chociażby z chęci skontrastowania pozytywnego talentu z bezpłciowością większości indie-rockowych gwiazdorów.



Jakub Oślak
07.01.2014 r.

Podsumowanie 2013 roku

152 odsłon
Rok 2013 to kolejny rok powrotów. Pierwsza od 1978 roku płyta studyjna Black Sabbath z Ozzy Osbournem. Pierwsza od 2003 roku płyta Dawida Bowiego. Pierwsza od 1984 roku płyta Visage. Pierwsza od 1997 roku płyta Die Krupps. To te najbardziej spektakularne powroty. Ale po kilku latach przerwy wrócili również: Deep Purple, Boards of Canada czy Daft Punk. Zaskakująco dobrą płytę nagrał Deep Purple. Do swoich korzeni powrócili: OMD, Skinny Puppy. Dobrą płytę nagrali weterani z New Model Army. Płytę z kolędami i utworami świątecznymi wydał synth popowy duet Erasure. Nowe albumy wydali też Sting, Gary Numan, Depeche Mode. Przypomniali o sobie wykonawcy nieco już zapomniani, którzy największe triumfy święcili w latach 80.: Johnny Hates Jazz, Alison Moyet. Wydarzeniem było też nowe wydawnictwo Paula McCartneya. Nie próżnowała także scena dark independent/EBM. Pierwszy od 22 lat album z Dirkem Ivensem wydał klasyk EBM The Klinik. Nowe wydawnictwa zaprezentowali m.in.: Covenant, VNV Nation, Nine Inch Nails, Pouppée Fabrikk, Suicide Commando oraz wspomniani Skinny Puppy, Die Krupps. A jednak mimo liczby nowych albumów znanych i klasycznych wykonawców, mam pewien niedosyt. Żadna z płyt nie powaliła mnie na kolana tak jak w zeszłym roku miało to miejsce z Dead Can Dance czy Ultravox. Miałem więc poważną trudność z ułożeniem moich ulubionych płyt 2013 roku. W końcu palma pierwszeństwa przypadła Depeche Mode chyba bardziej za całokształt niż za "Delta Machine", która wprawdzie jest płytą bardzo dobrą, ale jednak nie genialną. Pozostałe płyty z czołówki - Gary Numan, Black Sabbath, Deep Purple czy New Model Army tak naprawdę są na podobnym poziomie, ale ktoś musiał wygrać :). Zestawienie ma charakter subiektywny. Nie jest to top ułożony w oparciu o jakieś obiektywne kryteria oceny albumów. Kierowałem się głównie kategorią "podoba mi się" - "nie podoba mi się" oraz nieuchwytnymi kryteriami wyniesionymi z wieloletniego osłuchania. Jest to mój prywatny top ulubionych płyt 2013 a nie zestawienie ułożone po wnikliwych analizach "ekspertów".   1. Depeche Mode - Delta Machine (8/10)   "Delta Machine" to dobry album Depeche Mode. Nie odkrywa w muzyce niczego nowego, nie jest też próbą cofnięcia się w czasie. Na "Delta Machine" mamy do czynienia  raczej z solidnym rzemiosłem i próbą ukazania fanom DM nowych rejonów emocjonalnych przy użyciu tradycyjnego (dla DM) instrumentarium.   2. Gary Numan - Splinter (Songs From A Broken Mind) (8/10)     Nowa płyta Gary'ego Numana z premierowym materiałem wydana po 7 latach przerwy (jeśli nie liczyć "Dead Son Rising" z 2011) przynosi muzykę charakterystyczną dla Numana co najmniej od połowy lat 90. Nie ma tutaj niczego zaskakującego ani odkrywczego, ale muzyka jest na dobrym poziomie. Płyta sposoba się fanom Numana oraz Trenta Reznora.   3. Black Sabbath - 13 (8/10)     Premierowy materiał z Ozzy Osbournem na wokalu. To pierwsza taka płyta od 1978 roku - niewątpliwie wydarzenie tego roku. Album nawiązuje brzmieniem do "klasycznego" składu z lat 70. (choć zabrakło Billa Warda), ale nie przynosi takich killerów jak "Paranoid" czy "Iron Man". A jednak płyta wciąga i trzyma równy poziom. Wraz z kolejnym odsłuchem "13" zyskuje a nie traci. Nie jest to najlepsza płyta w historii Black Sabbath, ale może najbardziej równa.   4. Deep Purple - Now What?! (8/10)     Dla mnie jedno z największym zaskoczeń tegorocznych. Emeryci z Deep Purple, którzy od wielu lat żyją z grania koncertów dla emerytów wydali po 7 latach przerwy nowy album. Poprzedni "Rapture Of The Deep" nie dawał nadziei, że panowie nagrają jeszcze nowy materiał na dobrym poziomie. Zwłaszcza, że w składzie nie ma Blackmore'a i ś.p. Johna Lorda, którzy decydowali o brzmieniu klasycznego Deep Purple. A jednak "Now What?!" to płyta bardzo dobra. Po pierwsze niezłe są same kompozycje. Po drugie brzmienie albumu to z jednej strony nawiązanie do starych "Purpli", z drugiej strony Bob Ezrin wydobył z Deep Purple dźwięki wcześniej niespotykane. "Now What?!" jest bardziej wysmakowane, dopracowane i bogate brzmieniowo niż wszystkie wcześniejsze albumy. Płyta ma w sobie coś z elegancji grup wykonujących "prog rocka".   5. New Model Army - Between Dog & Wolf (8/10)     Drugie obok Deep Purple zaskoczenie tegoroczne. Wprawdzie New Model Army to całkiem inny gatunek i inna muzyka niż Deep Purple, ale podobny jest charakter zmian jakie zaszły w muzyce obu grup. Po New Model Army również nie spodziewałem się już niczego ponad odgrywanie wypracowanych wcześniej schematów. Tymczasem "Between Dog & Wolf" zaskakuje elegancją brzmienia, przestrzennością kompozycji i dbałością o szczegóły. Efektem końcowych tych zabiegów jest płyta, która zamiast prostoty, dynamizmu i postpunkowej werwy, przynosi muzykę korzeniami tkwiącą w energetycznym postpunkowym rocku, ale uszlachetnioną i inteligentną.   6. The Legendary Pink Dots - The Gethsemane Option (7.9/10)     W przeciwieństwie do New Model Army i Deep Purple nie ma żadnych zmian. The Legendary Pink Dots nagrywa płyty konsekwentnie według tego samego przepisu. Psychodeliczna elektronika połączona z wizjonerskim apokaliptycznym popem. Niezmiennie od lat przynosi to piorunujący efekt a "The Gethsemane Option" wydaje się jednym z celniejszym "strzałów" w całej dyskografii The Legendary Pink Dots.   7. David Bowie - The Next Day (7.8/10)     Niespodziewany i niezapowiedziany powrót Davida Bowiego. Gdy wszyscy myśleli, że David Bowie całkowicie wycofał się z jakiejkolwiek działalności muzycznej, niespodziewanie na początku roku ukazała się jego nowa piosenka "Where Are We Now?", która okazała się zapowiedzią nowego, pierwszego od 2003 roku albumu Bowiego. "The Next Day" ukazał się w marcu 2013 roku przynosząc zestaw typowych dla Bowiego songów, nawiązujących raczej do twórczości z lat 70. i dokonań po "Earthling" niż do przebojowego popu z lat 80. czy poszukiwań brzmieniowych w rodzaju wspomnianego "Earthling". Dawid Bowie, nazywany kameleonem rocka, przedstawił na "The Next Day" swój własny styl będący wypadkową dotychczasowych poszukiwań twórczych. Czy jest to zwieńczenie i podsumowanie kariery Bowiego? Być może. Na pewno "The Next Day" przynosi muzykę wciągającą, idącą nieco pod prąd współczesnych mód.   8. OMD - English Electric (7.5/10)     Drugi album OMD, po reaktywacji w 2006 roku w oryginalnym składzie, przynosi brzmienie jeszcze bardziej nawiązujące do klasycznego synth pop/new romantic niż płyta "History of Modern".   9. Visage - Hearts and Knives (7/10)     "Hearts And Knives" to chyba najbardziej zaskakujący powrót nie tylko tego roku, ale w ogóle ostatnich kilku lat. Soczyste, konkretne syntezatory z epoki, niezmienny, nieco niedbały i mechaniczny wokal Strange'a, dobre melodie, aura syntezatorowej dekadencji - to wszystko usłyszymy do połowy płyty.   10. Daft Punk - Random Access Memories (7/10)     Zaledwie czwarta w dyskografii, pierwsza od 8 lat płyta gigantów electro i house z Daft Punk to kolejne zaskoczenie tegoroczne. O ile w przypadku Deep Purple czy New Model Army mieliśmy do czynienia jedynie z uszlachetniemiem lub wzbogaceniem brzmienia, o tyle Daft Punk postanowił całkowicie przemodelować swoją stylistykę i nagrał album w stylu disco 70's. Ten bardzo odważny zabieg przyniósł muzykę ciepłą,  ale i przebojową (singlowy hit "Get Lucky" zaśpiewany przez Pharrella Williamsa). Początkowy szok ustępuje podziwowi, że Francuzom udało nagrać płytę w archaicznej stylistyce, która brzmi nowocześnie.  

11. Arctic Monkeys - AM (7/10)
12. Empire Of The Sun - Ice On The Dune (7/10)
13. Cut Copy - Free Your Mind (7/10)
14. Pet Shop Boys - Electric (7/10)
15. Nick Cave & The Bad Seeds - Push The Sky Away (7/10)
16. Skinny Puppy - Weapon (7/10)
17. White Lies - Big TV (7/10)
18. Hurts - Exile (7/10)
19. New Order - Lost Sirens (7/10)
20. Pere Ubu - Lady from Shanghai (7/10)

21. Nine Inch Nails - Hesitation Marks (7/10)
22. Die Krupps - The Machinists of Joy (7/10)
23. Arcade Fire - Reflektor (7/10)
24. Goldfrapp - Tales Of Us (7/10)
25. Paul McCartney - New (7/10)
26. John Foxx And The Belbury Circle - Empty Avenues EP (6.9/10)
    John Foxx And Jori Hulkkonen - European Splendour EP (6.9/10)
27. Pearl Jam - Lightning Bolt (6.8/10)
28. VA - Panny Wyklęte (6.7/10)
29. Johnny Hates Jazz - Magnetized (6.6/10)
30. Erasure - Snow Globe (6.6/10)

31. Fish - A Feast Of Consequences (6.6/10)
32. Katie Melua - Ketevan (6.6/10)
33. Covenant - Leaving Babylon (6.6/10)
34. Johnny Marr - The Messenger (6.5/10)
35. VNV Nation - Transnational (6.5/10)
36. Stereophonics - Graffiti on the Train (6.5/10)
37. Adam Ant - Adam Ant Is the BlueBlack Hussar in Marr (6.5/10)
38. Sigur Ros - Kveikur(6.5/10)
39. Ray Wilson - Chasing Rainbows (6.4/10)
40. Sting - The Last Ship (6.4/10)

41. Justin Hayward - Spirits of the Western Sky (6.4/10)
42. Alice In Chains - The Devil Put Dinosaurs Here (6.4/10)
43. Steven Wilson - The Raven That Refused To Sing (And Other Stories) (6.4/10)
44. Suicidal Tendencies - 13 (6.4/10)
45. Steve Lukather - Transition (6.4/10)
46. Budzy i Trupia Czaszka - Mor (6.4/10)
47. The Klinik - Eat Your Heart Out (6.3/10)
48. Riverside - Shrine of New Generation Slaves (6.3/10)
49. Front Line Assembly - Echogenetic (6.3/10)
50. Boy George - This Is What I Do (6.2/10)

51. Matmos - The Marriage of True Minds (6.2/10)
52. Devendra Banhart - Mala (6.2/10)
53. Inc. - No World (6.2/10)
54. Adult. – The Way Thin mgs Fall (6.2/10)
55. Alison Moyet - The Minutes (6.2/10)
56. The Strokes - Comedown Machine (6.1/10)
57. Jane's Addiction - Live in NYC (6.1/10)
58. Queens Of The Stone Age - ... Like Clockwork (6.1/10)
59. The Knife - Shaking The Habitual (6/10)
60. Primal Scream - More Light (6/10)

Podsumowanie roku 2012 okiem Jakub Oślaka - top 10

Podsumowanie roku 2012 okiem Jakub Oślaka - top 10



To był świetny rok płytowy, pełen powrotów, może przed końcem świata? Starałem się zachować pozory obiektywności, dlatego też kolejność jest nieprzypadkowa, ale też nie wiążąca.

1. Led Zeppelin – Celebration Day

W czasach, gdy celebruje się przeciętność, także w muzyce, bogowie rocka z innego świata potrafią uderzyć jak młotem w głowę i przypomnieć na czym do cholery polega muzyka. Na CD zmarszczek nie widać, chociaż głos Planta pokryła szlachetna patyna. Siłą tego albumu jest ponowne odkrycie klasycznego repertuaru, poddanego obróbce czasu niczym naturalnemu remasteringowi. Do tego chwila życia dla Jasona Bonhama i promocja albumu na skalę dziś niespotykaną.



2. Dead Can Dance - Anastasis

Brzmi jakby od wydania "Spiritchaser" minęły dwa, a nie szesnaście lat. Mój wymarzony powrót i spełnione życzenie. Za każdym przesłuchaniem brzmi lepiej, chociaż zamiast nowej jakości wędrujemy tu po bardzo dobrze znanych terytoriach. Wyważony album bez wypełniaczy, który, jak wszystko co nagrali Brendan i Lisa, przenosi do innego świata. Typowo 'Trójkowy' materiał, zbudowany na solidnych fundamentach muzyki prawdziwej. Szkoda, że Tomek Beksiński nie doczekał.



3. Godspeed You! Black Emperor - Allelujah! Don't Bend! Ascend!

Ten zespół przypomina układ planet, które raz na jakiś czas ustawiają się w rzędzie i wtedy dzieją się rzeczy niesamowite. Np. ukazuje się nowy album, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia. Jak grom z jasnego nieba, gdyż taką właśnie moc ma zawarta na nim muzyka; a konkretnie jedna kompozycja pt. "Mladic" - reszta to oniryczne dodatki.



4. The Smashing Pumpkins - Oceania

Zaskoczenie roku. Billy i jego drużyna wydali krążek, którego nie sposób przestać słuchać. Jest niesamowicie miodny, wbija się przemocą do głowy i zostaje w niej na długo. Piosenek jest dużo, ale każda trzyma wysoki poziom i tworzy naprawdę dobrze zgrany zestaw. Nie mam pretensji o to, że Billy raźno czerpie z The Cure, bo czyni to z gracją i inteligencją, jak na wielbiciela muzyki przystało. I swoją miłość przenosi na to, co sam tworzy i zaraża nią innych - pod warunkiem, że lubi się jego ptasi głos.



5. Pet Shop Boys - Elysium

Koniec z obiektywnością, czas na moich prywatnych faworytów. Genialny album i tyle. Nie oczekuję, że to zrozumiecie. Nawet nie będę próbować Was do tego namawiać. Tak właśnie sobie wyobrażałem, że będą grać w wieku 50+. Subtelnie, inteligentnie, jak zawsze z poetyckimi tekstami Tennanta. Doskonałe, nowoczesne numery, z których każdy napawa mnie nieopisaną radością. Chwilami za dużo manier, popartu i Westendu, ale tylko chwilami. Reszta to czysta radość, ale warunek jest jeden - dla fanów twórczości zespołu.



6. Soulsavers – The Light The Dead See

Odkrycie roku. Zignorowałem wcześniejsze albumy z Markiem Laneganem, ale wspólnego owocu pracy z Davem Gahanem przeoczyć nie mogłem. I miałem słuszność, bo Dave wzbija się na wyżyny swoich umiejętności wokalnych, o jakie frontmana DM mało kto podejrzewał. Samą muzykę Soulsavers określam jako ciemną wersję Spiritualized, otwierającą się niezwykłym smutkiem, który stopniowo przechodzi w duchowe oczyszczenie. Niezwykła płyta, nie tylko dla fanów Gahana.



7. Ultravox - Brilliant

Midge Ure trochę mnie oszukał - gdy ukazało się pilotujące album nagranie miałem mieszane uczucia, ze wskazaniem na "nie". Wydawało mi się, że głos Ure'a wysiadł, stał się cieńszy i podejrzanie szepczący. W końcu Ure to alkoholik, a lata lecą. Tymczasem pełen album rozwiał wątpliwości - Ure brzmi jak zawsze, ze swoim szkockim akcentem i noworomantyczną ekspresją. Muzycznie zespół wykonał potężny skok, bo musiał - postępu technologii się nie oszuka. Aczkolwiek samo brzmienie to stary, dobry Ultravox z ich najlepszych lat. Każdy kawałek to przebój, radosny, osobisty i na najwyższym poziomie elektronicznego popu. Można mieć zarzut, że uleciała gdzieś atmosfera klasycznych płyt, że nie ma już tego powabu tajemnicy, że wszystko jest jak na dłoni. To kosmetyka - nad Wiedniem nadal świecą latarnie, a "Brilliant" to genialny album.



8. The Beach Boys - That's Why God Made the Radio

Jeśli kogoś podnieca wydanie nowego materiału przez Dead Can Dance po 16 latach lub Ultravox po 18, to co można powiedzieć o weteranach z The Beach Boys, którzy nagrali pierwszy nowy materiał od lat 20? Ta płyta to taki toast koktajlem z parasolką dla uczczenia 50 lat działalności artystycznej, na powrót z Brianem Wilsonem w składzie. Co tu dużo mówić - to wciąż ci sami The Beach Boys, nawet bardziej klasyczni teraz, w wieku starczym, niż na wielu krążkach ze swoich chudszych lat. Harmonie wokalne nadal czynią cuda, a sielska atmosfera relaksu pod kalifornijskim słońcem wymusza dobre samopoczucie.



9. Orbital - Wonky

Jeszcze jeden powrót na mojej liście. Bracia Hartnoll nie pozostali zbyt długo na urlopie i powrócili z krążkiem, który być może gór nie przenosi, ale jest po prostu dobry. A mnie to wystarczy, bo uwielbiam takie klasyczne 'bedroom techno', które kojarzy mi się z Anglią bardziej i lepiej niż wszystkie albumy Oasis i The Beatles do kupy. Fani mają zarzuty, że do klasyki wdarła się nowa technologia, że bracia sięgnęli po modny dubstep i zamiast wyznaczać trendy sami za nimi podążają. Jak kto chce - jeden numer wybitny, jeden numer słaby, reszta na ich stałym, dobrym poziomie. Dla fanów starej, dobrej elektroniki rozrywkowej.



10. Sigur Ros - Valtari

Wahałem się z tą nominacją, ale ostatecznie zdecydowałem się na nią. Sigur Ros to odważny zespół, wrażliwy, ułomny, po prostu ludzki. A jednocześnie niebiański, nierzeczywisty, jakby komponujący muzykę dyktowaną z zaświatów. Każda ich kolejna płyta jest inna, acz posiadająca wspólny mianownik. Nie inaczej jest tu - poprzedniczka była żywa, wesoła, wręcz folkowa. "Valtari" z kolei zabiera nas w niebiańską komę, sen gdzieś w obłokach, w lot nad krainą o której śpiewał John Lennon. Piękna kołysanka, polecam przed snem.



Jakub Oślak
04.01.2013 r.

Podsumowanie 2012 roku

173 odsłon
To był bardzo dobry rok dla muzyki, którą lubię. Po wielu latach przerwy z nowymi płytami powrócili giganci - Ultravox, Dead Can Dance. I dla mnie to był rok stojący pod znakiem tych dwóch wykonawców. Ich nowe płyty gościły w moim odtwarzaczu wielokrotnie i do dzisiaj nie znudziły się. Dlatego też obie pozycje są na czele zestawienia, mimo że w pierwszej dziesiątce są płyty wyżej ocenione. Dlaczego tak się stało? Bo oceny płyt nie zawsze są czymś bezwzględnym. Wiele płyt zyskuje wraz z kolejnym odsłuchem, wiele traci. Po kilku miesiącach pierwotna ocena może się zmienić (na korzyść lub in minus). Tak też stało się w tym przypadku. Zarówno Ultravox jak i Dead Can Dance po pierwszych odsłuchach oceniłem niżej niż zrobiłbym to dzisiaj. Nie chciałem jednak zmieniać pierwotnej oceny, która znalazła się w recenzjach sprzed kilku miesięcy. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie na dwóch pierwszych miejscach podsumowania innych płyt niż Ultravox i Dead Can Dance. Inne warte podkreślenia powroty to pierwsza od 15 lat płyta gigantów grunge'u Soundgarden oraz powrót Van Halen z Davidem Lee Rothem jako wokalistą i pierwsza od 1984 roku płyta w tym składzie. Godne odnotowania są również albumy zapomnianych gwiazdek lat 80. - australijskiego aktora i wokalisty Ricka Springfielda oraz angielskiej grupy The Fixx. Obie płyty całkiem niezłe. Na scenę wróciła również gwiazdka disco - Sandra, która nagrała longplej z muzyką brzmiącą tak jakby czas stanął w miejscu w roku 1985. Dla tych, którzy lubią muzyczne podróże w czasie rok 2012 był niezwykle udany. W zestawieniu są płyty z bardzo różnych działek stylistycznych. Nie ograniczam się gatunkowo, słucham bardzo rożnej muzyki, co znalazło swoje odzwierciedlenie w podsumowaniu. Dlatego nie jest to jakieś obiektywne podsumowanie roku w muzyce rozrywkowej, czy alternatywnej, ale mocno subiektywna lista moich ulubionych płyt tegorocznych. Oczywiście starałem się to nieco zobiektywizować, jednak decydującym czynnikiem przy wyborze takich a nie innych pozycji oraz ich ocenie był mój aktualny gust.   1. Ultravox - Brilliant (8/10)   Powrót giganta new romantic. Płyta może nie jest wybitna, ale muzykom udało się oddać ducha epoki sprzed 30 lat. Pierwsza płyta Ultravox w klasycznym zestawieniu od 1984 roku, pierwsza od ostatniej płyty "prawdziwego" Ultravox z 1986 roku i pierwsza od ostatniej płyty wydanej przez Billy Currie pod szyldem Ultravox w 1994 roku. Wydarzenie roku.    2. Dead Can Dance - Anastasis (8.5/10)     Na "Anastasis" nie ma żadnych eksperymentów. Fani DCD dostają dokładnie to, na co czekali. Podniosłe, monumentalne pieśni etniczne podlane mrokiem i osadzone w nowoczesnej elektronice.    3. Soulsavers (& Dave Gahan) - The Light The Dead See (9/10)       Dla fanów głosu Gahana, dla miłośników Depeche Mode otwartych na inne brzmienia, pozycja obowiązkowa. Piękna i wzruszająca płyta, którą można słuchać po wielokroć.    4. S.Hogarth & R.Barbieri - Not The Weapon But The Hand (9/10)     Dla fanów nastrojowej muzyki elektronicznej o dużej intensywności emocjonalnej konieczność. Piękna płyta.   5. John Foxx And The Maths - Evidence (8/10)     John Foxx, pierwszy wokalista Ultravox i jeden z czołowych twórców new romantic, po wieloletnim milczeniu wrócił do tworzenia muzyki w drugiej połowie lat 90. Wraz z Louisem Gordonem nagrywał rzeczy zahaczające brzmieniowo o scenę techno. W drugim nurcie wydawał płyty ambientowe. Byli entuzjaści jego nowej twórczości, ale mnie nie przekonywał ani jeden nurt, ani drugi. Oczekiwałem zintegrowania obu stylistyk i wyraźnego odwołania do klasycznej twórczości Foxxa z lat 80. Na szczęście to nastąpiło. Dwa lata temu powstał projekt John Foxx And The Maths, który w sposób wyraźny nawiązywał do klasycznych dokonań Foxxa. Przy tym muzyka John Foxx And The Maths brzmiała nowocześnie. Na dodatek Foxx okazał się bardzo płodny w ramach tego projektu. W zeszłym roku ukazały się aż dwie płyty pod tym szyldem. Ten rok przynosi kolejny, trzeci album John Foxx And The Maths. Początkowo miała to być epka, ale Foxx miał tyle pomysłów, że postanowił rozbudować ją do pełnej płyty. Dzięki temu cieszymy się kolejnym, niemal klasycznym wydawnictwem Foxxa. Niech nikt jednak nie spodziewa się archaicznego brzmienia. Za pomocą klasycznego instrumentarium udało się stworzyć nowoczesne kompozycje, które duchem i brzmieniem odwołują się do klasycznego synth popu, ale nie tchną stęchlizną. Ciekawostką jest cover Pink Floyd "Have A Cigar". Rzecz jasna jeśli chodzi o brzmienie nie przypomina oryginału. Mimo że nowa płyta Foxxa nie jest muzycznym objawieniem, to jednak jest to pozycja solidna i na wysokim poziomie. Dla fanów klasycznego synth popu, Ultravox i Foxxa pozycja obowiązkowa.   6. Rush - Clockwork Angels (8/10)     Kanadyjskie trio multiinstrumentalistów z Rush od niemal 40 lat udowadnia, że można nagrywać płyty niemal cały czas w tym samym stylu i robić to ciekawie. Od chwili wydania debiutanckiego albumu "Rush" w 1974 roku, Kanadyjczycy podążają po tej samej ścieżce miksu progrocka, ciężkiego grania i elementów bardziej melodyjnych. Wszystko to razem daje specyficzny styl charakterystyczny tylko i wyłącznie dla Rush. Choć wielu progmetalowców powołuje się na wpływy Rush, Kanadyjczycy wyraźnie odcinają się od tej sceny umiejscawiając się w tradycji grania klasycznego rocka. Charakterystyczne elementy muzyki Rush widoczne były od początku, choć styl w pełni wykrystalizował się na płycie "2112" (1976). W latach 80. muzycy zaczęli używać więcej syntezatorów i brzmienie trochę złagodniało. Na początku lat 90. Rush powrócił do bardziej rockowego grania i od tej pory sukcesywnie co kilka lat wydaje kolejne albumy. Czasamu ciut lepsze, czasami ciut słabsze. "Clockwork Angels" jest dziewiętnastym studyjnym albumem w "stylu Rush" wydanym tym razem po pięciu latach przerwy. Ja zaliczyłbym go do kategorii "ciut lepszy". Z pewnością wśród mizerii rynku muzycznego (przy jednoczesnej inflacji "nowej" muzyki), cieszy, że takie mastodonty sceny muzycznej jak Rush wciąż nagrywają i robią to w stylu, który dla młodych często jest niedostępny. Muzyka Rush jest jak drogowskaz, który pokazuje, że dobra muzyka w starym stylu ciągle powstaje. Wystarczy po nią sięgnąć i słuchać.   7. The Mars Volta - Noctourniquet (8/10)       Długo nie mogłem przekonać się do tego zespołu. Teoretycznie wiedziałem, że to jest dobra muzyka, ale nie trafiała do mnie. Przełamanie nastąpiło wraz z "Noctourniquet". Przez kilka dni słuchałem jej w zapętleniu. Owszem, nie jest to gigant na miarę klasyków rocka. Nie jest to też nic zniewalająco nowatorskiego. Ale mieszanka alternatywnego rocka, proga i szczypty psychodelii dobrze ze sobą współgra. Większość krytyków uważa, że The Mars Volta odkryła już wszystko, co można było odkryć w muzyce i teraz powiela i miesza schematy znane i ograne w rocku. Z pewnością, ale robi to dobrze a "Noctourniquet" jest tego najlepszym świadectwem.   8. 7JK - Anthems Flesh (9/10)       Czy wy też należycie do tej kategorii ludzi, którzy w chwili największego zdołowania słuchają "Pornography" albo "Closer"? Bo jeśli tak, to "Anthems Flesh" musi wam przypaść do gustu.   9. Cat Power - Sun (8/10)     Świetna najnowsza płyta amerykańskiej wokalistki Chan Marshall. Jest tutaj wszystko czego chcieć od inteligentnego albumu indie. Piosenkowa transowość, melancholia, dekadencka melodyjność. Muzykę podsumowałbym określeniem apokaliptyczny pop. Oszczędny, minimalistyczny styl Cat Power robi wrażenie. A nowa płyta jest zdecydowanie zwyżką formy Amerykanki.   10. The Smashing Pumpkins - Oceania (7.5/10)  

To druga płyta Smashing Pumpkins po reaktywacji. Na pierwszej Billy Corgan starał się udowodnić, że drzemie w nim duży potencjał rockmana. "Oceania" jest płytą spokojniejszą, ale i trudniejszą. Całość ma charakter lekko psychodeliczno-progresywny. Oczywiście płyta utrzymana jest w duchu twórczości Smashing Pumpkins. Nowa muzyka wciąga i z każdym kolejnym przesłuchaniem "Oceania" wydaje się ciekawsza. Nie ma tutaj przebojowych numerów, ale za to jest intrygujący klimat. Płyta do wielokrotnego odsłuchu.

11. Pet Shop Boys - Elysium (7/10)
12. Swans - The Seer (7/10)
13. Soundgarden - King Animal (7/10)
14. Led Zeppelin - Celebration Day (7/10)
15. Archive - With Us Until You're Dead (7/10)
16. Anathema - Weather Systems (7/10)
17. Testament - Dark Roots Of Earth (7/10)
18. Mark Knopfler - Privateering (7/10)
19. Madness - Oui, Oui, Si, Si, Ja, Ja, Da, Da (7/10)
20. Morten Harket - Out Of My Hands (7/10)

21. Jack White - Blunderbuss (7/10)
22. Ulver - Childhood's End (7/10)
23. The Cult - Choice of Weapon (7/10)
24. Katatonia - Dead End Kings (7/10)
25. Lacrimosa - Revolution (7/10)
26. Overkill - The Electric Age (7/10)
27. Killing Joke - MMXII (7/10)
28. The Cranberries - Roses (7/10)
29. The Stranglers - Giants (7/10) 
30. Peter Hammill - Consequences (7/10)

31. Animal Collective - Centipede Hz (7/10)
32. Gotye - Making Mirrors (7/10)
33. Van Halen - A Different Kind of Truth (7/10)
34. Leonard Cohen - Old Ideas (7/10)
35. Bruce Springsteen - Wrecking Ball (7/10)
36. Mumford & Sons - Babel (7/10)
37. Skunk Anansie - Black Traffic (7/10)
38. The Killers - Battle Born (7/10)
39. The The - Moonbug (7/10)
40. The Fixx - Beautiful Friction (6.5/10)

41. Dinosaur Jr. - I Bet On Sky (6.5/10)
42. Various - Spirit of Talk Talk (6.5/10)
43. Tanita Tikaram - Can't Go Back (6.5/10)
44. Flying Colors - Flying Colors (6.5/10)
45. Deftones - Koi No Yokan (6.5/10)
46. Kiss - Monster (6.5/10)
47. Saga - 20/20 (6.5/10)
48. Muse - The 2nd Law (6.5/10)
49. Lana Del Rey - Born To Die (6.5/10)
50. Bat For Lashes - The Haunted Man (6.5/10)

Najlepsze płyty 2010 roku subiektywnie

155 odsłon
Właśnie rozpoczyna się rok 2012 a ja postanowiłem cofnąć się o dwa lata i przedstawić swoją listę najlepszych płyt roku 2010. Podsumowywać rok 2010 zacząłem w styczniu 2011, ale nie skończyłem zestawienia. 2011 podsumowałem jak należy w styczniu 2012 roku. Do wydawnictw z 2010 roku postanowiłem wrócić, bo ukazało się wtedy kilka naprawdę wartościowych płyt, czym chciałem się podzielić. Ocena kilku pozycji przez rok zmieniła się. Np. płytę Red Box oceniałem dwa lata temu niżej. W ciągu ostatniego roku wracałem do niej jednak bardzo często i polubiłem ją na tyle, że dzisiaj stawiam ją na samym szczycie podsumowania. Przekonałem się też do ostatniego albumu The Young Gods. W chwili premiery, muzyka na "Everybody Knows" wydawała mi się dosyć nudnawa i mało odkrywcza. Za mało odkrywczą nadal ją uznaję, ale w dzisiejszej rzeczywistości muzycznej to słaby zarzut. Gdyby kierować się kryterium odkrywczości i oryginalności, należałoby odrzucić praktycznie wszystkie nowe płyty. We współczesnej muzyce rozrywkowej tak naprawdę nie da się już wiele odkryć. Można tylko mieszać i kompilować rózne stylistyki jak robią to współcześni "niezależni". Czasami wyjdzie z tego coś ciekawego, ale i tak przeważnie nie dorasta do pięt klasykom. No bo co jest tak naprawdę interesującego w twórczości takich wykonawców jak Toro Y Moi? Słucha się tego jednym uchem a drugim wypuszcza, nie zapamiętując choćby podstawowego szkieletu nagrania. Dlatego ja koncentruję się na klasykach, którzy cały czas działają, czasami reaktywują (jak Swans i Nitzer Ebb), wydając płyty może nie dorównujące swoim najlepszym dokonaniom, ale na tle współczesnej mizeroty muzycznej, prezentujące się bardzo korzystnie. Wracając do The Young Gods. Dwa lata temu "Everybody Knows" wydało mi się za spokojne i mało ciekawe kompozycyjnie. Dzisiaj oswoiłem się z tą muzyką i odkryłem klimat porównywalny do "Only Heaven", który wtedy mi umknął. W podsumowaniu tradycyjnie znalazły się płyty zarówno popowe, "niezależne", z kręgu dark independent, ale i klasycznego rocka. Jedynym kryterium jakie zastosowałem jest fakt, że dana płyta podoba mi się. Przesłuchiwałem płyty praktycznie z każdego gatunku, śledząc na tyle, na ile jest to możliwe, to co wychodzi na rynku. Uwzględniłem zarówno płyty z tzw. "mainstreamu", jak i wykonawców z kręgu współczesnego "indie" oraz muzyki elektronicznej. Przede wszystkim wyszukiwałem oczywiście wykonawców nawiązujących do brzmień lat 80. takich jak: synth pop, new wave, post punk, industrial.   1. Red Box - Plenty     2. Brendan Perry - Ark     3. The Young Gods - Everybody Knows     4. Swans - My Father Will Guide Me Up a Rope to the Sky     5. Deine Lakaien - Indicator     6. Nitzer Ebb - Industrial Complex     7. Legendary Pink Dots - Seconds Late For The Brighton Line     8. Grinderman - Grinderman 2     9. Bryan Ferry - Olympia     10. OMD - History of Modern    

11. Alphaville - Catching Rays On Giant

12. Interpol - Interpol

13. Of Montreal - False Priest

14. The Dead Weather - Sea Of Cowards

15. Robert Plant - Band of Joy

Podsumowanie roku 2011

155 odsłon
Płyta roku 2011:   1. Gary Numan - Dead Son Rising   Od kiedy w połowie lat 90. zaczął nagrywać rockowo-industrialne płyty, jego akcje  poszły w górę. Krytyka przestała się śmiać z wyalienowanego z show-biznesu gościa, który na przełomie lat 70/80 wyznaczał trendy, by później stać się obiektem drwin i szyderstw (niesłusznie zresztą). "Dead Son Rising" to kolejne krok na drodze powrotnej do wielkości Gary Numana. A za numer "The Fall" Numanowi należy się nagroda specjalna. Jednym słowem Gary Numan w świetnej formie. Młodzi niech słuchają i się uczą.   2. Duran Duran - All You Need is Now (płyta ukazała się najpierw w postaci plików mp3 w grudniu 2010, ale w wersji CD w 2011)   Mamy rok 1982. Duran Duran wydają właśnie płytę "Rio", która staje się z miejsca jednym z najbardziej rozchwytywanych albumów tamtych czasów. Mija niemal 30 lat i dzisiaj już starsi panowie meldują się z kontynuacją tamtej płyty. Wydawało się, że trudno nagrać muzykę, która w tak oczywisty sposób będzie nawiązaniem do przeszłości, a przy tym nie będzie zalatywała stęchlizną. Simonowi Le Bonowi i kolegom ta sztuka udała się doskonale. Świetny powrót, choć niedoceniony przez pokolenie dzisiejszej młodzieży, która ma nowych bohaterów.   3. John Foxx & The Maths - Interplay     Powrót mistrza. Jeden z liderów nurtu new romantic powrócił do nagrywania muzyki, po dziesięcioletniej przerwie, w połowie lat 90. Niestety, nie był to powrót do klasycznego synth popu, ale eksperymenty z technoidalnym electro. Drugim nurtem były płyty ambientowe. Od czasu powrotu John Foxx nagrał w przeróżnych kolaboracjach kilkanaście płyt. W 2011 roku wydał aż 4 albumy! Ta nadprodukcja może wydawać się niebezpieczna. Na szczęście dla fanów klasycznego Foxxa tak nie jest. Dwie płyty wydane w 2011 jako John Foxx & The Maths to powrót do klasycznego, syntezatorowego brzmienia znanego z początku lat 80. Nie jest to jednak archaiczna muzyka. Klasyczny duch przefiltrowany jest przez doświadczenie Foxxa z graniem technoidalnego electro. Płyta brzmi więc nowocześnie a zarazem klasycznie. Dla fanów new romantic i synth popu z lat 80. mus. A i młodzież wychowana na "indie" czegoś może dowie się o muzyce ;).   4. Jane's Addiction - The Great Escape Artist     5. John Foxx & The Maths - The Shape Of Things     6. Covenant - Modern Ruin     7. PJ Harvey - Let England Shake     8. Kate Bush - 50 Words For Snow     9. The Decemberists - The King is Dead     10. Florence + The Machine - Ceremonials  

 

11. Pendragon – Passion
12. Tom Waits – Bad As Me
13. Kasabian – Velociraptor!
14. Yes – Fly From Here
15. Haujobb – New World March
16. Junior Boys – It’s All True
17. Neon Indian – Era Extrańa
18. The Horrors – Skying
19. Clan Of Xymox – Darkest Hour
20. The Cars – Move Like This

21. Ladytron – Gravity The Seducer
22. VNV Nation – Automatic
23. Machinedrum – Room(s)
24. The Strokes – Angles
25. Primus – Green Naugahyde
26. Radiohead – The King Of Limbs
27. Megadeth – TH1RT3EN
28. St. Vincent – Strange Mercy
29. The Drums – Portamento
30. The Cure – Bestival Live

31. Architecture In Helsinki – Moment Bends
32. Battles – Glass Drop
33. Peter Murphy – Ninth
34. Blutengel – Traenenherz
35. Paul Simon – So Beautiful or So What
36. Cut Copy – Zonoscope
37. Clan Of Xymox – Live At Castle Party
38. Glasvegas – Euphoric Heartbreak
39. Human League – Credo
40. Toro Y Moi – Underneath The Pine

41. Mastodon – The Hunter
42. Stevie Nicks – In Your Dreams
43. Kim Wilde – Snapshots
44. Blancmange – Blanc Burn
45. TV On The Radio – Nine Types Of Light
46. Gang Gang Dance – Eye Contact
47. Myslovitz – Nieważne jak wysoko jesteśmy…
48. Marc Almond and Michael Cashmore – Feasting With Panthers
49. Cowboy Junkies – Sing In My Meadow
50. Peter Gabriel – New Blood

Osobiste podsumowanie roku 2009 w muzyce

161 odsłon

Wszystkie ogólne, obiektywne podsumowania roku w muzyce rozrywkowej czy alternatywnej nie mają sensu. Nie mają sensu, bo nie są możliwe. Każdy ma inny gust muzyczny, bardzo zindywidualizowany. Dzisiaj trudno spotkać osobę, która słuchałaby muzyki z zakresu tylko jednego konkretnego gatunku muzycznego. Wszechogarniający synkretyzm spowodował nie tylko rozstrzelenie gustów, ale i eklektyzm muzyczny wśród modnych dzisiaj, twórców (czy raczej zdolnych kompilatorów). Niemal nie ma już zdeklarowanych gatunkowo zespołów, które można wrzucić do tej lub innej szufladki. Dobrze? Źle? A kogo to obchodzi;). Koncentrujmy się na muzyce! A czy jest na czym? To zależy właśnie od gustów a także od wieku, w którym znajduje się słuchacz ;). Inaczej ten rok odbierze nastolatek, których dopiero poznaje muzykę. Inaczej dwudziestoparolatek, wychowany na muzyce lat 90. albo wręcz na ostatnim dziesięcioleciu. A jeszcze inaczej trzydziestoparolatek, wychowany w latach 80. o przeciętnym guście muzycznym, który już nieco tetryczeje ;). I właśnie o tym ostatnim przypadku będzie mowa w niniejszym tekście :).

 

 

Jaki był rok 2009 w muzyce dla mnie?

Editors "In this Light and On This Evening"

Moje płyty 2007 roku

154 odsłon

1. White Stripes - Icky Thump

Solidna dawka ciężkiego, ale i melodyjnego niezależnego rocka. Zupełnie mi nie przeszkadza, że coraz bardziej przypominają... Led Zeppelin.

2. Modest Mouse - We Were Dead Before The Ship Even Sank

Za konsekwencję i fajny "alternatywny" przebój "Dashboard".

Podsumowanie roku 2004 - plebiscyt wśród czytelników Alternativepop.pl

179 odsłon

Podsumowanie roku 2004 - plebiscyt wśród czytelników Alternativepop.pl

W plebiscycie "podsumowanie roku 2004" wzięło udział 95 osób. Dziękujemy wszystkim za oddanie głosu. Płyty kompaktowe wylosowali:

L.I.G.A.R.
Jan Myjak 
Bartek Jachnik 
Marcin 
Bartosz Woszczyk 

Koszulki otrzymują:

Bagiennik 
tyka666 
WeRTeR 
mort184 
Maciek Szymczuk
TomTylor 
Earthling 
Marcin Drzyżdżyk
NINa 
Łukasz Dziewulski 

Podsumowanie roku 2003 - plebiscyt wśród czytelników Alternativepop.pl

175 odsłon

Podsumowanie roku 2003 - plebiscyt wśród czytelników Alternativepop.pl

W plebiscycie "podsumowanie roku 2003" wzięło udział 90 osób. Każdy typ liczony był jako jeden głos. Dziękujemy wszystkim za głosowanie w plebiscycie. Nagrody - płyty kompaktowe wylosowali:

ssylwira[at]wp.pl
anuska[at]op.pl
wariat[at]interia.pl
monumentasia[at]poczta.onet.pl
khorn_tbn[at]o2.pl
rusiecky[at]tlen.pl
gothfried[at]poczta.fm
gothicxymox[at]wp.pl
mariusz[at]studiom2.pl
magdarules[at]o2.pl

Nagrody specjalne otrzymują:

Podsumowanie roku 2002 - plebiscyt wśród czytelników Alternativepop.pl

178 odsłon

Podsumowanie roku 2002 - plebiscyt wśród czytelników Alternativepop.pl

W plebiscycie "podsumowanie roku 2002 w muzyce alternatywnej i elektronicznej" wzięły udział 83 osoby. Dziękujemy wszystkim za przysłanie swoich typów. Nagrody - płyty kompaktowe wylosowali:

paul447[at]poczta.onet.pl
wookie[at]metal.pl
helu[at]icpnet.pl
maktom[at]poczta.gazeta.pl
vvaldek[at]skrzynka.pl

W 3 kategoriach (najgorszy DJ, najgorszy koncert/impreza, najlepszy DJ) z powodu dużego rozbicia głosów i niewielkiej ich ilości nie wyłoniliśmy zwycięzców. Generalnie głosujący rzadko zaznaczali jakieś odpowiedzi w tych kategoriach a jeśli już to przeważały głosy typu "Nie ma dobrych DJ-ów w Polsce". Jeśli chodzi o koncerty, to niestety największą bolączką nadal jest ich brak w PL, nie dziwi więc, że ciężko było wybrać najgorszy koncert. Wszyscy cieszą się, gdy w ogóle do jakiś imprez dochodzi. W pozostałych kategoriach walka była zacięta, chociaż od początku wyraźna była dominacja Covenant, Hocico i VNV Nation w muzyce zagranicznej oraz Ścianki w muzyce polskiej. W kategorii "najlepszy koncert/wydarzenie roku" rywalizacja toczyła się między Castle Party a koncertami Coila w PL. W przypadku Coila głosowano zaznaczając, że głosuje się na koncert łódzki lub na koncert gdański. Większym uznaniem cieszył się koncert gdański. Jednak nawet zsumowanie głosów oddanych na oba koncerty Coila nie spowodowałoby wyprzedzenia Castle Party, które wyraźnie wygrało w tej kategorii. W kategorii film roku zaliczyliśmy głosy na filmy wyprodukowane w roku 2001 (jak Mullholland Drive), które jednak miały swoją premierę w Polsce w 2002 roku. Największym zawodem w 2002 roku dla głosujących okazała się twórczość Apoptygmy Berzerk, która z dużą przewagą została wybrana najgorszym zespołem roku oraz zajęła drugie miejsce w kategorii "rozczarowanie roku". Zresztą zobaczcie sami wyniki. Jeszcze raz dziękujemy wszystkim za oddane głosy i zapraszamy w przyszłym roku.

I. Najlepszy wykonawca zagraniczny: