Simple Minds, Warszawa, 02.03.2014 r., Stodoła
Gdy pod koniec listopada 2013 opuszczałem londyńską O2 Arenę po koncercie Simple Minds dręczyło mnie uczucie niedosytu. Niby wszystko było w porządku, a jednak coś powodowało, że nie mogłem z ręką na sercu powiedzieć: Tak, to było spełnienie mojego marzenia. Nie wiedziałem też gdzie tkwił przysłowiowy szkopuł, dlatego też cieszyłem się na myśl o drugiej szansie, jaką miałem za niedługi czas dostać u siebie w domu, w Warszawie. I miałem rację - to czego zabrakło mi w wyprzedanej O2 Arenie otrzymałem z nawiązką w niezbyt gęsto zaludnionej Stodole.
Potwierdziło się koncertowe porzekadło, że nie ilość sprzedanych biletów czyni atmosferę. Już w momencie wyjścia zespołu na scenę i pierwszych taktów "Broken Glass Park" było jasne, że na koncert stawili się fani zespołu, a nie osoby przypadkowe o wybujałej wyobraźni lub niedopasowanych oczekiwaniach. Niezwykle miło było przekonać się, że Simple Minds nie są postrzegani jako stalaktyty ery lat 80., ale żywa muzyka, która nadal ewoluuje, zaskakuje i raduje. I co najważniejsze - ta radość udzielała się obu stronom widowiska, a to jest kluczem do doskonałego koncertu.
Sądziłem, że set nie będzie odbiegał znacząco od tego z Londynu. Tymczasem zespół zagrał aż 9 utworów, których nie usłyszałem tamtego wieczora. To podkreśla klasę Simple Minds jako muzyków, którzy nie popadają w schemat i którzy swobodnie sięgają do różnych okresów swojej długoletniej działalności. A ta była bez wyjątku entuzjastycznie przyjmowana przez warszawską publiczność, która czekała zarówno na klasyki takie jak "Don't You (Forget About Me)" czy Alive and Kicking", jak i zupełne ciekawostki w postaci "Dolphins" lub coveru "Let The Day Begin" z repertuaru The Call.
W centrum uwagi znajdował się rzecz jasna Jim Kerr, dla którego czas mocno zwolnił swój bieg. Jego kontakt z publicznością z pewnością nosi znamiona rutyny, ale mimo to wzniecił w Stodole duch dobrej, familijnej imprezy u starych znajomych. Mimo męczącej gorączki, o czym uprzedził Kerr, muzycy byli niezwykle zrelaksowani i dawali temu wyraz swoim doskonałym humorem, energią i swobodą gry. Publiczność znakomicie to wyczuła, przez co jej reakcje, oklaski i śpiew ze zdwojoną siłą powracały do zespołu, który po prostu dobrze się bawił na scenie grając tu, w tym miejscu, dla tej widowni.
Simple Minds spisali się na medal. Zarówno w secie jak i jego wykonaniu nie można dopatrzyć się słabszych momentów. Oczywiście można narzekać, że np. mogłoby być "Belfast Child" zamiast tego czy tamtego. No dobrze, ale kiedy ostatnio słyszeliśmy na żywo "Stars Will Lead The Way", "Hypnotised" czy znakomicie wykonane "This Is Your Land"? Ten zespół ma 16 albumów i ponad 50 singli w katalogu, także jest z czego wybierać. A fakt, że czynią to z pełną swobodą wyraźnie odróżnia ich od wielu równie długowiecznych gwiazdorów popu i rocka.
Słabszych momentów nie było, to może dwa słowa o tych mocnych. "Dancing Barefoot" z repertuaru Patti Smith w całości wykonane przez Sarę Brown? Elektryzujące "Broken Glass Park"? Rozkoszne "Let There Be Love"? Wyborne "Hypnotised"? Zaskakująco udane "This Is Your Land"? A może ulubione przez wielu fanów "Someone Somewhere In Summertime" i "Hunter And The Hunted"? Każdej piosence tego wieczora można przypisać jakąś superlatywę, każda wyróżniała się swoim charakterem i niepowtarzalnym wyrazem. A wszystkie razem stworzyły niezapomniany wieczór, który już umieściłem wśród najlepszych w jakich brałem udział.
Jakub Oślak
03.03.2014 r.
setlista:
1. Broken Glass Park
2. Waterfront
3. Stars Will Lead The Way
4. Hypnotised
5. Once Upon The Time
6. One Step Closer
7. Let There Be Love
8. Promised You A Miracle
9. Glittering Prize
10. Dolphins
11. Let The Day Begin
12. Speed Your Love To Me (Electro)
13. Dancing Barefoot
14. She's A River
15. Someone Somewhere In Summertime
16. This Is Your Land
17. Hunter And The Hunted
18. The American
19. Love Song
20. See The Lights
21. Don't You (Forget About Me)
bis
22. Sanctify Yourself
23. Alive & Kicking
24. Ghostdancing / Gloria