Rankingi

Zaobserwuj nas

Dziesięć niedocenionych przebojów new wave według Sonica

Dziesięć niedocenionych przebojów new wave

Do większości utworów z zestawienia są nakręcone teledyski, a jednak przez lata oglądania MTV Greates Hits, 120 minut, VH1, MTV2, VIVA2 zauważyłem, że albo klipy nie pojawiały się wcale, albo po jednokrotnym zaprezentowaniu ginęły gdzieś w archiwach pomimo, że moim zdaniem to stuprocentowe przeboje. Dlatego postanowiłem przedstawić swoją dziesiątkę takich utworów. W zestawieniu nie ma  The Cure, Joy Division czy Sisters Of Mercy, bo ich największe hity rzadko, ale regularnie można zobaczyć w tv lub usłyszeć w radio. Choć są na mojej liście wyjątki.

1. Tuxedomoon - „In A Manner Of Speaking” (Holy Wars 1985)

Dla mnie hit wszechczasów. W Polsce cieszył się dość sporą popularnością - osiągnął chyba pierwsze miejsce na Harcerskiej Liście Przebojów, dość wysoko był w Trójce - ale świat raczej nie padł na kolana przed tym utworem a powinien. Najbardziej szkoda mi Tuxedomoon, pewnie mieli świadomość jak wyjątkowy utwór napisali a tu nic. Konstrukcja tej piosenki jest ponadczasowa, brak perkusji, wstęp który później nie znajduje kontynuacji, galaktyczny szum w tle, gitara staccato i przepiękny melodyjny śpiew. Pomimo tak dziwnej konstrukcji mocno odbiegającej od zwrotka, refren, zwrotka, „In A Manner Of Speaking” nuci się z przyjemnością. Obecnie piosenka ta ma renesans, powstają jej covery, nawet jakiś polski serial korzysta z tej melodii w czołówce.

2. Peter Murphy - „Cuts You Up” (Deep 1989)

Charyzmatyczna gwiazda, wokalista Bauhaus, później kariera solowa. Kariera to może za duże słowo, raczej nie słychać jego piosenek w tysiącach rozgłośni radiowych, MTV nie atakuje nas Jego klipami. „Cuts You Up” to stuprocentowy przebój, od rozpoczynającego motywu granego na skrzypcach po finalne „lalala”. Delikatna sekcja, klasyczna konstrukcja, melodyjny śpiew z refrenem. Podobno "Every Breath You Take” Police, jakby wziąć pod uwagę wszystkie stacje radiowe świata, cały czas gdzieś jest gdzieś grany i przyniósł Stingowi miliony. Owszem to genialny kawałek, ale czy „Cuts You Up” jest dużo gorszy?
 
3. Killing Joke - „Sanity” (Brighter Than A Thousand Suns 1986)

Okres romansu post-punkowego Killing z new romantic a efektem jest ponadczasowy hit „Sanity”. Bardzo energetyczna piosenka i niezwykle  melodyjna. Jak zwykle genialna gitara Geordie, bardzo ładny śpiew Jaza i prześliczny fortepianowy motyw. Media, jeśli przypominają sobie o Killing Joke, to zawsze jest to „Love Like Blood”. Też fajny kawałek, ale „Sanity” wcale nie gorszy. Swego czasu, za PRL-u, słyszałem jakiś remiks „Sanity” u Fabiańskiego (radiowe guru disco) więc aż tak nieznany utwór to nie jest, ale na pewno niedoceniony.
    
4. The Damned - „Shadow Of Love” (Phantasmagoria 1985)

Jak punkowcy napiszą hicior to zawsze muszą buty spadać. Najwyraźniej nagranie kilku płyt bez melodii kumuluje w nich taką energię, że musi pęknąć niebo. I tak się stało z The Damned, który wydał „Shadow Of Love”. Sekcja jak w country z Mrągowa, gotycka chorusowa gitara i głęboki, melodyjny wokal. Bardzo pozytywna energia płynie z tego utworu. Można tupać, pogować, gwizdać i naprawiać samochód w warsztacie.

5. Laibach - „Across The Universe” (Let It Be 1988)

Pastorałka made in Laibach. The Beatles napisali prościutką piosenkę a Laibach oszlifował ją po swojemu i wyszedł diament. Genialna prostota. Piękne współbrzmienie głosów wokalistki i dziecięcego chóru. W tle prościutki klawesyn i jakaś fisharmonia. No i to fantastyczne „boom” na koniec. Bardzo fajny klip.

6. The Beta Band - „Squares” (Hot Shots II 2001)

Wyjątek pierwszy. Ani to new wave, ani lata 80., które rządzą na liście. I utwór też dość znany. Pojawia się w filmach, reklamach. Dlaczego więc tu jest? Bo to fantastyczny kawałek i boję się, że może niektórym wielbicielom alternativepop umknąć, poza tym grany jest za rzadko. No i od biedy można go zaliczyć do "new new wave". Genialna melodia i aranż, w muzyce słychać, że twórcy byli czujni na to co działo się w różnych nurtach muzycznych do tej pory. Zachęcam do posłuchania, choć to nie „nasz zespół”.

7. New Order - „State Of The Nation” (Brotherhood 1986)

New Order i „State Of The Nation” to drugi wyjątek na mojej liście. Bo trudno mówić o tym, że New Order to niedoceniany zespół, wręcz przeciwnie. New Order to największa alternatywna gwiazda, cokolwiek miałoby znaczyć słowo "alternatywna". Zespół kojarzy większość, ale głównie za sprawą „Blue Monday”. „State Of The Nation” może nie jest tak rewolucyjny jak „Blue Monday”, ale wg mnie jest dużo ciekawszy i bardziej przebojowy. O ile „Monday” już mi się lekko przejadł, to „State Of The Nation” ma miejsce na wszystkich moich kompilacjach fajnych kawałków i mimo że jest bardzo długi - moja ulubiona wersja trwa grubo ponad sześć minut - słucham go zawsze z dużą przyjemnością.

8. The Bolshoi - „Sunday Morning” (Friends 1986)

Zespół jednej piosenki, ale u mnie w pamięci na zawsze, właśnie dzięki „Sunday Morning”. Był to kiedyś w Polsce całkiem spory przebój, ale świat chyba nie bardzo wie „kto zacz”. Utwór rewelacyjny. Największe wrażenie w nim robi fortepian i te pokrzykiwania w tle. Choć genialny jest i śpiew, i gitarowe solo, no i ten odjazd w końcówce piosenki, miód. Fajny nieszablonowy hit.

9. The Psychedelic Furs - „Love My Way” (All Of This And Nothing 1988)

Nic innego The Psychedelic Furs nie lubię, denerwuje mnie ich muzyka i wizerunek. Przekopywałem się kiedyś przez ich dyskografię, ale właśnie poza „Love My Way” ich utwory były raczej  męczące. „Love My Way”, za sprawą wokalisty, przypomina trochę Bowiego. Śpiew polany jest bardzo fajnym nowo romantycznym klawiszem i wibrafonem.  Piosenka zostaje w głowie, jak to powinno być przy dobrym hicie, i dość długo się ją nuci.

10. Red Lorry Yellow Lorry - „Heaven” (Blow 1989)

Red Lorry Yellow Lorry nagrało genialną płytę pt. „Talk About The Weather”, na której ciężko znaleźć jakąś piosenkę. Poza „Talk About The Weather” płyty są już mniej genialne, ale na „Blow” mamy perełkę w postaci „Heaven”. Bardzo przyjemny kawałek muzyki. Jest i zwrotka, i refren, fajne akustyczne brzmienia. Oczywiście musieli chłopaki wtopić w to jakiś elektroniczny furkot w tle, by nie było zbyt niebiańsko, ale to tylko dodaje uroku tej kompozycji.

p.s.. Ledwo skończyłem pisać a już bym wywalił Fursów, a w ich miejsce dopisał jeden z numerów Psyche.

Karol Gawerski (Sonic)
04.03.2009 r.