Rankingi

Zaobserwuj nas

The Alan Parsons Project - ranking ulubionych płyt Jakuba Oślaka

The Alan Parsons Project - ranking ulubionych płyt Jakuba Oślaka

The Alan Parsons Project to jeden z zespołów uwielbionych nad Wisłą głównie za sprawą Programu 3 Polskiego Radia. Przez długi czas budził w mojej głowie skojarzenia dosyć ujemne, stanowiąc przysłowiową muzykę dla starych dziadów. A dziś widocznie sam stałem się starym dziadem, gdyż ją uwielbiam. To mariaż rocka i popu w złożonym, artystycznym, poszukującym wydaniu. To także doskonały przykład muzyki kolektywnej, dowodzonej przez dwa doskonałe umysły kompozytorskie - Alana Parsonsa i Erica Woolfsona. Potrafią brzmieć magicznie, popowo, wzruszająco i porywająco. Potrafią nagrywać radiowe przeboje, a także instrumentalne, ilustracyjne tematy. To oni skomponowali słynnego "Lucifera" i "Siriusa", który stał się nieoficjalnym hymnem klubu Chicago Bulls. To oni nagrali jeden z pierwszych albumów wydanych komercyjnie na CD. To w końcu oni z powodzeniem zaadaptowali rzadki model szeregu wokalistów prowadzących. Potrafili ukazać potęgę muzyki rockowej do słuchania i podziwiania, bez potrzeby wychodzenia ze studia. A oto cztery, najważniejsze dowody:

"The Turn of a Friendly Card" (1980)

Na początek coś z przysłowiowego kopa. Piękna, poukładana, wielobarwna płyta, wypełniona marzycielskimi piosenkami w cudownych, złożonych aranżacjach. Piosenki jednakże przechodzą w zdecydowanie bardziej koncepcyjną, rockową opowieść, wyraźnie zarysowując krąg pereł połączonych w logiczną fabułę. Stylowo płyta jeszcze nie nadużywa syntezatorów (co zmieni się już za dwa lata), lecz prowadzi na ostatni spacer wzdłuż rzeki odchodzącego do lamusa progresywnego brzmienia. Jest lekka i porywająca, a triumfuje w niej fantazja, pozytywny rozmach i kolektywny geniusz. Plus pięciu wokalistów i Mel Collins z saksofonem.

"I Robot" (1977)

Pseudo-soundtrack do nienakręconej adaptacji powieści Isaaca Asimova, a zarazem jedna z bardziej rozpoznawalnych płyt Alana Parsonsa. Majestatyczne brzmienie, pełne patosu i orkiestrowego zadęcia, aczkolwiek nie pozbawione pewnego marginesu intymności i wzruszeń. Wyraźnie słychać w jakiej epoce muzycznej się znajdujemy, nie tylko po aranżacjach kolejnych kompozycji, ale i specyficznie melanholijnych partiach wokalnych. Płyta futurystyczna, snująca wizje sterylnej, posrebrzanej przyszłości, spowita czymś pomiędzy mrokiem a sielanką. Stanowi złożoną impresję wynikłą z obserwacji upadającego świata i schyłku świtu człowieka. A gdzieś między słowami, Stanley Kubrick spotyka Jacquesa Tati.

"Ammonia Avenue" (1984)

Największy przebój Alana Parsonsa zna każdy, ale już nie każdy kojarzy album z którego pochodzi. Proszę zobaczyć jaka różnica w brzmieniu w porównaniu do wyżej wspomnianych płyt! Lata 80. na dobre rozpoczęły się wraz z komercyjną erupcją nowej fali i new romantic. Dostosować się musiał każdy, nawet najambitniejsi eksploratorzy rocka. Brzmienie progresywne zniknęło zupełnie, pozostawiając miejsce na pop-rockowy artyzm, rytm, melodie, melancholię a przede wszystkim elektronikę. Paradoksalnie, dzięki temu Parsons i Eric Woolfson skomponowali "Don't Answer Me", jedną z najpiękniejszych piosenek całego wszechświata, a Mel Collins na saksofonie po raz kolejny udowodnił, że swoim talentem może obdzielać całe oddziały sił lądowych.

"Eye In The Sky" (1982)

Żywa perfekcja, najbardziej rozpoznawalny album projektu. Świetnie podsumowuje estetykę w jakiej kolektyw Alana Parsonsa zwykł się poruszać. Zawiera w sobie cudowne piosenki i przeboje (utwór tytułowy i "Psychobabble"), klasyczne tematy elektroniczne ("Sirius" i "Mammagamma"), a jednocześnie wielofunkcyjne kompozycje nawiązujące do klasyki artystycznego rocka ("Children of the Moon" i "Silence and I"). Właściwie każdy utwór stanowi tu osobny rozdział, po mistrzowsku połączone do postaci wzajemnie przenikającego się ciągu koncepcji. Elektroniczna przebojowość w mariażu z progresywną złożonością - oto obraz doskonałości. A na koniec piękne, wzruszające "Old and Wise".

 

Jakub Oślak
14.03.2010 r.