Relacje z koncertów

Zaobserwuj nas
WESPRZYJ NAS

Fields of the Nephilim, Daimonion, 15.03.2008 r., Warszawa, klub Stodoła

Fields of the Nephilim, Daimonion, 15.03.2008 r., Warszawa, klub Stodoła

Muzyka Fields of the Nephilim przyciągnęła mnie od pierwszego kontaktu z jakąś niesamowitą, magiczną siłą. Wraz z pojawieniem się pierwszych pogłosek dotyczących ich występu w Polsce, niecierpliwie czekałem na dalsze wieści. W końcu prawda ujrzała światło dzienne - choć właściwiej zabrzmiałoby tu sformułowanie światło pełni księżyca - Fields zagrają w warszawskim klubie Stodoła. Zaopatrzony w bilet, udałem się na koncert w doborowym towarzystwie, popijając w drodze piwo o wdzięcznej nazwie "Gotyckie" - a jakże!

Tłum przed Stodołą jako żywo przypominał kolejkę z czasów PRL - byłem szczęściarzem, że czekałem na wejście do klubu "tylko" ponad pół godziny. Nigdy wcześniej nie widziałem podobnej masy ludzi w tamtym miejscu, choć zaliczyłem już nie jeden koncert. Oprócz załóg z całej chyba Polski, pojawili się też zagraniczni goście. Nic dziwnego - Fields of the Nephilim od lat ma status kultowego zespołu, jeśli chodzi o klasykę rocka gotyckiego.

Na miejscu panowała atmosfera wyczekiwania i ciekawości - co zagrają Fields na koncercie, czy McCoy będzie w formie, aby dać sobie radę z polską publicznością?

Pierwszy support pominąłem, z uwagi na licznie spotkanych znajomych z całego kraju, z którymi warto było zamienić choć kilka słów. Jak słyszałem z sali koncertowej, ów występ został przyjęty całkiem dobrze.

Bezpośrednio przed FotN zagrał polski Daimonion. Muszę przyznać, że słyszałem ich po raz pierwszy, ale wywarli na mnie bardzo dobre wrażenie. Przede wszystkim jest to zgrany i zawodowo brzmiący zespół, a choć słychać u nich fascynacje twórczością zespołu McCoy'a, ich muzyka nie jest wtórna do bólu, jak bywa u wielu wykonawców wzorujących się na kimś innym. Dwa minusy ich występu to dość krótki czas na scenie oraz brak "hitu dla mas" w repertuarze, przynajmniej ja się takiego nie dopatrzyłem. Grają ciekawie i naprawdę ekspresyjnie, doskonale nawiązują kontakt z ludźmi. Mimo wszystko, chętnie posłuchałbym ich dłużej niż przez kilka piosenek.

Fields nie spieszyli się z wejściem na scenę, co tylko podgrzewało atmosferę w klubie. Najpierw pojawili się techniczni, którzy ustawili całe nagłośnienie jak należy, nastroili muzykom gitary oraz przeprowadzili krótką próbę dźwięku. Opary sztucznej mgły zaczęły w pewnym momencie gęstnieć, a z gardeł ludzi wyrywało się skandowane nazwisko lidera zespołu. Nagle światła zgasły, by za chwilę zapalić się, przy wtórze dzikiego aplauzu, którym powitano wchodzących na scenę muzyków. Brakowało jednak wśród nich McCoy'a! FoTN rozpoczęli swój koncert skupiając się przede wszystkim na promowaniu kawałków z najnowszej płyty, "Mourning Sun".

Nieco zdezorientowaną publiczność wprawił w stan ekstazy McCoy, który w pewnym momencie zjawił się za mikrofonem, ubrany dokładnie tak, jak na zdjęciach i w teledyskach. Kowbojski kapelusz, postrzępione skórzane spodnie i kurtka oraz ciemne okulary - nieodzowne atrybuty tej ikony gotyku. Od samego początku był we wspaniałej formie - brzmiał świetnie. Choć był nieco bardziej zachrypnięty, niż na "Elizium", słyszałem i rozumiałem praktycznie każde śpiewane przez niego słowo! Reszta zespołu również sprawiała się doskonale - koncert odbył się praktycznie bez wpadek instrumentalistów.

Jak już napisałem wcześniej - występ składał się przede wszystkim z nowego materiału, który nie każdemu może odpowiadać. Więcej w nim przesterowanego brzmienia i kompozycji opartych na motorycznym rytmie, mniej melodii gitary z efektami opóźniającymi (delay), tak charakterystycznych dla stylu FoTN. Według jednych to zaleta, dla innych wada - widocznie na Zachodzie gra się obecnie w ten sposób... Wszystko rekompensował jednak McCoy, przechodząc od grobowego śpiewu niskim głosem, aż po zwierzęcy ryk, który podgrzewał atmosferę do czerwoności! Dawno nie słyszałem wokalisty  prawie tak perfekcyjnego na żywo, jak w studyjnych nagraniach. Kilka razy mieliśmy okazję spojrzeć sobie prosto w oczy - stałem tuż pod sceną. Basista Fields'ów - ubrany podobnie do McCoy'a - również nie próżnował i sprawiał wrażenie najbardziej zadowolonego z koncertu spośród wszystkich muzyków, podobnie jak gitarzysta z dreadami stojący ode mnie dosłownie na wyciągnięcie ręki. Zauważyłem, że FoTN doskonale radzą sobie na żywo bez klawiszowca - wszystkie partie syntezatorów odegrane były z playbacku, z mini-disc'u. Perkusista również pokazał, na co go stać.

W chwili, gdy publiczność była najbardziej rozentuzjazmowana, McCoy rzucił do mikrofonu krótkie "good bye" i zniknął za kulisami. Trzeba było co najmniej kilku minut, aby wywołać cały zespół z powrotem. FoTN zagrali między innymi klasyczny "Moonchild" i od samego początku wywołali burzę. Ja zaś wysłuchałem go w miłym towarzystwie, co tylko spotęgowało siłę oddziaływania owej magicznej muzyki. Gdy zabrzmiał "Mourning Sun", liczyłem na kolejne uderzenie we wszystkie zmysły. Niestety, McCoy nie zapowiedział żadnej piosenki, a jedynie pożegnał się "thanks, good bye" i tyle było go widać. Potem zapalono światła w klubie.

Fields Of The Nephilim pokazali klasę, jakiej nie można było spodziewać się nawet po zespole posiadającym status legendy. Zagrali z wielką energią, doskonale zabrzmieli i pozostawili po sobie niezatarte wspomnienie oraz... wielki niedosyt. Czas ich występu - łącznie z zejściem i powrotem przed bisowaniem - wynosił bowiem poniżej 80 minut! Nie zagrali także żadnego utworu z ich najlepszego albumu "Elizium", zaś jeszcze starszy materiał - z "The Nephilim", "Dawnrazor", "Zoon" - potraktowali naprawdę po macoszemu. A przecież to dzięki niemu zbudowali swój status legendy.

Pozostaje zadać pytanie, na ile to, co wszyscy zebrani w klubie Stodoła 15 marca 2008 roku mieli okazję usłyszeć, było autentyczne, a na ile mieliśmy do czynienia z wyreżyserowanym spektaklem i scenicznym rzemiosłem? Myślę, że każdy powinien odpowiedzieć sobie sam na powyższe pytanie, ja nie żałuję jednak żadnej chwili spędzonej oko w oko z McCoy'em.

Adam Pawłowski
17.03.2008 r.

setlista:

1. Shroud (Exordium)
2. Straight to the light
3. Zoon III:Wake world
4. Penetration
5. Dawnrazor
6. Requiem (Le veilleur silencieux)
7. Xiberia
8. Last exit for the Lost
9. Moonchild
10. Mourning Sun