Relacje z koncertów

Zaobserwuj nas
WESPRZYJ NAS

Lech Janerka, klub Wytwórnia, Łódź, 20.04.2024 r.

Lech Janerka, klub Wytwórnia, Łódź, 20.04.2024 r.

Klaus Mitffoch

Gdy gdzieś w 1985 roku kupiłem kasetę Tonpressową "Klaus Mitffoch" słuchałem jej naokrągło. Moim celem stało się zdobycie winyla, żeby usłyszeć tę muzykę w stereo. Wówczas miałem stereofoniczny adapter Artur, ale korzystałem z monofonicznego radiomagnetofonu Marta. Winyl był już wtedy niedostępny w mojej okolicy. Szukałem go we wszystkich możliwych miejscach. W końcu udało mi się go nabyć w jakimś kiosku Ruchu, podczas wakacji. Nie pamiętam już czy było to gdzieś nad morzem czy w Sulejowie, bo to były moje lokalizacje wyjazdów wakacyjnych. A na pewno w kiosku Ruchu w Sulejowie jakieś winyle kupowałem. Było to więc albo tam, albo w którejś z lokalizacji nadmorskich, do której wówczas jeździłem. Transport płyty z powrotem do Łodzi nie był łatwy, bo wtedy podróżowałem z rodzicami PKS-em oraz pociągami. Nie mieliśmy samochodu. Z utęsknieniem czekałem na powrót do domu, żeby w końcu "odpalić" "Klausa Mitffocha" w stereo. Co też się stało a następnie płytę "zajechałem". W końcu zaczęła w jednym miejscu przeskakiwać. Ten przeskok później stał się dla mnie integralnym elementem muzyki i gdy w bardziej współczesnych czasach nabyłem CD dziwiło mnie, że czegoś w muzyce brakuje.

Lech Janerka

Ale co ja tutaj opowiadam o mojej historii z płytą Klausa Mitffocha, skoro mam relacjonować koncert Lecha Janerki? A jednak bez tej historii, zapewne nie udałbym się na koncert Janerki w 2024 roku. Jego solowa twórczość to w moim przypadku sentymentalna kontynuacja polubienia płyty "Klaus Mitffoch". Płytę "Historia podwodna" traktowałem jak świetną kontynuację Klausa. Późniejsza twórczość już mnie tak nie zajmowała, choć płyta "Ur" zrobiła na mnie swego czasu wielkie wrażenie. 

Lech Janerka z czasem coraz bardziej wycofywał się z show-biznesu, którego częścią nigdy nie chciał być. W końcu zamilkł całkiem. Grał od czasu do czasu koncerty, ale ostatnia studyjna płyta "Plagiaty" ukazała się w 2005 roku. Później co kilka lat wracały rozważania, czy i kiedy Janerka nagra jeszcze coś nowego. W 2019 roku artysta zaprezentował dwa nowe nagrania - "Wanna na Wawelu" i "Zabawawa", które miały zapowiadać nową płytę. Ta ukazała się jednak dopiero w listopadzie 2023 roku pt. "Gipsowy odlew falsyfikatu". 

A skoro jest nowa płyta, to Lech Janerka najwyraźniej dał się namówić, żeby ucieszyć publiczność zaprezentowaniem nowego repertuaru na żywo. Artysta wyruszył w trasę koncertową, choć niezbyt intensywną. Zabukowano ledwie kilka koncertów w sporych odstępach czasowych. Najbardziej intensywnie jest w kwietniu, bo Janerka oprócz koncertu łódzkiego, za tydzień zagra też w Warszawie. Później jeszcze są dwa koncerty w maju i jeden we wrześniu, a wcześniej grał w marcu we Wrocławiu.

Koncert

Nie należę do osób, które lubią atmosferę koncertową, ale czy mogłem przegapić okazję zobaczenia i usłyszenia Lecha Janerki na żywo w moim rodzinnym mieście? Koncert zaczął się od utworów z nowej płyty. Usłyszeliśmy m.in. "Omm", "I moll", "Maj", "Chyba". Nagrania zabrzmiały sympatycznie, ale to nie było to, na co czekała większa część publiczności, w tym ja. Tę część koncertu Lech Janerka grał siedząc na krześle. Najwyraźniej jednak go to krępowało. Trochę się tłumaczył z tego przed publicznością, trochę konsultował z perkusistą, czy nie lepiej będzie porzucić krzesło. Co też i po paru utworach uczynił. 

Po zagraniu kilku nagrań z "Gipsowego odlewu falsyfikatu" i porzuceniu trybu siedzącego, usłyszeliśmy to, na co większość czekała. Pan Lech poinformował, że "grał kiedyś w takim zespole jak Klaus Mitffoch" i jako "kustosz jego dziedzictwa" zagra kilka utworów, czym wzbudził powszechną radość. Usłyszeliśmy oczekiwane hity: "Tutaj wesoło", "Śmielej", "Ogniowe strzelby", "Ewolucja, rewolucja i ja", "Strzeż się tych miejsc", "Jezu jak się cieszę". Przy tym ostatnim było największe szaleństwo. Część publiczności próbowała dostać się przed krzesła (koncert był w trybie siedzącym) i tańczyć. Zaskoczyła mnie trochę grupkach młodych, około dwudziestoletnich, która była najbardziej aktywna przy "Jezu jak się cieszę". Zaskoczyło mnie nie to, że byli najbardziej aktywni, ale to, że w ogóle na tym koncercie byli. Nie da się ukryć, że większośc publiczności stanowili ludzie w wieku 40+, 50+ i 60+. A jednak grupka młodych też była.

Utwory z repertuaru Klausa Mitffocha przeplatane były tymi z solowych płyt artysty. Usłyszeliśmy m.in. "Ta zabawa nie jest dla dziewczynek", "Jest jak w niebie", "Zero zer", "Tryki na start", "Historia podwodna", "Niewole i koncertowy miks "Bez kolacji / Śpij Aniele mój". Po prawie półtorej godzinie grania Pan Lech stwierdził, że już "bateryjka mu się wyczerpała" oraz "procesor trochę przegrzał" i więcej nie da rady. Na pożegnanie zagrał jeszce "Wyobraź sobie". Była też wspólna fotka z publicznością a dla chętnych "przebijanie piątki". 

Ze strony Lecha Janerki była wielka klasa, dobra forma wokalna i sympatyczna atmosfera. Tempo niektórych "klausowych" klasyków może nie było takie jak należy, ale wokal Janerki działa be zarzutu. Artyście tradycyjnie towarzyszyła żona Bożena na wiolonczeli a skład uzupełniał perkusista i gitarzysta. Jeśli ktoś nie miał szansy słyszeć na żywo Lecha Janerki, to polecam. Warto.

Andrzej Korasiewicz
21.04.2024 r.