Relacje z koncertów

Zaobserwuj nas
WESPRZYJ NAS

Off Festival 2023 - Slowdive, Spiritualized, Nation of Language, 05.08.2023 r., Katowice

Off Festival 2023 - Slowdive, Spiritualized, Nation of Language, 05.08.2023 r., Katowice

Celem mojego przyjazdu do Katowic było zobaczenie i usłyszenie na żywo Slowdive, z pewnym zainteresowaniem oczekiwałem też występu młodej, amerykańskiej grupy Nation of Language a także ciekawy byłem czy na żywo przekona mnie do siebie grupa Spiritualized, która nie należy do moich ulubionych. Pozostali wykonawcy byli mi albo nieznani, albo nie byłem nimi zainteresowany. Skoro jednak miałem już ten bilet jednodniowy, to grzech nie skorzystać i nie spróbować rozszerzyć swoich horyzontów muzycznych, co też starałem się uczynić.

Izzy and the Black Trees (scena główna)

Na teren festiwalu przybyłem, gdy swój występ zaczynała akurat grupa Izzy and the Black Trees. Coś o nich słyszałem wcześniej, ale na pewno specjalnie dla nich nie ruszyłbym się z domu, by zobaczyć na żywo. Skoro jednak była okazja... Liderka grupy na scenie prezentuje się żywiołowo, reszta składu jest bardziej statyczna. Muzycznie drzwi nie wyważają, kontynuując nieco klimaty znane z Pixies, ale w znacznie bardziej postpunkowym i dynamicznym wydaniu. Wokalistka brzmieniem głosu przypomina mi nieco PJ Harvey z początku kariery. Moją uwagę zwrócił basista, który bardzo fajnie współgrał brzmieniowo z gitarzystą, dzięki czemu grupa generowała chwilami bardzo mocną, basową ścianę dźwięku, która bardzo przypadła mi do gustu. Wokalistka szalała na scenie, widać, że ma silną osobowość i dobry, rockowy głos. Minus za agitację wyborczą. Na koncert przychodzę, żeby słuchać muzyki i oderwać się od codziennej rzeczywistośći. 

The Staples Jr. Singers (scena eksperymentalna) i Gurriers (scena leśna)

Obu wykonawców grało w tym samym czasie, więc nie dało się ich występów zobaczyć w całości. Bardziej byłem zainteresowany The Staples Jr. Singers, bo wzbudziło moją ciekawość to, że na festiwal zaproszono formację siedemdziesięciolatów grających gospel/soul, którzy podobają się młodym. Chciałem zobaczyć o co chodzi. No cóż, naprawdę byłem pozytywnie nastawiony, ale nie usłyszałem niczego szczególnie interesującego. Nie że było źle, ale wolę Jamesa Browna i Arethę Franklin. Rozumiem jednak, że tamtych nie można już zobaczyć i usłyszeć na żywo  a tutaj są żywi, prawdziwi ludzie, którzy od lat 70. grają i śpiewają swoją, prawdziwą muzykę bez żadnej ściemy. To również wzbudza mój szacunek, jednak moim zdaniem nic wielkiego w muzyce The Staples Jr. Singers nie ma. Po około pół godzinie przeniosłem się więc na scenę leśną, by sprawdzić grupę Gurriers. Niestety, trafiłem już na samą końcówkę - usłyszałem dwa utwory. To za mało, żeby móc coś więcej napisać. Zespół reklamowano jako grający muzykę postpunkową, ale raczej to nie był taki rodzaj muzyki postpunkowej, który lubię. Żadnej zimnej fali, nowej fali etc. Było krzykliwie i dynamicznie. Właściwie to punkowo.

Nation of Language (scena główna)

O amerykańskiej grupie synth pop usłyszałem całkiem niedawno, choć grają już kilka lat. Wydali dwie płyty i właśnie w drodze jest trzecia. Nation of Language to trójka młodych Amerykanów z Nowego Jorku - wokalista Ian Richard Devaney, który czasami gra również na gitarze, basista Alex MacKay oraz Aidan Noell, obsługująca elektronikę. Do grupy od razu poczułem sympatię, gdy przeczytałem, że u podstaw jej powstania leży inspiracja utworem "Electricity" Orchestral Maneuvers in the Dark. Amerykanie wzbudzają też sympatię na scenie, szczególnie Aidan Noell :), dzięki czemu wszyscy z uśmiechem przyjęli jej wpadkę podczas odgrywania jednego z numerów. Druga próba, zagrana w dalszej części występu, poszła już bez przeszkód. Bardziej pochmurną osobowość wydaje się mieć Alex MacKay, który również wprowadza swoim basem do muzyki grupy nieco zimniejszego klimatu.

Na pewno zaletą muzyki Amerykanów jest brzmienie, które udanie nawiązuje do lat 80. Na koncercie na pewno dobrze bawili się ci, którzy pamiętają lata 80. i przeboje z tamtych czasów. Amerykanie bardzo dobrze nawiązują brzmieniowo do tej epoki, ale czegoś jednak muzyce brakuje. Czego? Moim zdaniem chwytliwych numerów. Niby wszystko jest ok i brzmi jak należy, słucha się tego przyjemnie, jednak brakuje choć jednego "killera", piosenki który spowoduje, że muzyka grupy zapadnie w pamięci. Bo niewątpliwie Nation of Language słucha się bardzo dobrze, ale po czasie niewiele zostaje w głowie. Mimo wszystko, występ należy uznać za udany. Podobało się i młodym, i garstce starych, która była na festiwalu, ale na dłużej muzyka Nationa of Language nie pozostaje w pamięci.

Son Rompe Pera (scena eksperymentalna)

Kolejny wynalazek, który wzbudził spory entuzjazm wśród młodych. Son Rompe Pera to meksykańska grupa, która łączy elementy latynoskiego folkloru z muzyką rockową. Mogłbym napisać, że to meksykański odpowiednik Golec uOrkiestra, ale nie napiszę :). Bo jednak Golec jest bardziej popowy, a Son Rompe Pera ma z jednej strony więcej elementów folkowych, z drugiej nie jest nastawiony na komercję. No i Meksykanie mają więcej tatuaży :). Nie zachwyciłem się, ale jako odmiany - można posłuchać. Mimo wszystko występu nie wysłuchałem do końca. Wszystko po to, żeby zająć bardziej strategiczne miejsce pod sceną główną, na której szykował się już Spiritualized.

Spiritualized

Czasami jest tak, że dana płyta lub wykonawca przekonuje mnie do siebie, gdy usłyszę ich muzykę na żywo. Tak jednak nie stało się tym razem. Spiritualized gra już od ponad 30 lat, ale przez ten czas nie wzbudził mojego zainteresowania. Próbowałem przekonać się, ale ten rodzaj space rocka, rockowej muzyki przestrzennej, neopsychodelicznej zupełnie do mnie nie trafia. Koncertu wysłuchałem w całości. Było całkiem przyjemnie, ciekawie, ale bez głębszych przeżyć. Występ bardzo podobał się natomiast mojej żonie, więc nie był to czas stracony :).  

Jockstrap (scena eksperymentalna) i Udary grają "Is this It" The Strokes (scena leśna)

W oczekiwaniu na główne danie wieczoru udałem sie na scenę ekspermentalną, by sprawdzić co ma do zaproponowania projekt Jockstrap. Nie znałem wcześniej ich muzyki, ale moje zainteresowanie wzbudził fakt, że połowa tego duetu - Georgia Ellery - to również członek Black Country, New Road, który znany już mi jest. Jockstrap okazał się projektem elektronicznym, opartym o czasami ciężkie bity, które wydobywa ze swojej elektroniki Taylor Skye, które w połączeniu ze zwiewnym, dziewczęcym wokalem Ellery dają dosyć niesamowity efekt. To znowu nie jest nic oryginalnego - słyszałem już podobne połączenia, ale może wzbudzać entuzjazm. I wzbudza - szczególnie młodych. Mnie te szarpane, zmienne rytmy po dwudziestu minutach trochę zmęczyły. Postanowiłem sprawdzić więc jak płytę The Strokes grają polscy muzycy. Okazało się, że za formacją Udary kryje się m.in. Dawid Podsiadło. 

Nie zaliczam się do pokolenia, dla którego album The Strokes był jakimś formacyjnym wydarzeniem muzycznym. Nie mam nic przeciwko tej płycie, ale nie jest to dla mnie żadna kluczowa pozycja, choć niewątpliwie odcisnęła swoje piętno na kierunku rozwoju indie rocka. Na scenę leśną dotarłem na tyle wcześnie, że udało mi się wysłuchać kilku numerów w wykonaniu Udarów. Było całkiem sympatycznie, z każdym kolejnym numerem podobało mi się coraz bardziej. Udana rekonstrukcja. Choć więcej byliby w stanie powiedzieć ci, dla których płyta The Strokes jest naprawdę czymś ważnym.

Slowdive

I w końcu, dziesięć minut przed północą, doczekałem chwili, dla której znalazłem się w tym miejscu i o tym czasie. Najpierw wyjaśnię, że Slowdive nie należy do wykonawców, którym zachwyciłem się przed ponad trzydziestu laty i teraz czekałem na nich, jak na "kultową" grupę ze swojej młodości. Lubiłem ich, ale była to dla mnie raczej muzyka, którą "odpalałem" w czasie, gdy przyszedł odpowiedni nastrój a nie coś, czego słuchałem na codzień. Podobnie było z Lush czy Ultra Vivid Scene. Trudno powiedzieć co sie stało, że dzisiaj jest inaczej. To pewnie jakiś duch czasu, bo po tylu latach okazuje sie, że shoegaze trafia idealnie w nastrój współczesności i nie jestem jedyny, który nagle zaczął wielbić Slowdive. Ich muzyki słuchają dzisiaj i starzy, i młodzi. Oczywiście to nie jest zjawisko masowe. To nadal jest muzyka niszowa, ale stała się bliższa większej liczbie osób niż kiedyś. 

Slowdive do Katowic przyjechał kilka dni przed premierą nowej, piątej zaledwie płyty. Dzisiaj grupa nagrywa mniej drapieżne utwory niż na przełomie lat 80. i 90. Pierwsze dwie płyty grupy zawierały również utwory mocniejsze, z noisowymi końcówkami. Płyta "Slowdive", wydana w 2017 roku, po 22 latach przerwy, zawiera głównie tematy łagodniejsze, rozmarzone, dream popowe. Dwa utwory zapowiadające nową płytę również utrzymane są w tym duchu. Na głównej scenie Offa, Anglicy zaprezentowali mieszankę utworów starszych i nowszych. Występ był prawdziwie euforyczny. Basista grupy zaprezentował się w koszulce The Cure, ale, moim zdaniem, dzisiaj to raczej muzycy The Cure powinni nosić koszulki Slowdive. To był świetny, potężny koncert, jeden z lepszych, które widziałem i który na długo zapadnie w mojej pamięci. 

setlista:

1. Slomo
2. Slowdive
3. Avalyn
4. Catch the Breeze
5. Star Roving
6. Souvlaki Space Station
7. Crazy for You
8. 40 Days
9. Sleep (Eternal cover)
10. Sugar for the Pill
11. kisses
12. Alison
13. When the Sun Hits
14. Golden Hair (Syd Barrett cover)

Podsumowanie

Festiwal w Katowicach był dla mnie imprezą udaną. Przeważali na niej ludzie młodzi - głównie w przedziale wieku 18-30. Ale byli też starsi. Nie czułem się całkiem odosobniony. Widziałem nawet parę osób z wyglądu w wieku 60+. 

Najlepszym koncertem był według mnie występ Slowdive. Przyjemnie słuchało się też Nation of Language, choć tutaj odczułem minimalne roczarowanie. Mimo dużej otwartości, przekonałem się, że Spiritualized, to muzyka nie dla mnie. No i najważniejsze - drugiego dnia prawie nie padało! Wszystkie koncerty odbyły się zgodnie z planem i bez większych przeszkód.

Andrzej Korasiewicz
06.08.2023 r.