Artykuły

Zaobserwuj nas
WESPRZYJ NAS

Boards of Canada - przyjaciele przy ognisku

Boards of Canada - przyjaciele przy ognisku

Boards of Canada, znani całemu elektronicznemu światkowi, to dziś duet - Michael Sandison i Marcus Eoin. Początki BoC sięgają jednak lat siedemdziesiątych, kiedy obecni członkowie tej szkockiej formacji byli dziećmi. Z tej nostalgicznej, widzianej dziecięcym okiem, przeszłości wypływa wrażliwość artystyczna jednego z najciekawszych zespołów na dzisiejszej muzycznej scenie. Już okolicach roku 1980 Marcus wraz z przyjaciółmi stworzył zręby BoC, w których za pomocą pożyczonych syntezatorów, perkusji, czy magnetofonów szpulowych, przez które odgrywali przeróżne znalezione dźwięki, powstawały pierwsze eksperymenty muzyczne. Działalność grupy przyjaciół miała charakter interdyscyplinarny. Obok eksperymentalnych kolaży dźwiękowych powstawały też zdjęcia oraz filmy inspirowane programami edukacyjnymi i niskobudżetowymi serialami. W roku 1986 do zespołu dołączył Marcus i objął funkcję basisty.

W czasach popularności "uszminkowanego" rocka, BoC było jedyną grupą w swoim rejonie grającą elektroniczną, minimalistyczną muzykę. Często zmieniający się główny skład zespołu dawał sumę około czternastu członków zaangażowanych w ten audiowizualny projekt. W późnych latach osiemdziesiątych zespół ideologicznie dryfował w objęcia klimatów kontynuowanych jeszcze przez spadkobierców nowej fali. Coraz dłuższe filmy i esencjonalne projekty fotograficzne zdominowane były przez uczucia nostalgii i zagubienia. Równocześnie zaczął się kształtować rdzeń zespołu zredukowany do trzech członków. Lata 90. to już kres w pełni świadomej działalności artystycznego kolektywu. Wtedy jeszcze pod nazwą "Hexagon Sun" pochodzącą od fundacji studia o tej samej nazwie, rozpoczyna się okres, w którym muzycy swoje pomysły zaczynają realizować w szerszym kręgu. Nakładem ich własnego labelu Music70 ukazuje się kolejny album domowej produkcji, tym razem epka "Twoism", która wychodzi poza krąg przyjaciół i znajomych Michaela i Marcusa. Suche i twarde elektroniczne rytmy mieszają się na niej z melancholijnymi, sunącymi powoli melodiami, da się już wyczuć ów charakterystyczny styl brzmienia zespołu. Wydawnictwo dociera do elektronicznej wytwórni Skam. BoC nagrywają kolejną epkę, tym razem już w barwach manchesterskiej wytwórni. Zaczynają grać koncerty z Autechre i Panasonic & Cylob. Nakładem Warp i Play it Again Sam ukazują się ich remiksy utworów Michaela Fakescha "Surfaise" i Miry Calix "Sandsings" oraz Jacka Dangersa "Prime Audio Soup". W roku 1998 podpisują kontrakt z Warp i ukazuje się ich debiutancki longplay "Music Has the Right to Children". Album rewolucjonizujący i na nowo definiujący estetykę IDM poprzez dodanie do niej wątków emo. Obserwatorzy dzisiejszej sceny inteligentnej elektroniki nie bez powodu zauważają pojawienie się hybrydy zwanej emotroniką. Swój niebagatelny udział w formułowaniu tej estetyki ma Boards of Canada.

Oko orła

Co stanowi o tak interesującym brzmieniu duetu? Być może unikalny sposób tworzenia muzyki, jaki nieczęsto zdarza się w przypadku muzyków tworzących przy użyciu elektronicznej materii. Obce są im high-endowe rozwiązania. Wirtualne samplery i komputerowy szlif to niewielki procent ich muzycznych środków wyrazu. Od czasu debiutu ich głównymi instrumentami stały się stare samplery pamiętające czasy boomu elektronicznych produkcji lat osiemdziesiątych. Podczas gdy inni muzycy z płyty na płytę skupiają się na coraz sterylniejszej, lepiej brzmiącej produkcji oni dążą do naturalności. Fascynacja niedoskonałością, organicznym aspektem muzyki elektronicznej wydaje się być głównym motorem determinującym ich działania. Głos jest częstym punktem wyjściowym do dalszej obróbki dźwięku. To głównie strzępy wokaliz zaczerpnięte ze starych seriali, filmów lub obrazów nagranych przez nich samych. Niekiedy całe partie podkładów perkusyjnych to sekwencje pociętych na milisekundy głosek. Jak przyznają, brzmienie do którego dążą bliskie jest temu które usłyszeć możemy w starych produkcjach telewizyjnych. Afirmacja twórczości opartej na organicznym tworzywie widoczna jest nie tylko w warstwie muzycznej. Okładki ich wydawnictw noszą znamiona głębokiej kompresji obrazu, jakby optymalizacji do potrzeb sieciowych. Dobrym tego przykładem jest "Geodaddi", ich ostatni krążek, na którym jak sami przyznali chcieli osiągnąć jedność między brzmieniem a zawartością muzyczną. Brzmienie wyraźnie odbiega od sterylnych standardów produkcji elektronicznych. Jak sami przyznali chcieli brzmieć "gorzej" niż na MHtRTC. Nie interesuje ich tworzenie melodii i podkładów które brzmią futurystycznie. "To żadna sztuka, wystarczy włączyć odpowiednią maszynkę i wcisnąć odpowiedni przycisk, by grało".

Przy całej organicznej nieregularności świata dźwięków i obrazu kreowanych przez szkocki duet pojawia się kolejny wspólny mianownik, paradoksalnie łączący te chropowatą - wymykającą się elektronicznym uogólnieniom - estetykę - to cykliczność. Przykładowo, metafora kalejdoskopu wszechobecna na nowym wydawnictwie. Koła syntezatorowych atonalnych dźwięków toczą się wyraźnie w "Julie & Candy", czy krótkich przerywnikach spajających regularne kompozycje. Nieco przewrotny tytuł "Music is Math" potwierdza zamiłowanie artystów do symetrii. Wyjścia i powroty, jak odwieczne cykle natury, tkają się w żywej materii dźwięków BoC. Trudno jest znaleźć czysto abstrakcyjny, geometryczny kontekst tych muzyczno-słownych uogólnień. To raczej symetria wywiedziona z natury, obserwacji życia. A jedynym, ukutym na własny użytek, tytułem jakim nazwałbym muzyczne uniwersum szkockiego duetu to... geometria organiczna.

matis_keynell
12.02.2003 r.