Lech Janerka - rozmowa o życiu jako walce, śmierci i o prawdzie oraz kiczu w muzyce, 11.01.2003 r.
Wywiad przeprowadzony przez Katarzynę Gizińską, 11.01.2003 r. w Płocku, tuż po finałowym koncercie w ramach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Osoby w pokoju:
Lech Janerka, Bożena Janerka, Katarzyna Gizińska, Piotrek Majewski i Maciek Ganc z Radia Puls FM, Ewa Gryczon (fanka - nastolatka), pewien mężczyzna, który mógł być managerem bądź przyjacielem zespołu.
Pokój mały, około 3x4 m. Białe ściany. Drzwi wejściowe z prawej strony. W lewym rogu, przy prostopadłej do drzwi ścianie, stoi biurko. Przed nim leży jakiś instrument w pokrowcu. Dwa, trzy krzesła, mały, niski fotel - na nim siedzi Bożena. Okno. Na biurku stoi popielniczka.
Muzyk usiądzie na biurku. Jeszcze przed wywiadem zapali papierosa. W czasie rozmowy wypali kilka fajek, których resztki znajdą się w popielniczce stojącej w zasięgu ręki. Czasami Janerka będzie opierał się o ścianę i ogólnie jego poza będzie cały czas na luzie.
Wspólny wywiad. Koncert się przedłużył, więc żeby nie tracić więcej czasu, Janerka proponuje wspólną rozmowę, tzn. jednocześnie ze mną i chłopakami z Pulsu. Zgadzamy się, choć, szczerze powiedziawszy, początkowo niezbyt ten pomysł przypadł mi do gustu. Nie tracąc ani chwili dłużej, żeby nikt mnie nie ubiegł, rozpoczynam:
Alternativepop.pl: "Wojna minie, gdy zaśniemy" - tak powiedziałeś dla magazynu "Tylko rock" (III 2002). Czy możesz rozwinąć tę myśl?
Lech Janerka: Myślę, że wojna trwa cały czas. Napisałem te słowa w mocnym stanie wojennym. Piosenka, zawierające je, jest o moich córkach, które poszły razem z babcią oglądać jedną z manifestacji. Były wtedy małymi brzdącami i wróciły spłakane od gazów łzawiących. Ja postrzegam życie jako walkę, jako wojnę. Żyjemy - nie śpimy. Potem odchodzimy - usypiamy i kończy się wojna. To jest prosta filozofia.
Alternativepop.pl: Nie ma możliwości, żeby na chwilę były jakieś przerwy w walce?
Lech Janerka: Nie ma. Nie ma "Zmiłuj się". Z pokolenia na pokolenie jest to przekazywane. Ta wojna ma aspekty bardzo brutalne i prozaiczne, jak np.: ktoś tam kogoś strzela w głowę albo pracuje się, pracuje się, słabo płacą, nie ma za co jeść i walczy się o życie. Tak to widzę.
Alternativepop.pl: "Moje życie to czekanie, czekanie na śmierć"...
Lech Janerka: Wynika z tego, że jestem spójny [uśmiech]. Właściwie tak. Rodzimy się, jednym się udaje, tak jak mi: przyjeżdżam do miasta, gram swoje piosenki, dostaję za to pieniądze. Jedni mnie lubią, niewielu mnie nie lubi. I tak żyję od dwudziestu lat. Wcześniej trochę pracowałem. Mogę powiedzieć, że mi się udało [kilkusekundowe zastanowienie]. Powiem wam coś po dwudziestu latach grania, bo tyle właśnie lat gram za pieniądze. Zapał do grania mija, nie jest to takie święte, jak było, bo było święte, granie było święte, kiedy zaczynałem. W tej chwili nagrywam płyty bardzo rzadko, bo ciężko jest mi coś z siebie wydobyć, coś, co byłoby warte pokazania i oznaczałoby cokolwiek. Uważam, że moją powinnością jest uczciwość wobec innych ludzi, z którymi próbuję się za pomocą grania komunikować. Jest mi coraz trudniej. Oczywiście, w myśl tej mojej teorii mógłbym to wrzucić pod rozrywki, czyli: czekam na śmierć, coś muszę robić, z nudów chociażby, więc gram. W tym jest coś z prawdy.
Alternativepop.pl: Ale czy to nie jest tak, że przez takie pojmowanie życia, staje się ono... mniej atrakcyjne?
Lech Janerka: Uuuu... [tu chyba nastąpiło wielkie zaskoczenie ze strony artysty]
Alternativepop.pl: Chcesz powiedzieć, że jest bardziej atrakcyjne?
Lech Janerka: No to proszę, wymieniamy sobie atrakcje. Pierwsze trzy twoje.
Alternativepop.pl: Mówimy o Tobie, a nie o mnie!
Lech Janerka: Nie ma uniwersalnej recepty na to, jak życie powinno wyglądać, prawda? Mądrzy ludzie, do których ja się nie zaliczam, ale wczytuję się w nich, mówią np., że nie ma prawdy... [następuje kilkusekundowa cisza w pokoju] ... i już mamy problem.
Alternativepop.pl: Czy Ty też tak uważasz?
Lech Janerka: No pewnie, że tak uważam. Mądrzy ludzie mówią, że rozgraniczenie między dobrem i złem nie jest takie proste i oczywiste, jakby się to wydawało. No więc... moje życie jest atrakcyjne, mimo że pojawia się eschatologia, sprawa ostateczna, coś tam mówię o umieraniu, o Bogu, o czymś tam, o czymś tam, o czymś tam i najwyraźniej z Twojego punktu widzenia moje życie jest mało atrakcyjne, ale zaręczam Ci, że jest atrakcyjne. Wiesz, różne są atrakcje. Dla mnie atrakcją jest np. znaleźć w grubej książce chociaż trzy myśli, których wcześniej nie słyszałem. I już mam frajdę taką, że hej! Być może ty też byś miała, gdybyś szła moim tropem, do czego nie namawiam, bo, rzeczywiście potrafi być paskudnie, ale potrafi też być wspaniale.
Alternativepop.pl: Powiedziałeś niedawno, że spełniły się Twoje marzenia: nie spędzasz czasu w biurze od godz. 7 do 15, nie siedzisz przed biurkiem i nie wklepujesz czegoś bezsensownie do komputera. Czy to jest tak, że już nie masz marzeń?
Lech Janerka: Wiesz, że nie mam? [Te słowa zostały powiedziane bardzo lekko i ze spokojem. Są stwierdzeniem, a nie pytaniem]
Alternativepop.pl: Naprawdę?
Lech Janerka: Ja już zrealizowałem wszystkie swoje marzenia. [Kilka sekund ciszy] Myślisz, że marzenia to jest taki worek bez dna? Słuchaj, z jednej strony są marzenia, a z drugiej - realia. Przyglądam się sobie i życiu bardzo uważnie i dochodzę do takiego momentu, że o pewnych rzeczach, będąc rozsądnym mężczyzną, ja już nie marzę, bo to byłoby bez sensu. Niektóre marzenia sobie spełniłem - to były skromne marzenia, na moją miarę. Ja nie jestem ani specjalnie bystry, ani specjalnie wysoki, nie mam głosu, nie mam słuchu, nie mam poczucia rytmu, a gram od dwudziestu lat. Moja praca to taka dosyć uczciwa forma zarabiania pieniędzy, bo ja nikogo nie zmuszam, nie jestem w żadnym układzie, który gwarantuje pieniądze jakby z założenia - ktoś idzie na pensję, to czy on tam coś robi czy nie robi, jest produktywny czy nie jest, no to te pieniądze jakoś mu spływają. A ja śpiewam piosenki, sprawiam sobie frajdę i jeszcze dostaję za to pieniądze. To było moje bardzo ważne marzenie.
Alternativepop.pl: W takim razie gratuluję Ci tego, że spełniłeś to marzenie.
Lech Janerka: Dziękuję.
Alternativepop.pl: Może teraz pozwólmy w końcu kolegom dojść do głosu ;-)
Piotrek Majewski: Nawiązując do tego, co przed chwilą powiedziałeś, przeczytałem w jednym z wywiadów: "Nie jestem muzykiem".
Lech Janerka: Powiedziałem tak, gdyż to prawda. W sumie to wykonuję zawód muzyka. Jestem bystry. W tej chwili może nie wyglądam na jakiegoś specjalnie bystrego gościa, ale kiedy zaczynałem miałem "szybki proceser" [Janerka zaczyna naśladować odgłos pracującego na szybkich obrotach procesora ;-)]. I jeżeli ktoś jest bystry, to wie, jakie warunki musi spełniać muzyk, który funkcjonuje. Ja te warunki spełniłem i moja płyta była "płytą wszechczasów polskiego rocka".
Maciek Ganc: Czy musiałeś z czegoś zrezygnować, żeby grać tak, jak chciałeś? Musiałeś się dopasowywać?
Lech Janerka: Wiedziałem czego nie należy grać. Ja uważam, że granie muzyki jest to pewna forma wolności. Słyszałem wielu muzyków, którzy grali w takim konkursie, gdzie startowało 700 zespołów. Przyglądałem się tym ludziom. No i pojawił się Led Zeppelin z Bielska-Białej, Deep Purple z Kłodzka, jakiś tam Marley z Legnicy. To byli bardzo młodzi ludzie. Co to za wolność? Byłem zdumiony. Wtedy kiedy zaczynałem, uważałem, że mam wyrazić siebie. Siedziałam w domu i grałem na gitarze Beatlesów, których uwielbiam. Ale jeśli miałem opowiedzieć ludziom historię swojego życia to nie za pomocą Beatlesów, Marleya, Led Zeppelin itd. Sądzę, że nawet kiepska wypowiedź, ta nierówna, nieczysta, ale osobista, przebije się zawsze. Więc ja próbowałem tak funkcjonować.
PM: Jesteś od dwudziestu lat na scenie. Czy dużo zmieniło się na muzycznej scenie, mentalność ludzi, którzy ją tworzyli?
Lech Janerka: W tej chwili o wiele łatwiej robić muzykę, niż kiedyś. Wystarczy, że kupisz sampler i sequencer. Takiej twórczości jest cała masa. Świadczy to o tym, że ludzie są wrażliwi. Niekoniecznie mają słuch, poczucie rytmu i tak dalej, ale omijają to. Ja nie mogłem ominąć, tylko wyuczyć się, zgwałcić, bo mózg mi podpowiadał nie wiadomo co - mówię o regułach czysto muzycznych - a rączka nie chciała nadążyć. W tej chwili nie trzeba tak robić. Sam znam we Wrocławiu kilka zespołów, które tworzą bardzo fajną muzykę, a jednocześnie gdyby dostali jakikolwiek instrument do rąk, to nie są w stanie niczego zagrać, nie mają żądnego pojęcia o takim graniu. To jest podstawowa różnica. Muzyka idzie w stronę produkcji. Możesz wynająć gościa, który zrobi za ciebie płytę. Zaśpiewasz [Lech Janerka śpiewa]: "Ja jestem taki piękny, a Ela jeszcze bardziej" i on do tego resztę dorobi. Za tydzień cię zawezwie, puści ci to i gały ci wyjdą.
Alternativepop.pl: Ale czy o to chodzi w muzyce?
Lech Janerka: Nie ma recepty na muzykę. W sumie to tak nie bardzo wiadomo, o co chodzi. Mi akurat nie o to. Dla mnie to zmaganie się jest dużą frajdą. To taka praca. W życiu coś trzeba robić, bo inaczej jest nudno.
PM: W związku z tym, że muzykę można teraz robić w domu, to słyszałem, że potrafisz czasami dwa tygodnie nie wychodzić z mieszkania. Czy to prawda?
Lech Janerka: O, nawet dłużej! Jestem domatorem i dla mnie to nie jest żadna sensacja. Mam 50 lat i po co mam wychodzić tak na ulicę, no pomyśl! Jeżeli więcej niż trojka osób mówi, to ja się gubię, bo próbuje wszystkich zrozumieć, a oni najczęściej bełkoczą. A trzy bełkoty robią już taki hałas, że mi głowa od tego puchnie.
PM: Mam nadzieję, że to nie jest aluzja do nas?
Lech Janerka: Nie, jesteście bardzo zdyscyplinowani i selektywni póki co. A wracając do poprzedniego pytania, jak byłem młodszy to sądziłem, że ludzie siedzą i tracą czas w klubach, gdzieś tam, do noska pobierają coś tam, coś tam. W domu było wiele rzeczy, które mnie interesowały i miałem większą możliwość skoncentrowania się. Szkoda czasu.
MG: Dziś nie było tłumów na koncercie, mimo że Wielka Orkiestra to masowa impreza...
Lech Janerka: Opowiem taką smutną historię. Jest to pewna inercja z mojej strony. Kiedyś na początku, kiedy zaczynałem grać, to nikomu się to nie podobało, a ja uważałem, że ludzkość należy poinformować o pewnych sprawach, które mnie męczą i dalej tak jest. Pamiętam swoją pierwszą trasę, kiedy grałem z dwoma zespołami, jeden się nazywał Hard Rock - ci ludzie byli poprzebierani w takie fajne rajtuzy, make up'y mieli zawodowe, fryzurki. Jechaliśmy przez całą Polskę. Kiedy grały te kapele to były wiwaty, ściąganie staników, a jak myśmy wychodzili na scenę, to po drugim takcie ludzie szli na piwo i graliśmy trzydzieści parę koncertów do pustych sal. Dojechaliśmy do Lublina, przyszła publiczność z KULu. Pierwszy zespół utrzymał się 30 sekund na scenie, koleś zszedł z pięknym pomidorem na czole. A nas słuchali. Jest różna publiczność i chociaż dzisiaj nie było owacji, rzucania stanikami, ale być może kilka osób zapamiętało jakieś słowa z tego. I gram dla takich ludzi, a nie dla masowej publiczności. Wiadomo, masowa publiczność to wspomaganie, ale ... Jeżeli oglądaliście uważnie telewizję to Ich Troje wyszło w Opolu, zagrało pieśń masową było zupełnie zimno. Michał wyszedł do przodu i powiedział: "Jesteście zajebiści". Wszyscy skamienieli. Wrzasnął jeszcze raz, zaczął machać rękami i wymusił bis. No więc publiczność zgodziła się, że jest "zajebista" i poszło już gładko. Ale ja nie wiem, czy mi zależy na takiej publiczności, jaką ma Michał Wiśniewski.
PM: Co z przyszłością?
Lech Janerka: Umrę. A w tej chwili zrobiłem remanent swoich piosenek i chcę nagrać kolejną płytę. Jak miałem 17, 18, 19 lat to pisałem piosenki z gitarą. I tych kompozycji uzbierało się 28. Przebieram to w tej chwili i nagram taką płytę, bo jak teraz tego nie zrobię, to pójdą do kosza.
Ewa Gryczon: Twoje ostatnie teksty traktują o śmierci, przemijaniu - przynajmniej ja to tak odbieram. Ale mimo, że jest taka tematyka, to jednak są one dosyć optymistyczne.
Lech Janerka: Śmierć to jest element życia, może nie najciekawszy, ale nie jestem takim gościem, który śpi w trumnie i kombinuje, że i tak zaraz umrze, więc nie warto wstawać. We mnie jest dużo optymizmu, ale jest to optymizm pragmatyczny. Staram się ten nurt pesymistyczny równoważyć dosyć dziarską muzyką. I tu mam problem. Bo kilka lat temu robienie i wykonywanie tych dziarskich numerów było dla mnie frajdą i nie stanowiło problemu, a gdybym teraz miał zagrać dwa solidne koncerty pod rząd, to bym nie dał rady. Już taki energetyczny nie jestem.
EG: A czemu piszesz o śmierci? Boisz się?
Lech Janerka: No właśnie nie. Na tym polega cały "myk". Większość religii, która u nas dominuje, mówi nam: "Umrzesz, ale...". A ja mówię: "Umrzesz" bez żadnego "ale". I pogodziłem się z tym, bo ile się można męczyć? Tak jak mówiłem, życie to jest walka, męka. Są jakieś jasne promyczki, o których ja napomykam w swoich piosenkach, ale ogólnie nie jest słodko.
Alternativepop.pl: Więc "w życiu piękne są tylko chwile"?
Lech Janerka: To jest banał, ale tak właśnie jest.
EG: Co w Twoim życiu jest ważne, oprócz muzyki oczywiście?
Lech Janerka: Mam rodzinkę i praktycznie ona jest bardzo ważna. Bożena zresztą gra ze mną. Jeździmy razem, trzymamy się za rączkę, wręcz wzorowo.
Alternativepop.pl: "Mam dosyć kiczu" - to słowa z "Tylko rocka". Co jest dla Ciebie kiczem, muzycznym kiczem?
Lech Janerka: [kilkanaście sekund zastanowienia] T.Love na przykład jest dla mnie kiczem. Już nie mówię o zespołach, które z założenia coś takiego sprzedają. Z tym kiczem w muzyce jest dosyć dziwnie, bo ludzie świadomie tego używają. Ja znam Michała Wiśniewskiego osobiście i to nie jest jakiś tam prymitywny koleś. On z premedytacją zrobił rozeznanie rynkowe po wsiach, małych miasteczkach. Zrobił analizę rynku i wyszło mu, że trzeba grać taką muzykę i taką muzykę gra. Nie wiem, czy potrafiłby grać inną, choć myślę, że gdyby się napiął to by potrafił. Z tym kiczem jest tak, że jest go wszędzie pełno. Dla mnie kiczem jest, pewnie teraz zasolę straszną lufę, tekst, który śpiewa Kazik: "Wszyscy artyści to prostytutki". Ten utwór to był dla mnie straszny kaczan, a dla większości ludzi - coś wielkiego, jakieś objawienie. Słuchałem tekstu, że za jakieś papierosy lepszy kawałek wódki, coś tam takiego - jak litania obrażająca, atakująca kogoś, a potem Kazik pyta się: "Czy ty to widzisz? Czy się nie wstydzisz?" A ja się pytam, do kogo on to pytanie kieruje? Niby do tego, co to robi? Więc ten, co to robi, ma się wstydzić? To bełkot. I w tym momencie ten numer, w dodatku ze stylistyką wymyśloną przez Rage Against The Machine, to kicz, straszny kloc, ale zrobiony, jak mniemam, świadomie. Kazik gra to na koncercie, a za chwilę "Dziewczynę o perłowych włosach", piosenkę z czasów mocnej komuny. Wszystkim się to podoba, wszyscy śpiewają i jest dobrze.
Alternativepop.pl: Czyli mamy się obawiać, że kicz nad wszystkim zapanuje?
Lech Janerka: Kiedyś uczyli nas w szkole: Norwid -"ok", jakiś fiś, który o mało nie zabił matki, a potem sam się powiesił - "słabo", Mickiewicz - "super ok", Gombrowicz - "świetnie". A w tej chwili te normy się zmieniły. Kto teraz czyta Mickiewicza? Lingwiści, poloniści, straszni zapaleńcy i starsi ludzie. Jest tak wiele literatury różnej, przeciwnej i dobrej przy okazji, że praktycznie ci, którzy budują swoją wrażliwość i wykształcenie na bazie rzeczy klasycznych, są skazani na stępienie wrażliwości na rzeczy, które powstają współcześnie. Mickiewicz nie mógł pisać np. o wszechogarniającej i nieskończonej przestrzeni kosmicznej. Być może napomknął raz i drugi, ale my mamy dane do tego, aby o tym pisać. W tej chwili tyle się dzieje. Nie można się zasklepiać w tym, co kiedyś zostało powiedziane elegancko i bardzo ładnie, ale trzeba rozwijać swoją wrażliwość przyglądając się światu, który się dzieje teraz. Oczywiście nie zapominając o tamtych rzeczach, bo tam też jest dużo pozytywnych wartości, aczkolwiek niektóre z nich się dewaluują.
Alternativepop.pl: Co w takim razie czyta teraz Lech Janerka?
Lech Janerka: Czytam bardzo mało beletrystyki. Ostatnio miałem w swoich rękach "Wojnę polsko-ruską" Doroty Masłowskiej. Podobało mi się.. Wszyscy się przerażają, że ona tam "kurwuje", ale to nie ma znaczenia. To bardzo gęsty, intensywny język, który trudno znaleźć we współczesnej prozie. Ja się nie zetknąłem z czymś takim. Różne gadżety, dodatki, które powodują, że większość ludzi to odrzuca nie są zupełnie istotne. Myślę, że ona takim samym językiem pisałaby... odę do laptopa. Tematyka akurat taka, bo chciała kogoś ośmieszyć, sama się dobrze zabawić, więc napisała o środowisku, któremu miała okazję się przyjrzeć. Poza tym polecam wszystkim "101 Reykjavik" o 30-latku z Islandii, który nie bardzo wie, co dalej robić, świat jest trochę śmieszny, trochę straszny, żyć trzeba, zabić mu się nie chce, noc polarna trwa pół roku [uśmiech]. Oprócz tego czytam sporo Leszka Kołakowskiego: dużo ironii, autoironii, niesamowita wiedza. On jest erudytą i na każdy właściwie temat jest w stanie powiedzieć zgrabne zdanko, które ma sens. Czytałem ostatnio opracowanie "Historii prawdy", ale niestety nie pamiętam autora. Ciekawe. Prawda ukazana w różnych aspektach i okresach historii, cywilizacji. Konkluzja: prawdy nie ma.
Wszyscy: Dziękujemy za rozmowę.
Lech Janerka: Ja też dziękuję. Nagadałem się dziś za wszystkie czasy.
Rozmawiała: Katarzyna Gizińska
11.01.2003 r.