Artykuły

Zaobserwuj nas

Clan of Xymox - rozmowa z Ronny Mooringsem o remiksach, festiwalu Marchewka w 1988 r., koncertach w Meksyku i występach jako Xymox, sierpień 2003 r.

Clan of Xymox - rozmowa z Ronny Mooringsem o remiksach, festiwalu Marchewka w 1988 r., koncertach w Meksyku i występach jako Xymox, sierpień 2003 r.

Z Ronny Mooringsem, liderem Clan of Xymox rozmawia Tomasz Musialik (Laurel), tłumaczenie: Jouloupukki

Alternativepop.pl: Dwa ostatnie wydawnictwa CoX zawierały głównie remiksy. Jaka jest twoja opinia o tych albumach: "Remixes from the Underground" i "There's No Tomorrow"?

Clan of Xymox: Po wydaniu "Notes from the Underground" zrodziła się idea, by zrobić z tym coś więcej, by poprosić ludzi o zrobienie remiksów. Przez lata byliśmy pytani czemu nie publikujemy żadnych innych wersji naszych kawałków. Teraz wydaje się być ku temu dogodny czas, zwłaszcza że obecnie można stosunkowo łatwo zrobić takie rzeczy, wykorzystując technikę komputerową. Zapytałem kapele z mojego bliskiego otoczenia, czy są zainteresowane zrobieniem remiksów, ale tak, by brzmiały w charakterystyczny dla ICH stylu sposób. Preferowałem brzmienia pozbawione gitar, gdyż w ten sposób przeróbki brzmiałyby zupełnie inaczej, niż oryginalne nagrania. Po wielu entuzjastycznych reakcjach rozesłałem mastery do wszystkich zainteresowanych zrobieniem remiksów. Materiał z "The Remixes from the Underground" zaskoczył mnie wysoką jakością kawałków wszystkich zaangażowanych w projekt kapel, byłem tym bardzo uszczęśliwiony. Lubię wszystkie remiksy z przeróżnych powodów, każda z kapel zrobiła co tylko się da by odcisnąć na kawałkach charakterystyczny ślad swojego stylu, z tego też powodu wszystkie one są na tyle zróżnicowane, że nie wiesz, czego się za chwilę spodziewać. W ten sposób całość trzyma cię przed głośnikami w ciągłej niepewności. Większość zespołów znałem już z wcześniejszych kontaktów, zawsze spotyka się różnych artystów na koncertach, festiwalach, etc. To że wiekszość wykonawców wywodzi się z kręgów electro można całkiem łatwo wytłumaczyć - większość gitarowo zorientowanych twórców nie posiada odpowiedniego sprzętu komputerowego, który jest niezbędny do zrobienia remiksów. Nie chcę tu wnikać w szczegóły techniczne, ale jeśli ślesz komuś dysk, to ten ktoś powinien mieć odpowiednie oprogramowanie, etc, by móc je odczytać. Czasami ludzie nie rozumieją idei remiksów, ale dla mnie powinny brzmieć inaczej niż oryginalne kawałki, w przeciwnym razie jaki byłby sens ich robienia? Remiksujący artysta ma wolną rękę, więc robi co tylko się mu podoba i jeśli rezultat jest satysfakcjonujący, remiks zostanie opublikowany. Podczas pracy nad singlem nie obowiązują cię takie restrykcje, jak podczas tworzenia materiału na normalny album. Według mnie album nie powinien zawierać remiksów, a w ostateczności naprawdę niewiele, ponieważ burzą one płynność zawartego w nim materiału. "There's No Tomorrow" jest ubiegłorocznym singlem, małym przedsmakiem tego, co znajdzie się na płycie "Farewell". Tytułowy utwór zremiksowany został przez The Frozen Autumn, Fading Colours i Run Level Zero, poza tym znalazły się tam również dwa dodatkowe kawałki: "Courageous" i "The Second Time". Utwór "There's No Tomorrow" jest moim zdecydowanym faworytem, który działa na mnie w 2003 roku tak, jak "A Day" oddziaływał w latach 80..

Alternativepop.pl: Nowy album zatytułowany bedzie "Farewell" i jest już niemal gotowy. Jak myślisz, utrzyma poziom "Notes from the Underground"?

Clan of Xymox: Jest gotowy na wrześniową premierę. Jak dotąd reakcje, które do mnie dotarły były bardzo dobre, ludzie twierdzą, że jest to coś najlepszego, co Clan of Xymox może dziś zaoferować, czym jestem bardzo ucieszony.

Alternativepop.pl: Jakie są różnice w brzmieniu i muzyce najnowszego albumu w stosunku do tego, co robiłeś w przeszłości?

Clan of Xymox: "Farewell" jest albumem pełnym zróżnicowanych klimatów i stylów, z wielowarstwowym brzmieniem, różną atmosferą i aranżacjami. Chciałem, by brzmiał świeżo i nowo, nie chciałem powtarzać tego, co dotąd stworzyłem, jakkolwiek dążyłem do tego, by całość była rozpoznawalna jako Clan of Xymox. Zatem album jest inny, choć stanowi część naturalnej ewolucji CoX. Wraz z podstawowymi elementami, charakterystycznymi dla Clan of Xymox, sposób, w jaki dopasowuję i nakładam instrumenty i brzmienia, można nazwać naszym własnym stylem, rozpoznawalnym przez większość ludzi. Owa rozpoznawalność jest, według mnie, typowa dla naszej muzyki. Kawałki "A Day", "Stranger", "Backdoor" były, jak na czas, w którym powstały, w awangardzie electro. Nowe rzeczy również podobnie bym określił, z tym że oczywiście, żyjemy w roku 2003 i brzmią one adekwatnie do nowych czasów. W mojej opinii "Farewell" jest rozwinięciem "Notes from the Underground". Na nowym albumie znaleźć można mocno urozmaicone kawałki, każdy objawiający się w różny sposób, ale zawsze brzmiący jak Clan of Xymox. Zdarzyło mi się napisać raz i drugi kawałki brzmiące bardziej w kierunku (dark) electro, ale także sporo zupełnie innych, kiedy chwyciłem za gitarę zamiast zasiąść za klawiszami. "Into Extremes" (kawałek 6) jest na przykład bardziej w klimacie rocka gotyckiego, natomiast "One More Time" bardziej w klimacie dark wave. Dla mnie takie kawałki są ponadczasowe, bo stworzone przy pomocy podstawowych instrumentów. Potrzebuję takich utworów, jak te, gdyż inaczej straciłbym wprawę w grze na gitarze ;). Staram się powiększać moje studio i rozszerzać bank instrumentów, dlatego widzę nieuchronną ewolucję mojej muzyki, tym niemniej utrzymywanie charakterystycznego brzmienia Clan of Xymox jest dla mnie bardzo ważne. Równie ważne jest dodawanie z albumu na album nowych elementów, dlatego też każdy kolejny brzmi inaczej od poprzednika. "Farewell" jest melanżem różnych stylów, od electro, do bardziej mrocznych, gitarowych brzmień. Ludzie, którzy znają historię naszego zespołu nie będą tym zaskoczeni i rozpoznają w tym istotny element naszego stylu, obecny od samego początku naszego istnienia. Podczas pisania nowych kawałków często zdarza się, że zainspiruje mnie pojedynczy dźwięk, który poruszy wyobraźnię, wyświetli całą gamę brzmień i wskaże kierunek jak budować kolejne, sprawia, że maluje mi się przed oczami coś w rodzaju dźwiękowego krajobrazu, wraz z kierunkiem, w którym mogę zbudować drogę do innych dźwięków. Gdy dźwięki ułożą się już w jakiś malunek, to on dalej wydaje się sobą sam kierować. Kilka słów może dopasować się do akordów, chwytam wówczas ideę całości, tego, co chcę napisać i jakie słowa okażą się odpowiednie do oddania atmosfery, jaka aktualnie zapanowała nad moim emocjonalnym światem. Teksty bazują głównie na moich osobistych doświadczeniach oraz na tym, co dostrzegam wokół siebie. Oczywiście, kiedy myślisz o tym wszystkim, co doświadczyłeś, masz o czym pisać. Podchodzę w ten sposób do każdego utworu, więc dzieje się tak, że po roku pisania otrzymuję jakby cztery pory roku wraz z towarzyszącymi im moimi nastrojami, zapisane za pomocą słów i muzyki. Nigdy nie siadam i nie zaczynam pracy bez poczucia inspiracji i woli poszukania interesujących elementów, które możnaby wykorzystać. Oczywiśćie, w przeszłości zdarzało mi się tworzyć w pośpiechu z uwagi na goniące terminy, nie wpływało to jednak na mnie korzystnie. Wolę się spóźnić, niż forsować tempo pracy. Muzyka wypływa z serca, dlatego też nie istnieje żadna siła, która mogłaby cię zmusić do kreatywności, musisz tą kreatywność poczuć, inaczej nic godnego uwagi z tego nie powstanie.

Alternativepop.pl: Jesteś aktywnym muzykiem już ponad 20 lat. Co powoduje, że nadal tworzysz nowe kawałki?

Clan of Xymox: Oczywiście, główną intencją jest stworzyć tak piękny album, jak to tylko możliwe. Drogą ku temu prowadzącą, w moim przypadku, jest to, że w momencie startu nad nowym projektem nigdy nie posiadam skrystalizowanej idei w jakim kierunku pójdę. Czynią to głównie dźwięki, których używam i które podsuwają mi kolejne pomysły. Dość łatwo pojawia się wówczas odpowiedni nastrój, utwór zaczyna się rozwijać, całkowicie wciągając mnie w siebie i dając odpowiednią dozę inspiracji, by zacząć tworzyć całą brzmieniową otoczkę. Proces tworzenia nigdy nie jest dla mnie czynnością całkowicie świadomą. Gromadzę dużo doznań i emocji, które muszę prędzej czy później wykorzystać, dlatego też każdy album jest refleksją nad kolejnym etapem mojego życia. Jedyną rzeczą, którą możesz zrobić celem "zaspokojenia siebie", jest doświadczanie nowych rzeczy w życiu, rozmawianie z ludźmi lub też czytanie wszystkiego w dużych ilościach, rzeczy te są w stanie pobudzić twoją wyobraźnię na wszystkich frontach. Na szczęście nie miewałem nigdy problemów z pisaniem na wszelkie tematy. Muzyka przychodzi zawsze automatycznie, nie muszę się jakoś specjalnie zmuszać do jej tworzenia. Większość czasu, jaki nad nią spędzam schodzi nad osiągnięciem odpowiedniego nastroju. Wybierając tytuł dla płyty ("Farewell") nawiązałem do odczuć ludzi, którzy gotowi są zinterpretować go w ten sposób, że zamierzam się wycofać. Choć dla mnie, tytułowy kawałek odnosi się jedynie do pozostawiania rzeczy za sobą ;)

Alternativepop.pl: Twoje teksty są przepełnione uczuciem smutku, samotnosci, nostalgii, bólu. Czy jest to odbiciem prywatnego życia Ronny'ego M.?

Clan of Xymox: W tej chwili, moje życie jest stateczne, dzięki za zainteresowanie ;). Jeżeli zechcesz przeczytać czasem moje teksty, możesz pomyśleć, że jestem kimś nieszczęśliwym, ale staram się wytłumaczyć ludziom, że często czerpię inspirację po prostu obserwując zachowanie innych a także słuchając opowieści przyjaciół o ich problemach. Te rzeczy często skłaniają mnie do napisania piosenki lub tekstu i zdarza się, że czasem próbuję się z tym identyfikować, ponieważ doświadczyłem wielu emocji przez lata, więc jest to tylko sprawa mojej przemiany. Oczywiście, śpiewam także o bardzo osobistych rzeczach, jak w kawałku "This Cold Damp Day", który traktuje o głębokiej tęsknocie za utraconą osobą. Przeżyte doświadczenia są zawsze wielkim i dobrym źródłem, jakkolwiek i doświadczenia innych ludzi stanowią część moich inspiracji. Często zdarza mi się słyszeć wszystkie te historie o złamanych sercach, o problemach ze związkami lub też wychwycić zabawne zachowania. To wszystko są składniki, które możesz wykorzystać w piosence bardzo osobistej, ponieważ są to rzeczy, które trzymasz w swoim umyśle. Rzadko kiedy informuję osobę, że dany kawałek traktuje akurat o niej, gdyż jestem pewien, że i tak sama siebie w nim rozpozna :). Myślę, że miłość jest najpotężniejszą rzeczą spośród wszystkich napędzających nasz gatunek. Bez niej bylibyśmy marnymi istotami, nieustannie tęskniącymi za nią, za uczuciami. Czyni nas to szalonymi, gdy nie jesteśmy w stanie osiągnąć owego stanu emocjonalnego. Wielu ludzi myśli, że kocha kogoś, ale w jakiś sposób nadal szuka odpowiedniej osoby, jest to coś na kształt poszukiwań świętego Graala - wiesz, że istnieje, słyszałeś o nim, ale nie masz pojęcia gdzie go odnaleźć. Odnalezienie tej świadomości nadaje twemu życiu nowy wymiar. Dla mnie te tematy są podporządkowane silniejszym emocjom. Jeśli uważnie rozglądniesz się wokół siebie, zorientujesz się jak bardzo kierują one ludzkim życiem, niejednokrotnie doprowadzając człowieka do szaleństwa. Wesołe piosenki, dla mnie, żyją krótko, jak i generalnie cała szczęśliwość. W przeszłości napisałem kilka weselszych kawałków, jednakże dla mnie tęsknota za osobą nieobecną od dziesięciu dni jest odczuciem również pozytywnym, świadomość, że kochasz tą osobę i że ona powróci... Zatem jestem kimś ukierunkowanym ku ciemniejszej stronie życia, lubiącym szczególnie melancholijne klimaty.

Alternativepop.pl: Ktory koncert w Polsce wspominasz najlepiej? Kiedy możemy się spodziewać kolejnej wizyty?

Clan of Xymox: Polska zawsze miała szczególne miejsce w moim sercu. Byliśmy u Was po raz pierwszy kilkanaście lat temu, na festiwalu "Marchewka". To było coś niesamowitego! Pamiętam przybycie na lotnisko i widok ludzi sprawiających wrażenie oczekujących kogoś ważnego. Rozglądnąłem się dookoła wypatrując polityka lub gwiazdy filmowej, lecz nikogo takiego nie zauważyłem. Po przebyciu kontroli celnej nagle rozbłysły flesze aparatów a ludzie zaczęli krzyczeć. Pomyślałem, że trafiłem do Strefy Mroku i wszedłem w ciało któregoś z Beatlesów. Kilka podkoszulków zostało podartych aż w końcu dotarliśmy eskortowani do busa, który nas oczekiwał. Ostatecznie, w busie, każdy z nas miał na twarzy dziwny, głupkowaty uśmiech, nikt nie były stanie uwierzyć w to, co zobaczył. Odnieśliśmy wrażenie, jakby celowo ukrywano przed nami fakt, że ludzie w Polsce znają nasz zespół. Gdy w noc koncertu zbliżyliśmy się do sali, w której mieliśmy grać, ujrzeliśmy tłum około pięciu tysięcy osób, które, jak nam później powiedziano, nie zdołały wejść do środka, gdyż wszystkie bilety były już wyprzedane, co oznaczało dziesięć tysięcy w środku! Polscy fani byli wspaniali, gorąco przyjmowali każdy grany przez nas kawałek, powodowali, że miałem gęsią skórkę co chwilę. Było to dla mnie niezapomniane przeżycie, na szczęście posiadam także video bootleg z tego wydarzenia, który to przyciąga mnie przez cały czas! Naprawdę nie potrafię wskazać dokładnie różnicy, ponieważ 11 lat temu graliśmy w Warszawie a dwa kolejne razy w Bolkowie, małej miejscowości z miłym zamkiem niedaleko niemieckiej granicy, na której nie odcisnęło się widoczne piętno polskich przemian. Wiejskie obszary zawsze umykają zmianom i czas w nich płynie zupełnie inaczej. Pamiętam, że 11 lat temu jedzenie banana na warszawskiej ulicy było rzeczą cokolwiek dziwną! Byłem również świadkiem demonstracji Solidarności na warszawskim uniwersytecie, czułem, że było to na swój sposób ekscytującym przeżyciem. Wy odczuliście przemiany na swój sposób. Wiele się oczywiście w Polsce zmieniło, scena muzyczna jest trochę mniejsza w dzisiejszych czasach, ale powoli się umacniająca , wystarczy spojrzeć na odnoszący sukcesy festiwal w Bolkowie, który przyciąga co roku około 3000 fanów. Wystąpiliśmy tam dwukrotnie i dla mnie ten festiwal jest jednym z najlepszych w Polsce, publiczność jaka tam nas oglądała była bardzo entuzjastycznie do nas nastawiona. Za każdym razem bardzo chętnie gram w Waszym kraju i mam nadzieję, że wkrótce znów będę miał taką możliwość.

Alternativepop.pl: Clan of Xymox podróżuje dookoła świata. Musiałeś widzieć nie jedno interesujące miejsce. Które z nich wywarło na tobie największe wrażenie?

Clan of Xymox: Najlepiej wspominam Południową i Środkową Amerykę, ze względu na ich wyjątkowość, kulturę i bogatą przeszłość, no i oczywiście nasi fani stamtąd są kompletnie pojechani - to naprawdę piękne, jak okazują swój entuzjazm. Nie przejmując się niczym zwyczajnie wariują, nawet przy wolniejszych utworach. Wielu ludzi w Europie nie potrafi sobie wyobrazić, że panuje tam wielkie zainteresowanie "mrocznymi" zespołami, ale kiedy jedziesz tam jako zespół, kompletnie cię zatyka, traktują cię jak Beatelsów. Myślisz najpierw: "skąd oni nas w ogóle znają?", ale zaraz dowiadujesz się, że puszczają cię na kanale muzycznym lokalnej telewizji i że rozpoznają cię z teledysków. Po koncercie masz wrażenie, że zna cię cały kraj. Kiedy graliśmy w Meksyku, byliśmy narodową atrakcją dnia - mówili o nas w wiadomościach, nasze gęby wydrukowała ogólnokrajowa gazeta, i oczywiście następnego dnia, kiedy wybraliśmy się na zwiedzanie świątyni Majów w jakimś odległym zakątku, nawet starsza pani, sprzedająca turystom pamiątki, czytała o nas i poprosiła o autograf; doświadczenia zatem cokolwiek osobliwe, ale oczywiście bardzo miłe i schlebiające. Dziwnie dosyć jest przechadzać się w kraju jak Meksyk, Chile, Argentyna, czy Brazylia w wolny od występów dzień i co chwilę być zaczepianym o autograf albo zdjęcie. Wielkie festiwale, jak niemieckie Mera Luna (25.000), Wave Gotik Treffen (20.000) i Zillo (12.000), czy polski w Bolkowie (3000), lub trasa po Stanach Zjednoczonych, oczywiście zawsze są mocnymi punktami koncertowania i stanowią niezapomniane przeżycia dla każdego zespołu, jednak szczególne miejsce w moim sercu zajmują wspomniane zaoceaniczne rejony; choćby dlatego, że tak odległe... Kiedy graliśmy w Meksyku na olimpijskim niegdyś stadionie, wypełnionym dwudziestoma tysiącami ludzi, moim oczom jawiły się różne cuda, ludzie łazili sobie po głowach, żeby dostać się bliżej sceny. Dziewczyny mdlały i co chwilę trzeba je było wyciągać za barierkę, żeby odzyskiwały przytomność. Od owacji można było ogłuchnąć - takich rzeczy nie znajdzie się na płycie CD, tam trzeba było po prostu być! Scena także była niesamowita, Rui (bębny) i Nina (klawisze) wynurzali się powoli spod sceny na podnośnikach; przezabawne było, jaka ta scena wielka, dlatego daliśmy ją na okładkę płyty LIVE. Fantastyczną robotę odwalili projektując taką scenę. Powoli się przechylała, trzeba było uważać, gdy się po niej szło, by nie stracić równowagi. Przy samym końcu występu Rui wrzasnął: "Ronny, ja się zapadam!", próbując nie wypaść z rytmu, kiedy jego podnośnik zaczął się zsuwać (6-metrowa wycieczka w dół, przy jednoczesnym graniu na perkusji), a ja nie mogłem zrobić nic, jak tylko robić swoje i zakładać optymistyczny wariant, ale na swój sposób było to zabawne, również kiedy po paru minutach wreszcie się wynurzył, zaczął się zapadać podnośnik pod Niną i jej klawiszami, wprawiając w jeszcze większe zakłopotanie lokalną ekipę. Po koncercie mieliśmy z tego taki ubaw, że przypomniał nam się odcinek "Spinal Tap".

Alternativepop.pl: Jak wyglądają twoje plany koncertowe w tym roku?

Clan of Xymox: Od 1997 nie przestaliśmy koncertować, więc w zasadzie można powiedzieć, ze jesteśmy w trasie już od sześciu lat. Przez ten okres mieliśmy tylko krótkie przerwy spowodowane koniecznością nagrania nowego materiału. Pod koniec roku (październik) ponownie jedziemy do Ameryki Południowej, gdzie chyba jesteśmy jedynym - ze sceny alternatywnej -  zespołem koncertującym tam tak często (także w Meksyku). Tym razem odwiedzimy Peru, gdzie tylko The Mission, a w zasadzie sam Wayne grał kilka lat temu oraz już po raz drugi Chile i Argentynę. Jestem niezmiernie podekscytowany tymi koncertami, gdyż kraje te są najpiękniejszymi na Ziemi. Potrzebuję tych egzotycznych tras, by utrzymać przy życiu moje zainteresowania i tchnąć w nie trochę urozmaicenia, którego potrzebuję będąc muzykiem zawodowym. Oczywiście najważniejsze są dla nas festiwale, gdzie wszystko jest połączone w taki sposób, że zdaje się być idealne. Nigdy nie kultywowałem klasycznego obyczaju, reprezentowanego przez większość zespołów: nagrywanie muzyki (do trzech lat, non-stop), wydawanie i na końcu trasa, najczęściej kilkutygodniowa, a następnie początek całego cyklu. Myślę, że trzeba sporo wnieść w proces pisania nowych utworów, a to można w najlepszy sposób uzyskać koncertując i rozmawiając z wieloma ludźmi. Wszystkie elementy składające się na posiadanie kapeli są jednakowo ważne. Piszesz, by wyrzucić z siebie uczucia, nagrywasz, by ich nie zapomnieć i koncertujesz, by zobaczyć radość ludzi z tego, co stworzyłeś. Cały ten proces jest bardzo dynamiczny i nie może być ujęty takimi słowami jak "ciężki" lub "łatwy". Lubię wszystkie jego elementy, ponieważ są tym, czym muzyk się zajmuje: pisaniem, nagrywaniem i koncertowaniem (ok, niektórzy nie koncertują ;) ). Najwspanialszym dla mnie momentem jest, gdy trzymam w ręku nowy album i gdy mogę zaprezentować jego zawartość fanom i ujrzeć ich reakcję.

Alternativepop.pl: Po dobrym okresie po wydaniu "Twist of Shadows" nastąpił gorszy. Wielu z twoich fanów nie spodobał się "Phoenix" i w efekcie przestali interesować się twoją muzyką. Obecnie CoX odzyskuje starą popularność. Jaka jest twoja opinia na ten temat?

Clan of Xymox: Nie winię ich, parząc wstecz odczuwam to samo. Okres Xymoxu rozpoczął się właśnie od "Phoenix". Dla mnie Xymox był prawdziwym kryzysem tożsamości. W tym czasie wszyscy naokoło mówili mi w jakim kierunku powinna pójść moja muzyka. W tymże czasie mieszkałem w Londynie i wydaje mi się, że najgorszą rzeczą w tym mieście jest to, że każdy chce, byś był cały czas "trendy". Nic na to nie poradzisz, że złapiesz się w tą muzyczną pułapkę. Scena gotycka była równie dobra, co martwa, z całą masą kapel kończącą działalność lub opuszczającą swoje wytwórnie. Dlatego też na "Phoenix" da się odczuć zwrot ku pewnemu typowi muzyki tanecznej, która zrobiła się modna w Wielkiej Brytanii na początku lat 90tych. "Metamorhosis" i "Headclouds" są odbiciem ówcześnie panujących nastrojów. Na "Headclouds" Xymox usiłował połączyć taneczne rytmy z melancholijnymi brzmieniami dodając do tego wszystkiego wokale. Było to częścią całego eksperymentu. Wydaje mi się, że powyższe doświadczenia były mi potrzebne, by móc być tym, kim jestem obecnie. Utwierdzam się w tym przekonaniu, gdy po dziś dzień dostaję maile od fanów, którzy dopiero teraz zrozumieli to, co próbowałem robić 13 lat temu. To dla mnie już przeszłość i nigdy nie byłem tak dumny, jak jestem teraz ze wszystkich albumów wydanych od momentu, gdy ponownie zacząłem jako Clan of Xymox, w 1997 roku.

Alternativepop.pl: Na przestrzeni lat Clan of Xymox zyskał sobie wielu fanów. Są tacy, którzy towarzyszą wam od samego początku, są też całkiem nowi. Czy jest coś, co chciałbyś przekazać tym, którzy nie znają twojej muzyki zbyt dobrze?

Clan of Xymox: Rzeczywiście mamy dużo lojalnych fanów, którzy chcą mieć każdą naszą płytę, od pierwszych naszych nagrań. Nie oczekuję od nich, zwłaszcza od tych najmłodszych, by znali na przykład okres Xymoxu. Wiem, że mamy dużo nowych fanów, którzy są z nami od czasu reaktywacji w 1997 r. i którzy zorientowali się, że rzeczy, przy których bawią się w klubach są naszymi dokonaniami. Mój przekaz dla fanów będzie bardziej prośbą, by nie kopiowali nielegalnie naszych nagrań z internetu, gdyż jest to dla nas bardzo bolesne. Widzę wiele kapel dotkniętych tym problemem i myślę, że gdy fani uświadomią to sobie, mogą uczynić wiele dobrego dla swoich ulubieńców. Wytłumaczenie, że ceny są zbyt wygórowane, nie jest żadnym wytłumaczeniem, zawsze można dokonać zakupu poprzez sprzedaż wysyłkową, która jest tańsza niż normalne sklepy muzyczne. Tym, którzy dotąd nigdy nie zastanawiali się nad tym, pragnąłbym wytłumaczyć, że prędzej czy później skutki tego odczujemy wszyscy. Każda kapela na tej planecie jest z wolna dotykana tą plagą. Każdy ściągnięty album oznacza spadek dochodów muzyka, co może pociągnąć za sobą decyzję o porzuceniu muzyki i zajęciu się czymś innym. Oczywiście, jeśli lubię jakiegoś artystę, pragnąłbym, by nie rezygnował i nagrywał kolejne albumy. Jakkolwiek większość ludzi przykłada rękę do domowego kopiowania, to wydaje mi się, że istnieją też inne powody obumierania przemysłu muzycznego. Większość ludzi ma zbyt wiele pieniędzy do wydania - mają swój internet, telefon komórkowy, Playstation, DVD, a także wszystkie inne koszty, jak jedzenie, mieszkanie, etc. Nie każdy zarabia wystarczająco dużo, by móc zadośćuczynić wszystkim swoim potrzebom, dlatego też podejmują decyzje, na co konkretnie wydać swoje pieniądze. Jeśli nie ma zbyt wielu interesujących pozycji płytowych w przeciągu roku, wytwórnie płytowe bywają zszokowane, że sprzedało się tak niewiele. Jest to po części wina kapel wydających jeden album rocznie (który nie jest dobry), ale też inni muzycy są do tego zmuszoni, ponieważ również muszą z czegoś żyć. Myślę, że gdyby liczba wydawnictw była mniejsza, każdy miałby szansę poznania części z nich i z pewnością oczekiwałby kolejnych. Rynek jest przesycony ilością wydanych płyt i każda wytwórnia liczy na to, ze uda się jej sprzedać jak największą ilość egzemplarzy. Obecnie czasy się zmieniają, sprzedaż ciągle maleje a wytwórnie nie są już zainteresowane podpisywaniem nowych kontraktów. Maleje więc szansa na odkrycie czegoś nowego i interesującego, tylko dlatego, że każdy boi się zaryzykować i wydać coś nowego. Wielka to szkoda! Nie dbam za bardzo o duże kompanie muzyczne, ich wizje są zbyt ograniczone i jestem kompletnie zdegustowany ich najnowszymi wynalazkami, mierzą w każdy segment rynku czymś na kształt Frankensteina, prototypową konstrukcją, podporządkowaną działowi marketingu firmy, która powinna przemawiać do konkretnej subkultury. Największe skargi na niską sprzedaż płyną właśnie z tego rejonu. Nie potrafią sobie jednak uświadomić, że taka polityka na dłuższą metę jest nieskuteczna. Miniona dekada widziała wielkie kompanie kupowane przez inne kompanie, przetasowania, zwalnianie ludzi, zatrudnianie nowych i tak się będzie działo, aż nie zostanie jedna wielka kompania, zdolna manipulować nami wszystkimi. Obecnie firmy płytyowe są zrozpaczone brakiem prawdziwych miłośników muzyki. To udzerza w ich zyski. Oczywiście, czasem zdarzy im się zawrzeć kontrakt z kimś godnym uwagi, ale osobiście wątpię w ich lojalność wobec jakiegokolwiek muzyka. Rozwiązaniem dla przemysłu muzycznego mogłoby być Apple i-Tunes, polegające na tym, że człowiek ściąga muzykę płacąc za każdy ściągnięty utwór. Jest to dobre rozwiązanie i dla artysty i dla odbiorcy. Ponadto, my w Europie musimy się nauczyć kupować płyty bezpośrednio od wytwórni przez internet, ta droga jest przecież znacznie tańsza. W USA stało się to normą, w Europie natomiast ciągle istnieje opór przed ujawnieniem swojego numeru karty kredytowej, podczas gdy ta sama osoba nie ma najmniejszych problemów z daniem tej karty kelnerowi w restauracji, z którą on wychodzi na chwilę na zaplecze. Zastanówmy się nad tym.

Alternativepop.pl: Muzyka CoX jest inspiracją dla wielu wykonawców. Jak myślisz, czy używanie przez kogoś twoich starych pomysłów jest fair?

Clan of Xymox: Myślę, że jest cała masa doskonałych kapel i wiele z nich wypracowało swój własny styl. Nie chcę klasyfikować zespołów zanadto, ponieważ finalnie albo lubisz ich muzykę, albo nie. Dla mnie najważniejszym jest to, że muzyka potrafi cię porwać w nieznane rejony twojej imaginacji. Każda kapela zmienia się dając za każdym razem swoim fanom coś szczególnego i wciągając ich w swój muzyczny świat. Liczę na to, że większość muzyków podniesie sobie wysoko poprzeczkę, co pozytywnie wpłynie na jakość ich muzyki i oryginalność ich stylu. Liczba akordów jest ograniczona, zawsze więc znajdzie sięktoś, kto powie, że ten a ten fragment został użyty już tu i tu, co jest oczywiście śmieszne, gdyż ograniczenia istnieją. Ale tak naprawdę nie jest to kwestia samych akordów, a sposobu ich kombinacji, tempa, dźwięków, głosu wokalisty, i tak dalej.

Alternativepop.pl: Na koniec, czy chciałbyś dodać coś specjalnie dla twoich polskich fanów?

Clan of Xymox: Startujemy z nową trasą we wrześniu i mam nadzieję, że ujrzę naszych polskich fanów ponownie. Nasza nowa płyta "Farewell" dostępna będzie od piątego września. Zamówić ją można będzie od naszego niemieckiego wydawcy, Pandamo nium Records pod adresem: www.pandaimonium.com, a jeżeli ktoś będzie dysponował czasem, by wpaść do Amsterdamu, niech przyjdzie na GothAM festival w Paradiso. Organizowany jest tak, że zawsze jest co zobaczyć. Podczas większości festiwali musisz czekać na każdy kolejny zespół, co nierzadko bywa po prostu nudne. Podczas GothAM mamy dużo niewielkich wydarzeń pomiędzy występami kapel - artystyczne projekcje video, masę małych sklepików z ciuchami, etc. Innymi słowy, mamy wszystko, czego dusza zapragnie. Po koncertach jest czterogodzinna noc taneczna z pokazem świateł i projekcjami video. Staram się zawsze znaleźć czas na ten festiwal, gdyż nie potrafię już sobie wyobrazić Amsterdamu bez niego... www.gotham.nl

Alternativepop.pl: Dzięki Ronny za rozmowę.

Rozmawiał: Tomasz Musialik (Laurel), tłumaczenie: Jouloupukki
sierpień 2003 r.