Artykuły

Zaobserwuj nas
WESPRZYJ NAS

Fenomen Papa Dance - hit i kicz?

Fenomen Papa Dance - hit i kicz?

Papa Dance powstał w 1984 roku. Zespół stworzyli dwaj producenci: Sławomir Wesołowski i Mariusz Zabrodzki ukrywający się pod pseudonimem Adam Patoh. Panowie dobrali do swojej koncepcji muzyków i w ten sposób narodził się Papa Dock. Gdy okazało się, że komunistyczna cenzura nie akceptuje tej nazwy - Papa Doc to pseudonim haitańskiego dyktatora François Duvalier, choć Wesołowski i Zabrodzki wcale nie mieli go na myśli - zmieniono ją na Papa Dance. Wokalistą został Grzegorz Wawrzyszak, którego znali z sąsiedztwa i który choć nie miał większego doświadczenia muzycznego, pasował do koncepcji producentów. Był młody, umiał śpiewać i odpowiednio wyglądał, co było równie ważne, bo Papa Dance miał podbić serca nastolatków, szczególnie płci żeńskiej. Oprócz Wawrzyszaka do formacji trafili profesjonalni muzycy: Kostek Joriadis, Marek Karczmarek – instrumenty klawiszowe i Tadeusz Łyskawa (perkusja). Autorami wszystkich kompozycji byli Wesołowski i Zabrodzki a teksty napisał w większości Marek Dutkiewicz ukrywający się pod pseudonimem Wojciech Filipowski a także Jacek Skubikowski jako Jan Menisk oraz jedyny pod własnym nazwiskiem Jan Sokół. Papa Dance to nie był prawdziwy zespół muzyczny, ale projekt producencki. Zjawisko znane już wówczas na zachodzie Europy, ale nowe w Polsce. Nie chodziło jednak jedynie o to w jaki sposób powstał Papa Dance. Sam pomysł, że producent jest kimś istotnym w procesie powstawania muzyki był w ówczesnych warunkach siermiężnej komuny czymś nowatorskim. Chociażby z tego względu Papa Dance stał się grupą, której nie można pominąć pisząc o polskiej muzyce z lat 80. Właśnie ukazały się reedycje trzech pierwszych albumów Papa Dance poddane ponownemu remasteringowi i zawierające wiele bonusów, których brakowało na poprzednich wydaniach. To dobra okazja, by zająć na łamach Alternativepop.pl własne stanowisko na temat zespołu.

W 1984 roku miałem 11 lat i byłem idealnym targetem tego projektu. Wówczas słuchałem m.in. zachodnich wykonawców synthpop takich jak: Ultravox, Depeche Mode, Howard Jones i brakowało mi polskiego odpowiednika. Był zespół Kombi, który z grupy grającej pop rock przeobraził się w formację electro pop wydając płytę "Nowy rozdział". Był też Kapitan Nemo z przebojami "Twoja Lorelei" i "Zimne kino". Był też pastiszowy projekt "Franek Kimono", o którym wiadomo było, że to nie do końca na poważnie, ale jednak muzyka i brzmienie zgadzały się. I to w gruncie rzeczy wszystko. Występowały również elementy elektroniczno-syntetyczne u innych wykonawców - np. Lombard, Bajm, Urszula, Budka Suflera. Był też Klincz, który jednak nigdy mnie nie przekonał do siebie. Wprawdzie Klincz używał syntezatorów, ale produkcja tej muzyki była wyraźnie rockowa. I to nie w takim sensie jak w przypadku Ultravox, który również miał rockową dynamikę. Coś mi zawsze nie pasowało w muzyce Klincz, choć dzisiaj z większą przyjemnością wracam do tych nagrań. W 1984 roku zaskoczyły mnie jednak dwa nagrania formacji Papa Dock, bo tak firmowane były pierwsze utwory Papa Dance. "W 40 dni dookoła świata" i "Ordynarny faul" brzmiały jak produkcje zachodnie! Bardzo mi się ta muzyka spodobała. Początek Papa Dance zapowiadał się bardzo obiecująco. 

Szybko okazało się jednak, że Papa Dance to projekt skierowany do nastolatek balansujący między stylistyką synth pop a zdobywającym właśnie popularność niemieckim disco spod znaku Modern Talking. Kolejne nagrania Papa Dance brzmiały już bardziej "lajtowo" a teksty nie pozostawiały złudzeń, że nie mamy do czynienie z muzyką choć trochę ambitniejszą. Ale przecież takie były plany Wesołowskiego i Zabrodzkiego od początku. To miała być muzyka dla nastolatków, szczególnie płci żeńskiej! Mimo wszystko pierwsza płyta z Grzegorzem Wawrzyszakiem jako wokalistą była jeszcze akceptowalna, choć teksty raziły niekiedy infantylizmem a muzyka nadmierną prostotą. 

Na przełomie 1985 i 1986 roku rozpadł się pierwszy skład Papa Dance i po krótkim sporze o nazwę, gdy Wawrzyszak chciał kontynuować działalność jako Papa Dance, ale bez producentów, narodził się nowy skład Papa Dance pod wodzą Wesołowskiego i Zabrodzkiego. Producenci zaprosili do udziału w projekcie Pawła Stasiaka, który pracował wtedy w Trójce i Rozgłośni Harcerskiej a wcześniej występował w zespole dziecięcym Gawęda. Z jego udziałem a także Kostka Joriadisa z pierwszego składu powstał pierwszy utwór "nowego" Papa Dance pt. "Naj story". Nagranie okazało się wielkim hitem docierając na początku 1986 roku na szczyt Listy Przebojów Programu Trzeciego a także goszcząc w radiowej Jedynce. Panowie poszli za ciosem i powstał materiał na drugą płytę "Poniżej krytyki". Z niego pochodziły kolejne hity - "Maxi singiel", "Ocean wspomnień". 

W 1986 roku słuchałem już jednak bardziej ambitnej, jak wówczas uważałem, muzyki. Wówczas ważne dla mnie były nowe płyty Petera Gabriela "So", Talk Talk "The Colour of Spring" czy Chrisa De Burgha "Into the Light". Ulubionymi wykonawcami zachodnimi stali się wtedy dla mnie U2 i Depeche Mode. Choć Synth pop był dla mnie wtedy już mniej ważny, nadal byłem pod jego wpływem, ale w wersji prezentowanej w "Romantykach Muzyki Rockowej" Beksińskiego. Tam, obok Ultravox i OMD, można było usłyszeć również Cocteau Twins czy Dead Can Dance. Jasne zatem, że Papa Dance uważałem wówczas za kicz i obciach. Szczególnie dotyczyło to wcielenia zespołu z Pawłem Stasiakiem na wokalu. Przeżyłem zatem spory szok, gdy środowisko młodszych ode mnie mniej więcej o dekadę ludzi prowadzących muzyczne serwisy internetowe Porcys i Screenager obwieściło światu w pierwszej dekadzie XXI wieku, że płyta "Poniżej krytyki" to wielkie osiągnięcie polskiej muzyki rozrywkowej.  Rehabilitacja Papa Dance, szczególnie z okresu drugiej płyty, była tak silna, że doszło nawet do występu zmartwychwstałego Papa Dance ze Stasiakiem na wokalu (jako Papa D.) na Off Festiwalu.  

Przyznaję, że po latach znacznie łagodniej podchodzę do muzyki Papa Dance. Mam szczególny sentyment do wcielenia Papa Dance z Wawrzyszakiem, ale i ten z Pawłem Stasiakiem da się posłuchać. Mimo wszystko moim zdaniem to nadal nie jest muzyka, która zasługuje na aż takie zachwyty. Stawianie płyt Papa Dance na piedestale zestawienia najlepszych płyt polskiej muzyki rozrywkowej można traktować jedynie w kategoriach prowokacji.

W przypadku Papa Dance na szczególną uwagę i docenienie zasługuje sam fakt, że panowie Wesołowski i Zabrodzki dokonali przełomu w polskiej branży muzycznej zwracając uwagę na rolę producenta. Wówczas to było w Polsce nowatorskie i zaskakujące. Większość słuchaczy nie wiedziała dokładnie z czym ma do czynienia sądząc, że Papa Dance to prawdziwy zespół. To też było nowością. Ale przede wszystkim producenci stworzyli, jak na ówczesne polskie warunki, ultranowoczesne brzmienie, które nawet po latach broni się. Smaczki aranżacyjne, niuanse harmoniczne to wszystko nadal robi wrażenie. Prostota, chwytliwość, melodyjność kompozycji też bywają miłe dla ucha. Mimo wszystko nie przeceniałbym roli Papa Dance w historii polskiej muzyki rozrywkowej. 

Przyznam, że nawet dzisiaj, gdy naprawdę mam większą tolerancję dla kiczu niż w drugiej połowie lat 80., po przesłuchaniu płyt Papa Dance w całości odczuwam pewne znużenie i mam wrażenie, że obcuję z muzyką nadmiernie infantylną. Do jakiej kategorii należy zaliczyć Papa Dance najlepiej pokazują dalsze "osiągnięcia" zarówno formacji Stasiaka Papa D. jak i wskrzeszonej grupy Papa Dance z Wawrzyszakiem i Joriadisem w składzie. Płyty Papa D. są tak miałkie i nieciekawe, że nawet nie warto o nich wspominać. Miałem nadzieję, że gdy do akcji wkroczy Zabrodzki, który przyzwolił na reaktywację pierwszego wcielenia Papa Dance będzie lepiej. Ale nie, płyta "W 40 dni dookoła świata", która ukazała się w 2023 roku to ordynarne disco na granicy z disco polo, które żeruje na dawnej świetności pierwszego wcielenia zespołu. Zamiast nowych utworów otrzymaliśmy w większości stare hity w nowych, nieciekawych, dyskotekowych aranżacjach. 

Smutny jest koniec projektu Papa Dance. Nie żyje już pierwszy z producentów - Sławomir Wesołowski. Drugi współtwórca zespołu - Mariusz Zabrodzki - dał przyzwolenie na wykorzystywanie nazwy Papa Dance muzykom pierwszego składu formacji. Oba zespoły walczą ze sobą o prawo do spuścizny po zespole z lat 80., odcinając przy tym kupony od dawnej popularności. Udowadniają przy okazji, że nie mają dzisiaj nic ciekawego do powiedzenia. A na początku, w 1984 roku było tak wesoło i nowocześnie...

Andrzej Korasiewicz
23.08.2025 r.