Moja "dzika rzecz" inspirowana książką Rafała Księżyka pt. "Dzika rzecz. Polska muzyka i transformacja 1989-1993"
Rafał Księżyk "Dzika rzecz. Polska muzyka i transformacja 1989-1993"
Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 2020-09-30
Liczba stron: 408
To nie jest nowa książka a i ja przeczytałem ją niemal zaraz po ukazaniu się. Wtedy jednak nie działała strona internetowa Alternativepop.pl a ja zamiast pisania zajmowałem się robieniem podcastów Alternativepop.pl dla Gdynia Radio oraz na platformę Mixloud - Podcasty Alternativepop.pl >>, dlatego nie powstał tekst na jej temat. Nadrabiam to, bo niewątpliwie książka zrobiła na mnie wrażenie przywołując różne wspomnienia osobiste.
To był rzeczywiście dziki czas, również w moim życiu. Czasy przełomowe pod względem historycznym, ale i dla mnie osobiście, choć dla mnie koniec tego przełomu nie był pozytywnym przesileniem. W 1989 roku miałem 16 lat i chodziłem do XXX LO, wówczas mieszczącego się przy ul. Obornickiej w Łodzi. Do tego samego liceum chodził jeden z bohaterów tej książki - Wiktor Skok. Wtedy jednak niezbyt wiedziałem, że jest on uczestnikiem jakiegoś undergroundu muzycznego. Był dwie klasy wyżej ode mnie i ja go kojarzyłem, on mnie nie. Uchodził za szkolnego "świra", po szkole krążyły o nim niestworzone opowieści. Na początku liceum byłem jeszcze grzecznym chłopcem i wzbudzały one we mnie trochę przerażenie, trochę fascynację. Wkrótce zacząłem słuchać coraz bardziej radykalnej muzyki. W szkole niewielu słuchało takiej muzyki. W klasie byłem jedynym, który znał Bauhaus, Siouxsie and The Banshees, Cassandrę Complex, Laibach czy The Young Gods. Słuchałem też sporo punk rocka a także trochę metalu. W tym czasie odrzuciłem na krótko całkiem muzykę pop i moje wcześniejsze fascynacje. Muzykę pozyskiwałem metodą korespondencyjną przede wszystkim od Jarosława Szeligi ze Skwierzyny, który zajmował się wtedy m.in. odpłatnym przegrywaniem muzyki na kasety. Jego katalog obejmował głównie muzykę alternatywną i awangardową. Korespondowałem też z innymi fanami muzyki z innych części Polski, choć z czasem ustalił mi się jeden kontakt z kolegą z Białegostoku i ograniczałem się do wzajemnej wysyłki kaset tylko z nim. Dzięki niemu np. poznałem Godflesh, choć po pewnym czasie, trochę dla mnie niespodziewanie, kolega stwierdził, że rzuca tę całą "alternatywę" i wraca do klasyki rocka, bluesa oraz jazzu. Wtedy kontakt się urwał.
Wokół mnie działy się niesamowite wydarzenia historyczne. Okrągły stół, wybory w 1989 roku, rząd Mazowieckiego, później wybory prezydenckie, gdy do drugiej tury wszedł zamiast Mazowieckiego "człowiek z teczką", czyli Stanisław Tymiński i w końcu zwycięstwo Wałęsy oraz wojna Gazety Wyborczej z Wałęsą i Kaczyńskimi, którzy wtedy tworzyli wspólny front. A za naszą granicą upadek Muru Berlińskiego, zjednoczenie Niemiec, obalenie Ceaușescu w Rumunii, interwencja Armii Czerwonej na Litwie, która ogłosiła niepodległość, następnie rozpad Związku Radzieckiego, pucz Janajewa i w końcu dojście Jelcyna do władzy w Rosji i powstanie Federacji Rosyjskiej, która wraz ze Wspólnotą Niepodległych Państw, zastąpiła Związek Radziecki. To była prawdziwa lawina.
Czuło się powiew wolności. Zmieniała się też szkoła, do której chodziłem. Jeszcze, gdy zaczynałem liceum w 1988 roku, nauczyciel miał bezwzględną władzę nad uczniami. Świeżo miałem w pamięci kary cielesne, które nauczyciel stosował, gdy uznał, że chce - bicie linijkami po rękach a także bardziej radykalne. W Szkole Podstawowej nr 122 miałem nauczyciela muzyki, który, gdy w klasie nie było odpowiedniej ciszy, rzucał w kierunku rozmawiających uczniów grubym pękiem kluczy. Na pewno czułem się w szkole źle i moja radykalizacja w słuchaniu muzyki i bunt był wymierzony właśnie w szkołe i nauczycieli. Nie w rodziców, bo nie miałem powodów do buntu przeciwko nim, ale system szkolny był opresyjny, dodatkowo wprzęgnięty w system władzy komunistycznej. Obowiązkowe były apele z okazji obchodów kolejnej rocznicy wybuchu Rewolucji Październikowej i innych świąt komunistycznych. Polskie święta narodowe, jak święto Konstytucji 3 Maja i Niepodległośći 11 listopada były zakazane.
Mimo więc, że w 1989 roku Joanna Szczepkowska ogłosiła w Dzienniku TVP, że "dzisiaj skończył się w Polsce komunizm", to jednak opresyjny system szkolny trwał siłą rozpędu, choć wyraźnie się kruszył. Byłem jednym z tych, który starał się dokładać do tego swoją cegiełkę :). I rzeczywiście już gdzieś w 1990 roku wystąpiło mocne rozprężenie. Pod wpływem oddania władzy przez komunistów, którzy pod wodzą Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Millera przekształcili partię komunistyczną PZPR, zależną od sowieckiej KPZR, w socjaldemokrację o nazwie SdRP (później przekształconą w SLD a dzisiaj funkcjonującą jako Lewica), zaczęło w Polsce wszystko się luzować. Zaczęły powstawać oddolne inicjatywy, albo ujawniać się te, które działały w podziemu. M.in. o tym pisze Rafał Księżyk w swojej książce. Przyznam, że niemal wszystko co opisuje Księżyk znane jest mi głównie z mediów. W niczym, co opisuje autor nie uczestniczyłem osobiście, a niektóre - szczególnie te warszawske - klimaty w ogóle nie były mi znane. I choć słuchałem w tym czasie alternatywnej muzyki, w tym również punkowej, to nie chodziłem wtedy na koncerty, ani nie miałem kontaktów, poza jakimiś sporadycznymi - czasami pojawiłem się na Pasażu Schillera, raz byłem w squacie przy Składowej - z łódzkim undergroundem.
Ale na tej fali buntu i luzowania obyczajów, ja również miałem swoje prywatne "dzikie rzeczy". Ponieważ mając 17 lat wyglądałem na grzecznego chłopca w wieku 12-13 lat maksymalnie, to musiałem zrobić coś z wyglądem, bo przecież byłem zbuntowanym nastolatkiem słuchającym Sex Pistols, Sepultury i Godlflesh, a nie grzecznym chłopaczkiem. Zawsze podobały mi się punczurskie irokezy, a przecież słuchałem też Dezertera, Armii, Exloited, G.B.H. a nawet znałem Conflict, więc decyzja mogła być tylko jedna. Poprosiłem zaprzyjaźnionego "metala", żeby pomógł mi wykonać tę fryzurę. Robił to piewszy raz, więc zgolił mi boki mało profesjonalnie żyletą zacinając przy tym głowę. Wyglądało to nieco koszmarnie, bo miałem poharataną głowę, ale włosy, postawione na krem do golenia, prezentowały się imponująco. W dalszej kolejności trzeba było założyć jakiś zespół a ponieważ zbliżał się właśnie przegląd piosenki szkolnej w XXX LO, to okazja była idealna. Zespół powstał w składzie czteroosobowym - ja, kolega "metal" (Piotr M., "Zima") oraz dwóch uczniów z klas młodszych - Jakub R. (mieszkał, podobnie jak Wiktor Skok, w wieżowcu obok XXX LO przy ul. Obornickiej) oraz Jakub Rz. Nazwaliśmy się Dzieci z Tworek. Wprawdzie nie mieliśmy repertuaru, instrumentów, ani pomysłu na to, co mamy zaprezentować, ale przecież nie o to chodziło, tylko o zrobienie zadymy i ubaw. Pewnie dlatego, że nie mieliśmy repertuaru, ani instrumentów, już przed pierwszym występem, ze składu wyłamał się Jakub Rz. Wystąpiliśmy więc jako trio. Przed samym występem uzgodniliśmy co właściwie robimy na "scenie" i zaczęło się. Jedynym instrumentem był tamburynek, który obsługiwałem nadając rytm. Rolę wokalisty przejął Piotr M., który moshując jednocześnie growlował. Jakub R. wydawał punkowe pokrzykiwania uzupełniając growling głównego "wokalisty", przy tym wskakując i zeskakując z gimnastycznego kozła, bo wszystko działo się na szkolnej sali gimnastycznej. Nie wiem jak brzmiało to, co wykonaliśmy, po ponad 30 latach pozostało tylko mgliste wrażenie a i wtedy byłem zbyt przejęty sytuacją, żeby zarejestrować co właściwie się wydarzyło pod względem dźwiękowym - musiał to być jakiś rodzaj rytmicznego hałasu - ale faktem jest, że zgromadzona na sali młodzież szkolna nagrodziła nas gorącymi oklaskami domagając się bisu. Wprawdzie obecni tam nauczyciele byli wyraźnie zdegustowani, ale czego się nie robi dla publiki. Wykonaliśmy bis, a następnie szybko opuściliśmy salę gimnastyczną żegnani owacjami. Miałem swoje pięć minut sławy ;).
Takie to właśnie były dzikie czasy. Również Rafał Księżyk opisuje je ze swojej perspektywy. Książka na pewno nie jest żadnym kompendium wiedzy o tamtych czasach, ale oddaje klimat, jaki wtedy zaczął panować. Warto jednak wiedzieć, że oprócz opisanych w książce zdarzeń, które często funkcjonowały w przestrzeni medialnej, żyło tysiące innych, zwykłych nastolatków i dwudziestolatków, słuchających wówczas "alternatywy", jak niżej podpisany, których życie niekoniecznie wyglądało tak jak to opisane w książce.
Andrzej Korasiewicz
02.08.2023 r.