Nick Soulsby "Swans - ofiara i transcendencja" (recenzja)
Nick Soulsby, "Swans – ofiara i transcendencja"
Wydawnictwo: Underdog Pres
Data 1. wyd. pol.: 2022-09-22
Data 1. wydania: 2018-06-26
Tłumacz: Lesław Haliński
To nie jest typowa biografia, bo autor przeprowadził ponad sto wywiadów z muzykami Swans i ludźmi, którzy przewinęli się przez 40 lat funkcjonowania formacji. Głównym bohaterem jest oczywiście Michael Gira, na którym książka koncentruje się od początku, zaczynając od omawiania jego dzieciństwa a kończąc na roku 2017, kiedy opowieść się urywa. W polskiej wersji, historia uzupełniona jest w posłowiu, w którym opowieść jest kontynuowana aż do informacji o nagrywaniu płyty, która ukazała się w tym roku. Książka ułożona jest chronologicznie a opowieść prowadzona jest za pomocą fragmentów wywiadów z osobami, z którymi przez wszystkie lata stykał się Michael Gira oraz z nim samym.
Z historii Swans, a tak naprawdę życiorysu Michaela Giry, który przez cały czas jest punktem odniesienia dla całej opowieści, wyłania się obraz człowieka, który w wyniku gwałtownie przerwanego beztroskiego dzieciństwa, został rzucony jako nastolatek w wir życia, z którym nie mógł sobie poradzić, ale ponieważ nie miał innego wyjścia to robił to tak jak umiał. Zanim zajął się muzyką był budowlańcem, trafił do izraelskiego więzienia za przemyt narkotyków, uciekał przed szkołami, trafił w 1969 roku do Belgii na hipisowski festiwal, na którym widział i słyszał m.in. Pink Floyd z okresu "Ummagumma" i Soft Machine co, jak twierdzi, ukierunkowało go w dużym stopniu na dalszę część życia, przynajmniej w kwestiach muzycznych. Wszystko to utwardziło jego charakter i pewnie spowodowało, że nie był łatwym człowiekiem, o czym tak naprawdę przekonujemy się w dalszej częsci książki.
Książka ukazuje obraz despoty, bez wykształcenia muzycznego, który ma wizję artystyczną, której poddają się wszyscy dookoła, dzięki czemu powstają kolejne płyty sygnowane nazwą Swans a później również innymi projektami Michaela Giry. Gira owładnięty swoją wizją dąży wszystkimi dostępnymi mu środkami do jej realizacji. Jego najbliższe otoczenia wie, że trzeba zacisnąć zęby, bo Gira, mimo że nie do końca umie wyartykułować o co mu chodzi w sposób rzeczowy, to jednak jego poetyckie i emocjonalne wrzaski i wymagania wobec muzyków, prowadzą do efektów artystycznych, które robią piorunujące wrażenie na publiczności. Przez pierwsze lata działalności to jest nieliczny krąg zaufanych osób otwartych na intensywny hałas, który tworzy Swans. Z czasem Swans zyskuje coraz większe uznanie, zmienia się też muzycznie, rozszerzając swoje środki wyrazu, tworząc również spokojniejsze, bardziej akustyczne utwory, ale nadrzędną ich cechą pozostaja intensywność i emocjonalność. Gira potrafi tak ukierunkować muzykę, by masa szczegółów, z których składają się kolejne kompozycje, utworzyła pochłaniającą słuchacza rzeczywistość muzyczną, w której można się zatracić. Wszystko to dzieje się jednak kosztem psychiki muzyków zaangażowanych w zespół, którzy przez lata często się zmieniali. Czasami sami odchodzili, czasami żegnał się z nimi sam Gira.
Z książki otrzymujemy też potwierdzenie tego, co wszyscy słuchając płyt Swans wiemy - jaki wpływ na zmiany w twórczości grupy miało przyjście do niej Jarboe. To, że wpłynęło to na wprowadzenie łagodniejszych, bardziej akustycznych elementów twórczości, które najpełniej znalazły swoje ujście w projekcie Skin, to wiadomo z samych płyt. Ale z książki dowiadujemy się też, że Jarboe, która zanim przyszła do Swans, kształciła swój wokal, wpłynęła na sposób w jaki Michael Gira śpiewał. A właściwie dzięki niej, Gira nauczył się śpiewać. To ona była jego nauczycielką.
Mało w książce jest informacji o życiu osobistym Giry. Poza wszesnym, nastoletnim okresem jego życia a także później szerszemu kontekstowi jego relacji z Jarboe, nie wiemy prawie nic na temat jego relacji z dziećmi, które urodziły mu się ze związku z pierwszą żoną. Nie dowiadujemy się również wiele na temat jego obecnego małżeństwa, choć jest kilka wypowiedzi aktualnej żony. U mnie pozostawiło to spory niedosyt, choć rozumiem, że Gira chce chronić swoje życie prywatne. Najważniejsza dla niego zawsze była twórczość. Na tym koncentrował się przez całe życie i do końca to jest dla niego głównym celem. Chciałoby się jednak wiedzieć więcej jakim kosztem się to dzieje. Choć i z tego, co czytamy w książce między wierszami wiele wynika, wielu rzeczy można się domyślić.
Lektura "Swans – ofiara i transcendencja" wciąga, ale wnioski, jakie można wysnuć z niej nie są tylko optymistyczne, jak sugeruje autor książki prowadząc swoją opowieść. Bo z książki wynika również to, że Gira zdał sobie w końcu sprawę, że w życiu jest coś jeszcze poza dążeniem do bezwzględnej realizacji swojej wizji artystycznej, choć oczywiście ani przez chwilę jej nie porzuca, ani nie ma takiego zamiaru. Jednak brakuje mi rozwinięcia tego wątku. Gira wspomina też o tym, że zdaje sobie sprawę z tego, że życie Artysty dobiega powoli końca. I tu też brakuje mi pociągnięcia tego tematu, by czytelnik mógł dowiedzieć się czegoś więcej na temat perspektywy Giry w tej sprawie.
Nick Soulsby bardziej ukierunkowuje czytelnika na inne wnioski, dobierając na kolejnych kartach wypowiedzi, z których wynika, że konsekwencja Giry, nie liczenie się z kosztami, chęć realizacji za wszelką cenę własnej wizji artystycznej, bez względu na popularność, w końcu przyniosły efekty. Swans jest przecież dzisiaj grupą powszechnie szanowaną. Koncerty grupy wyprzedają się, zainteresowana twórczością Swans jest też młoda publiczność. A wszystko to dokonało się mimo nie zboczenia niemal przez chwilę z obranej przed czterdziestu laty drogi. Niemal, bo jednak Gira w 1988 roku postanowił mieć swój "przebój" i dlatego nagrał cover "Love Will Tear Us Apart". Z kolei w 1989 roku jedyny raz w swoim życiu oddał komuś innemu (Bill Laswell) opiekę nad całością artystyczną przy powstaniu płyty "Burning World", czego do dzisiaj żałuje. Trudno jedna zarzucać mu konformizm. Raczej wydaje się, że chciał spróbować czegoś nowego. Nie spodobało mu się to i więcej do tego nie wracał.
Wydawałoby się więc, że Swans to wzorzec dla wielu niezależnych twórców i przykład tego, jak swoją niezłomnością i konsekwencją robić swoje mimo niesprzyjających okoliczności. I pewnie takie wnioski wyciągnie większość czytelników. Mnie jednak po lekturze pozostaje niedosyt.
Andrzej Korasiewicz
27.06.2023 r.