Relacje z koncertów

Zaobserwuj nas
WESPRZYJ NAS

Camouflage, Palladium, Warszawa, 26.03.2025 r.

Camouflage, Palladium, Warszawa, 26.03.2025 r.

Rewind To The Future And Goodbye 

Camouflage na zawsze pozostanie w mojej pamięci jako obiekt żartu Tomasza Beksińskiego, który zapowiadając w jednej z audycji z cyklu "Romantycy muzycki rockowej" utwory z płyty "Voices And Images" (1988), na czele z "The Great Commandment", zasugerował, że mamy do czynienia z nowymi nagraniami Depeche Mode. Rzeczywiście, pewne podobieństwa w warstwie muzycznej były, ale trochę nie zgadzał się wokal i jednak w 1988 roku Depeche Mode brzmiał już nieco inaczej. Podobno niektórzy się nabrali, mnie od początku coś nie pasowało. Debiutancki album Camouflage wysłuchałem, ale nazbyt zachwycony nie byłem. Podobało mi się, ale na muzykę Camouflage patrzyłem przez pryzmat naśladowców Depeche Mode i nie traktowałem jej nadmiernie poważnie. W dodatku w tym okresie zaczynałem słuchać muzyki bardziej "alternatywnej". Z tego powodu nie śledziłem dalszych dokonań Camouflage. Do mojej świadomości dotarła jeszcze płyta "Methods Of Silence" oraz drugi znaczący hit „Love Is A Shield”, ale w latach 90. zupełnie nie interesowałem się dalszą drogą zespołu. Na przełomie lat 90. i 00. ponownie zainteresowałem się muzyką z kręgu synth-pop oraz electro i przy tej okazji nadrobiłem płyty Camouflage z lat 90. Okazało się, że grupa całkiem dobrze sobie radzi. Spodobał mi się też album "Sensor" i od tego momentu z sympatią śledziłem dalsze kroki formacji, choć nie było ich za wiele, bo od albumu "Sensor" ukazały się tylko dwie płyty z premierowym materiałem. Ostatnia pt. "Greyscale" została wydana dziesięć lat temu. Trzeba przyznać, że Camouflage wypracował coś w rodzaju własnego stylu. Tkwi on wprawdzie cały czas silnie w synthpopowych korzeniach lat 80., ze szczególnym uwzględnieniem Depeche Mode, ale dzisiaj uważam to raczej za zaletę niż wadę. W muzyce cały czas słychać tę swoistą synthpopową naiwność i radość, połączoną przy tym z melancholią, co tworzy miks klasycznego synth-popu, czego brakuje dzisiaj Depeche Mode. Twórczość Camouflage nie ma ambicji wykraczania poza światek sympatyków synth-popu. I bardzo dobrze! To Niemcy pozostawiają innym. 

Choć Camouflage nie odniósł sukcesu w muzycznym mainstreamie, to dorobił się grupy wiernych sympatyków, którzy przybyli do warszawskiego Palladium, by celebrować kolejną część trasy "Rewind To The Future And Goodbye". Panowie prezentują na niej przekrój swojej twórczości, nie omijając najbardziej rozpoznawalnych utworów. Pierwszy raz dane mi było zobaczyć Camaouflage na żywo, nie mam więc porównania z tym, jak prezentowali się kiedyś. Ale to, co zobaczyłem i usłyszałem upewnia mnie, że nawet jeśli obecnie są w słabszej formie niż dawniej, to znaczy, że wtedy forma była mistrzowska a dzisiaj "jedynie" znakomita, co nie znaczy, że jestem całkiem bezkrytyczny wobec tego, co usłyszałem i zobaczyłem. 

W Warszawie na scenie pojawili się dwaj muzycy tworzący oryginalny skład Camouflage: Heiko Maile, obsługujący elektronikę i wokalista Marcus Meyn. Towarzyszyli im perkusista oraz gitarzysta, który grał również na dodatkowym syntezatorze. W Palladium usłyszeliśmy mieszankę żywego grania i zaprogramowanego setu w proporcjach, które powinny być akceptowalne dla każdego krytyka muzyki elektronicznej zarzucającego, że "to nie jest prawdziwy koncert". Mnie na pewno ta proporcja zadowoliła.

Najwięcej utworów, bo aż pięć usłyszeliśmy z płyty "Sensor" (2003), na drugim miejscu był debiutancki album "Voices & Images" (1988), z której zespół zaprezentował cztery nagrania, z "The Great Commandment", kończącym podstawowy zestaw, na czele. Poza "The Great Commandment" i "Love Is a Shield", zagranym na pożegnanie w ramach drugiego bisu, najwięcej radości sprawiło mi wykonanie: "Me and You", "Suspicious Love", połączonych "We Are Lovers"/"Blue Monday" (New Order cover) oraz "Shine". Sam cover "Blue Monday" nie wypadł według mnie zbyt przekonywująco, ale to jest taki samograj, że nawet słabsze wykonanie sprawia przyjemność. O wiele bardziej jednak ekscytujące było dla mnie usłyszenie tego nagrania w wykonaniu samego Petera Hooka podczas koncertu Peter Hook & the Light we wrocławskich Zaklętych Rewirach. [czytaj relację >>]

Jeszcze gorzej wypadł według mnie cover The Cure "Cold", pochodzący z płyty Areu Areu zagrany na bis. Nie żeby panowie jakoś źle go wykonali, ale zupełnie nie pasuje mi ten numer ani do repertuaru tego koncertu, ani w ogóle do Camouflage. Rozumiem, że Camouflage pokazują w ten sposób, jakie mają inspiracje i chwała im za takie inspiracje, ale utwór nie zabrzmiał moim zdaniem wiarygodnie w wykonaniu Camouflage. Do wykonań własnych kompozycji nie można się jednak w niczym "przyczepić". Muzyka zespołu zabrzmiała soczyście i energetycznie. Marcus Meyn, mimo nieco kwadratowego ruchu scenicznego, nie musiał się także zbytnio napracować, by skłonić publikę do wspólnej zabawy, śpiewów i tańca. Cała sala podskakiwała i śpiewała niemal od początku koncertu aż do końca. Nie ma chyba nikogo kto wyszedłby z sali niezadowolony. Mimo paru słów krytycznych to był bardzo sympatyczny i udany wieczór również dla mnie. Kolejny wykonawca z listy "do zobaczenia" odhaczony.

Andrzej Korasiewicz
27.03.2025 r. 

1. Rewind to the Future and Goodbye
2. That Smiling Face
3. Fade in Memory
4. Thief
5. You Turn
6. Me and You
7. Suspicious Love
8. Perfect
9. Everything
10. We Are Lovers
11. Blue Monday (New Order cover)
12. I'll Follow Behind
13. Leave Your Room Behind
14. Shine
15. The Great Commandment

bis 1:

16. Cold (The Cure cover)
17. Strangers' Thoughts
18. Neighbours
19. End of Words

bis 2:

20. Handsome
21. Love Is a Shield