Dance On Glass, 27.07.2002 r., Castle Party, Bolków
Gdyby ktoś zapytał mnie jeszcze parę miesięcy temu, z czym kojarzy mi się nazwa „Dance on glass”, to po dłuższym zastanowieniu odpowiedziałbym, że z tytułem jednej z piosenek z debiutanckiego albumu legendarnej formacji The Mission „Gods Own Medicine”. I chyba z niczym więcej. Ale to było parę miesięcy temu. Dziś sprawa przedstawia się dużo lepiej, a to za sprawą Anny Zachar (obecnie Blomberg), byłej wokalistki Batalion D’Amour, która po przeprowadzce na stałe do Anglii założyła ze swoim mężem nowy zespół, nazwany właśnie Dance On Glass. A że mężem Ani jest nie kto inny jak sam Dave Blomberg – gitarzysta New Model Army, moje zainteresowanie ich wspólnym projektem od razu nabrało rumieńców. Niestety, na próżno na razie szukać w sklepach płyty owej grupy (podobno ma się ukazać jesienią), więc musiało mi jedynie wystarczyć to, co zobaczyłem podczas tegorocznej edycji Castle Party. A to, co widziałem, pozwala mi ze spokojem powiedzieć, że wróżę zespołowi świetlaną przyszłość artystyczną, chociaż niekoniecznie idącą w parze z sukcesem komercyjnym.
Grupie państwa Blombergów przypadło w udziale zaprezentowanie się publiczności Bolkowa jako trzeci wykonawca pierwszego dnia festiwalu, tuż po zespołach Venus Fly Trap i Somnambul. Jednocześnie byli też pierwszym tego dnia zespołem grającym naprawdę „na żywo” – z prawdziwym perkusistą. A gdy dodam do tego, iż perkusistą owym okazał się Mariusz „Pajdo” Pająk – na co dzień bębniarz Batalion D’Amour, zaproszony przez muzyków specjalnie na tą okazję – łatwo było wyobrazić sobie aplauz publiczności. Tym bardziej, że – jak się wkrótce przekonałem – „Pajdo” ma wśród bywalców Castle Party swoich zagorzałych wielbicieli. Taki skład – wspomagany jeszcze przez basistę i klawiszowca - nie mógł przecież dać słabego koncertu. I rzeczywiście, Dance On Glass w wersji scenicznej objawił się jako zespół z charakterem, świadomy swoich atutów i dający niezłego czadu.
No właśnie, słyszało się tu i ówdzie opinie, że grupa specjalizuje się raczej w brzmieniach elektronicznych, że korzysta z automatu perkusyjnego, że samplery i takie tam inne. Tymczasem naszym oczom ukazał się band jakby z innej beczki. Co prawda, było to spowodowane tylko i wyłącznie wymogami koncertowymi, ale ja osobiście byłem zadowolony z takiego obrotu sprawy. Lubię, kiedy wykonawca potrafi przedstawić swoją twórczość bez podpierania się pół-playbackiem. Po prostu lubię prawdziwą, żywą muzykę.
Dance On Glass dał mi zatem 45 minut naprawdę ciekawego grania. Począwszy od dynamicznego „Not here”, poprzez refleksyjne „Dying so slowly”, utrzymane w średnim tempie „Day dreaming” czy szybkie „Take me away” słuchało się tego z niekłamaną przyjemnością. Z osobnych względów wyróżniłbym tu jedyny w zestawie utwór polskojęzyczny – „Obojętność”. Na długo pozostanie mi bowiem w pamięci widok Dave’a Blomberga wspomagającego żonę wokalnie w refrenie i usiłującego w miarę poprawnie wyśpiewać to arcytrudne dla niego słowiańskie wyrażenie. Brawo Dave! Ucztę dla ucha dostali także obecni w Bolkowie fani The Cure, jako że grupa wykonała „Charlotte sometimes” z repertuaru wspomnianego zespołu. Potem jeszcze tylko „Let me be your faith” i już na sam koniec drugi i ostatni zarazem cover – „Never let me down again” z dorobku Depeche Mode. Tu publika zareagowała szczególnie żywiołowo, czego chyba komentować nie trzeba. Warto jednakże zaznaczyć, że tradycja śpiewania przez Anię utworów DM narodziła się za czasów występowania w Batalion D’Ampur i tym bardziej miło, że trend ten trwa nadal. Oczywiście skojarzenia z Batalionem wydawały się nieuniknione, ale przecież przy tak charakterystycznym głosie wokalistki trudno byłoby się od nich uwolnić. Również i pewne patenty gitarowe Dave’a od razu wskazywały na to, że mamy do czynienia z gitarzystą NMA. Ale czy ktokolwiek mógłby uczynić z tego zarzut?
Zespół zebrał gromkie brawa. Może nie byłoby w tym stwierdzeniu nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że nie udało się to żadnemu z poprzedzających go wykonawców, no a poza tym pogoda (straszliwy upał) i pora dnia nie zachęcały do zbytniego interesowania się wydarzeniami na scenie. Tym większy szacunek należy się zatem kapeli. Trochę szkoda, że tak rzadko gościmy u nas artystów tej miary. Na razie pozostaje więc nadzieja, że po wydaniu długo oczekiwanego pierwszego albumu, zespół planując trasę koncertową uwzględni w swych planach także kilka koncertów w Polsce. I gdyby ktoś teraz zapytał mnie, z czym kojarzy mi się nazwa „Dance on glass”, odpowiem bez zastanowienia: to przecież zespół Anny i Dave’a Blombergów!
Mich
01.08.2002 r.