Relacje z koncertów

Zaobserwuj nas
WESPRZYJ NAS

Seal, 14.10.2024, Łódź, Atlas Arena

Seal, 14.10.2024, Łódź, Atlas Arena

To nie będzie klasyczna relacja z koncertu, ale bardziej moje wspomnienia związane z okolicznościami, w jakich poznałem muzykę Seala. Na koniec jednak parę zdań na temat samego występu artysty również znajdzie się :).

Choć w 1991 roku miałem ledwo 18 lat to uważałem się już za weterana słuchania muzyki i dużego jej znawcę :). Muzycznego bakcyla złapałem w latach 1983-84, kiedy z jednej strony słuchałem polskiego rocka (wszystkiego, co wówczas było dostępne, ale moimi ulubionymi wykonawcami stali się Republika i Maanam) a z drugiej przeżyłem fascynację zachodnią muzyką synth-pop oraz new romantic i popularnymi wówczas: Ultravox, OMD, Classix Nouveaux, Depeche Mode, The Human League, Howard Jones, Nik Kershaw, Tears For Fears, Talk Talk. Od tamtego czasu "przerobiłem" niemal całą dostępną mi wówczas muzykę rockową i popową. Poznałem i polubiłem klasykę rocka, bo już wtedy tak postrzegano takich wykonawców jak: Pink Floyd, Genesis, Yes, King Crimson, Deep Purple, Led Zeppelin czy Black Sabbath. Słuchałem też współczesnych nurtów hard rocka i heavy metalu (Iron Maiden, Saxon, AC/DC, Van Halen) czy nowych wykonawców z kręgu "neoproga" (Marillion). W drugiej połowie lat 80. wszedłem w takie klimaty jak: The Cure, Bauhaus, X-Mal Deutschland, 4AD, The Sisters of Mercy a nieco później także nową rockową alternatywę (Dinosaur Jr., Pixies, The Jesus and Mary Chain) a następnie jeszcze bardziej "alternatywne" lub dziwne rzeczy (Big Black, Butthole Surfers). Bardzo dużą fascynacją było poznanie eksperymentalnej i postindustrialnej elektroniki z kręgu EBM i rodzącego się electro-industrialu (The Young Gods, Laibach, Nitzer Ebb, Ministry, Godflesh). Na przełomie lat 80. i 90. słuchałem też hc/punka (Bad Brains, Dezerter, Armia) a nawet nowszego metalu (Sepultura, Metallica, Annihilator, Testament, Assassin). Byłem świadkiem rodzącego się nowego nurtu łączącego estetykę hard rocka, alternatywnego rocka i punku nazwanego później grungem. Kibicowałem wtedy Nirvanie, której podobała mi się pierwsza płyta i z pewnym oszołomieniem śledziłem ekspresowy wzrost popularności formacji po tym jak w MTV ukazał sę klip "Smells Like Teen Spirit". Wobec ludzi, którzy zaczęli nosić flanelowe koszule i ogłosili się fanami "grunge'u" czułem jednak duży dystans. Nie lubiłem Pearl Jam, który stał się następną gwiazdą "grunge'u", wolałem słuchać Mudhoney czy Screaming Trees. New romantic czy synth-pop był u mnie wspomnieniem przeszłości. W 1991 roku nie słuchałem już tej starej, jak mi się wtedy wydawało i umarłej muzyki. Wykonawców neo-synthpopu typu Camouflage nie traktowałem poważnie. Mimo tego cały czas tliła się u mnie sympatia do jakiejś formy muzyki pop. Nie podobała mi się nowa płyta Depeche Mode ("Violator"), którą ledwo tolerowałem. Za to całkiem przyzwoitym kawałkiem popu wydał mi się utwór "Crazy" niejakiego Seala. Nie żeby to było coś wielkiego, ale spodobało mi się. Seal wszedł w moje zapotrzebowanie na ciekawy, współczesny pop. To był pop nowego typu, który wyraźnie odróżniał się od starszych gwiazd z lat 80., ale miał w sobie coś interesującego. Wtedy zaciekawiła mnie ta muzyka.

Rok 1991 (a może to był raczej już 1992 rok?), to był również dla mnie czas, gdy pierwszy raz pojawiłem się na dyskotece z prawdziwego zdarzenia. Wcześniej nie lubiłem dyskotek i nie tolerowałem ich (new romantic był dla mnie muzyką do słuchania a nie tańczenia). No ale w wieku 18 lat to był jakiś sposób, żeby poznać płeć przeciwną, więc przemogłem się. Trafiłem na dyskotekę w nieistniejącym już dziś Hotelu Centrum (budynek naprzeciwko Dworca Fabrycznego, zburzony kilka lat temu). To właśnie tam usłyszałem numer, który, jak się później dowiedziałem, był śpiewany również przez Seala. "Killer" Adamskiego powalił mnie na łopatki i spowodował, że zacząłem ruszać się w rytm muzyki na tejże dyskotece, która zakończyła się zresztą dla mnie sukcesem. Dzięki niej poznałem fajną dziewczynę, z którą nawet poźniej parę razy umówiłem się. Z Sealem mam więc dwa świetne wspomnienia związane z utworami "Crazy" i "Killer", ale także z jego debiutanckim albumem pt. "Seal" (1991). Nagrałem go wtedy na kasetę (prawdopodobnie z którejś "przegrywalni") i z pewną przyjemnością od czasu do czasu odtwarzałem jako urozmaicenie moich różnorodnych gustów. Drugą płytą zatytułowaną również "Seal" (1994) nie byłem już nadmiernie zainteresowany i szybko straciłem z horyzontu twórczość wokalisty. Soulujący pop, który tworzył Seal nie był mi jednak szczególnie bliski. Mimo wszystko z debiutanckim albumem mam związane miłe i dobre wspomnienia. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że twórczość Seala jest jednak pewnym ogniwem łączącym nowy pop z lat 90. ze starym popem z połowy lat 80. Tym łącznikiem jest postać Trevora Horna, który stał się producentem Seala i to właśnie jemu artysta w dużym stopniu zawdzięcza sukces utworu "Crazy" i pierwszej płyty.

Seal nie należy do moich faworytów, ale mam do niego sentyment a skoro miał pojawić się na koncercie w moim rodzinnym mieście, to uznałem, że warto zweryfikować co z tego sentymentu pozostało. Przed występem Seala sprawdziłem co tworzył na przestrzeni ostatnich 30 lat, ale nie będę ukrywał - nie jestem znawcą jego twórczości. Do Atlas Areny przyciągnęły mnie głównie wspomnienia, o których napisałem wyżej. Na szczęście repertuar koncertu składał się głównie z nagrań z pierwszej płyty oraz znanych przebojów, które wylansował później i które również kojarzyłem. Spośród czternastu wykonanych utworów, pięć pochodziło z debiutanckiej płyty ("The Beginning", "Deep Water", "Future Love Paradise", "Killer", "Crazy"). Były też trzy znane mi nagrania z drugiego albumu: "Prayer for the Dying", "Kiss from a Rose" oraz "Bring It On". Te numery sprawiły mi sporo radości. Nie ukrywam jednak, że przy niektórych utworach, nieznanych mi, trochę nudziłem się ("I've Been Thinking"). 

Na wstępie koncertu zaskoczyło mnie to, że na płycie hali ustawione były krzesła. Sam siedziałem na trybunie, ale okazało się, że wszystkie miejsca były siedzące. Nic dziwnego zatem, że początkowo Seal miał problemy z zachęceniem publiczności do śpiewania i większej interaktywności. Później to się zmieniło i wokaliście udało się wciągnąć publikę do zabawy, która zresztą wstała w większości z krzeseł. Po raz drugi zdziwiłem się, gdy Seal zszedł ze sceny i zaczął spacerować wśród  widowni zachęcając napotkane panie do przytulania się. Zresztą większości nie trzeba było zachęcać, bo ochoczo to robiły a niektóre nawet zaczęły krzyczeć w jego kierunku, że go kochają. No cóż, w tym momencie pomyślałem, że to jednak impreza nie dla mnie. Zupełnie nie w moim stylu te zachowania sceniczne, ale muszę przyznać, że Seal robił to wszystko z delikatnością i wyczuciem. Nie było w tym żadnej wulgarności czy niestosowności. Mimo wszystko poczułem, że chyba nie znalazłem się we właściwym miejscu. Na szczęście później występ rozkręcił się i wczułem się w jego klimat. Pod koniec naprawdę podobało mi się i z łódzkiej hali wyszedłem zadowolonym, choć ponownie na jego koncert nie wybiorę się. Seal zakończył swój występ dwoma bisami ("Get It Together", "Love's Divine") z płyty "Seal IV" (2003), którymi w bardzo udany sposób pożegnał się z łódzką publicznością. 

Seal, mimo skończonych 61 lat, wygląda tak jakby cały czas był rok 1991. I choć pewnie trochę przesadzam, to zupełnie nie widać po nim upływu czasu. Nie mogę też przyczepić się do jego śpiewu. Mimo wystąpienia drobnych i mało zauważalnych zachwiań głosu, jego wokal pozostaje mocny a sam wokalista dobrze i pewnie nim operuje. To był dobrze spędzony przeze mnie czas w łódzkiej Arenie, ale uzmysłowił mi, że twórczość Seala a także muzyka pop, która narodziła się w latach 90. nigdy nie stanie się dla mnie tak bliska, jak moje pierwsze fascynacje muzyczne z połowy lat 80., do których po latach wróciłem i odkrywam je na nowo.

p.s. mimo krótkiej setlisty, koncert trwał niemal dwie godziny!

Andrzej Korasiewicz
15.10.2024 r.

Lista utworów wykonanych na koncercie:

1. AIKIN (All I Know Is Now)
2. The Beginning
3. Deep Water
4. Future Love Paradise
5. I've Been Thinking
6. Prayer for the Dying
7. A Little Lie
8. Killer (Adamski cover)
9. The Love We Give
10. Kiss from a Rose
11. Bring It On
12. Crazy

bis:

13. Get It Together
14. Love's Divine