Recenzje

Zaobserwuj nas
WESPRZYJ NAS

Wyszukaj recenzję:

Joy Division - Les Bains Douches 18 December 1979

Joy Division - Les Bains Douches 18 December 1979
2001 NMC Rec. Ltd

1. Disorder    3:21
2. Love Will Tear Us Apart    3:17
3. Insight    3:25
4. Shadowplay    3:46
5. Transmission    3:19
6. Day Of The Lords    4:39
7. 24 Hours    4:12
8. These Days    3:42
9. A Means To An End    4:17
10. Passover    2:18
11. New Dawn Fades    4:40
12. Atrocity Exhibition    6:56
13. Digital    3:39
14. Dead Souls    4:46
15. Autosuggestion    4:13
16. Atmosphere    4:47

Radosna Dywizja w Les Bains Douches

Doprawdy nie rozumiem polityki wielkich koncernów fonograficznych, które często nie wydają naprawdę dobrych materiałów koncertowych znanych zespołów całymi latami, aż do czasu, kiedy prawa do nagrań wykupi jakaś mała wytwórnia. Tak stało się z zapisem kapeli JOY DIVISION z przełomu 1979 i 1980 roku, pochodzącym z Paryża, Amsterdamu i Eindhoven, wydanym przez NMC Rec. Ltd. Całość opatrzono etykietką "Joy Division Les Bains Douches 18 December 1979".

Jest to materiał o tyle ciekawy, że zespół przechodził w tamtym okresie metamorfozę - wydali już album "Unknown Pleasures" i przygotowywali się do "Closer". Punkowe piosenki z wczesnego okresu istnienia ustępują miejsca coraz dojrzalszym kompozycjom, chociaż całą koncertową kompilację można również nazwać "The Best Of Joy Division Live", gdyż zaprezentowano tu nie dość, że najlepsze wersje wykonywanych na żywo utworów, to w dodatku są one najbardziej znanymi, przebojowymi numerami.

Otwierający album "Disorder" to po prostu rozgrzewający i bardzo dobrze zagrany kawałek, znany właściwie każdemu - podobnie jak kolejny, czyli "Love Will Tear Us Apart". Zespół zresztą dobrze bawił się podczas tej trasy koncertowej, obfitującej w liczne ekscesy, jak np. obsikanie z balkonu jednego z klubu, koncertującego tam właśnie Spandau Ballet.

Trzecia piosenka, "Insight", ukazuje już znacznie większe skupienie się muzyków podczas występu, a co za tym idzie - dojrzalsze brzmienie. Nie słyszałem także lepiej zaśpiewanej tej właśnie piosenki - obojętne czy to w wersji studyjnej, czy koncertowej. Podobnie z następnym bardzo znanym numerem, zatytułowanym "Shadowplay", aczkolwiek na samym wstępie Peterowi Hookowi, przydarzyła się mała wpadka na basie - co nadrabia jednak, brawurowo "trzymając" całą piosenkę aż do finału. W kolejnych kawałkach na uwagę zasługuje ponownie świetnie dopracowana linia wokalna Iana Curtisa. "Transmission" i "Day Of The Lords" - tylko potwierdzają dobrą formę Joy Division w tamtym okresie działalności. Dla przypomnienia: Ian jeszcze nie był tak schorowanym człowiekiem, jak pod koniec istnienia zespołu i wręcz szalał na scenie, razem z resztą składu.

Publiczność została także zaskoczona promocją nowych piosenek, czyli "24 Hours", "A Means To An End" oraz "Passover". Te dwa ostatnie nagrano, niestety, fragmentarycznie. Chociaż nie są one dopracowane tak jak na albumie "Closer", to również zasługują na uwagę. Jako przerywnik Joy Division zagrało w międzyczasie ciekawą wersję "These Days" - znanego jeszcze z najwcześniejszego okresu działalności zespołu. Wyjątkowo dobrze zabrzmiał "New Dawn Fades" z ostro wybijającym się charakterystycznym basem Hooky' ego. Bardzo nietypowo zaaranżowano kolejny utwór, czyli "Atrocity Exhibition", z poprzedzającą go zapowiedzią wokalisty, zaś następny, skoczny punkowo - taneczny "Digital" stanowi rozluźnienie przed znacznie cięższymi piosenkami, które dopiero mają nadejść. Również i w tym przypadku, lepszego czadowego wykonania "Digital" przez "Radosną Dywizję" nie słyszałem...

W chwili wytchnienia dla publiczności, zespół wykonuje bardzo znaną piosenkę "Dead Souls", zaś w celu spotęgowania nastroju, wnet rozlegają się takty utworu "Autosuggestion", który ponownie przewyższa wersję studyjną pod względem siły, ekspresji i agresji. Zamykająca album, piękna neoklasyczna piosenka "Atmosphere" podkreśla kunszt zespołu podczas tego występu - a jak wiadomo bardziej zagorzałym fanom - członkowie Joy Division nie byli wirtuozami. Nie posiadali też żadnego wykształcenia muzycznego. Na co dzień pracowali jako zwykli robotnicy i nie każdy ich występ na żywo obfitował w tak dopracowane kompozycje.

Współczesne czasy obfitują w sztucznie kreowane w kosmopolitycznych, wielkich wytwórniach liczących się wyłącznie z zyskiem, pop - gwiazdki pozbawione talentu twórczego i wyobraźni. Ten album przypomina o tym, jak może wyglądać dobra, przebojowa muzyka popularna, przy jednoczesnym nowatorstwie formy. Jeżeli porównać parysko - holenderski występ Joy Division do koncertu w klubie Preston z roku 1980 - także utrwalony i rozprowadzany jako CD przez wydawcę "Les Bains Douches" - który okazał się najgorszym utrwalonym na żywo popisem tej grupy - widać kolosalną różnicę. Zarówno techniczną, jak i w formie wyrażania twórczej ekspresji oraz, co także ważne - w odróżnieniu od Preston, "Les Bains Douches" ukazuje zespół w pełni sił, nie zaś - w przededniu jego upadku.

Wielka szkoda, że na nagrania z roku 1979 musiałem czekać aż do 2001, kiedy ujrzały wreszcie światło dzienne. Z pewnością warto mieć ten album.

Adam Pawłowski
29.11.2003 r.