Recenzje

Zaobserwuj nas

Wyszukaj recenzję:

Killing Joke - Killing Joke 

Killing Joke - Killing Joke 
1980 EG

1. Requiem    3:44
2. Wardance    3:47
3. Tomorrow's World    5:30
4. Bloodsport    4:46
5. The Wait    3:41
6. Complications 3:06
7. S.O.36    6:52
8. Primitive    3:34

Killing Joke to przypadek niezwykły. Do muzycznego świata wniesli praktycznie jedno novum – fenomenalne, pokręcone, przesterowane zagrywki gitary Geordie’go. Problem tkwił jednak w tym, że ten jeden, jedyny patent KJ wykorzystywało później w każdej piosence i dlatego nie każda ich płyta może się pochwalić genialnością. Wymyślili to jednak na debiutanckim krążku, któremu należy oddać spory poklon. Głównie ze względu na paranoiczny wokal charyzmatycznego Jaz’a Coleman’a ("Requiem", "Wardance", "Blood Sport") i wspomnianą gitarę Geordie’go. Obrazoburcze, często niezrozumiałe teksty frontmana, stawiały Killing Joke w gronie tych, od których lepiej było stronić i trzymać się z daleka – budowali w swojej muzyce bardzo szczególną atmosferę. O ile Ian Curtis czuł się samotny i wyalienowany, o tyle Coleman miał ludzi dosyć, wszyscy, którzy wówczas go otaczali byli, w jego oczach, źródłem wszelkich nieszczęść na świecie. Miało to wiele wspólnego z estetyką punkową, do niej jednak KJ dołożyli o wiele cięższe, bardziej w stylu Black Sabbath niż Deep Purple, brzmienie, nie pozbawiając całości prostoty i surowości ("The Wait", "Complications"). Mimo tejże prostoty, dla niektórych ta płyta wciąż pozostaje niezrozumiała i niezgłębiona. Klucz do rozwiązania „Kiling Joke” znaleźli na szczęście nasi rodzimi eks-punkowcy z Siekiery na „Nowej Aleksandrii” – gdyby nie Coleman i spółka na pewno nie mielibyśmy dziś jednej z najlepszych płyt polskiego rocka.

Mateusz Rękawek
29.07.2006 r.