Recenzje

Zaobserwuj nas

Wyszukaj recenzję:

Sisters Of Mercy, The - Floodland (2)

The Sisters Of Mercy - Floodland
1987 - WEA Records Ltd.

1. Dominion / Mother Russiam7:01
2. Flood I 6:22
3. Lucretia My Reflection 4:57
4. 1959 4:09
5. This Corrosion 10:55
6. Flood II 6:47
7. Driven Like The Snow 6:27
8. Never Land (A Fragment) 2:46
9. Torch 3:51
10. Colours 7:18

Jedną z najsłynniejszych indywidualności w świecie muzyki malowanej ciemniejszymi barwami jest bez wątpienia Andrew Eldritch (właściwie - Taylor), twórca i lider mitu The Sisters Of Mercy. Stworzył go sam, dzięki mozolnej pracy samouka - na przekór nieżyczliwym, zawistnym i maluczkim. Niejednokrotnie postrzegany jako egocentryk, oczerniany jako pozer lub wariat - skutecznie odizolował się od większości głównych trendów muzyki rozrywkowej, tworząc nową jakość i zachowując przy tym autentyczność. Dodatkowo, dzięki zdobyciu wykształcenie oraz rozwijania zainteresowań językami obcymi i filozofią, stał się kimś w rodzaju człowieka renesansu, artysty-intelektualisty. Droga wiodła go od młodzieńczego lewicującego idealizowania z epoki punka do świadomego odbioru rzeczywistości jako dojrzały człowiek.

Czerpiąc z przemyśleń młodych gniewnych nowej fali końca lat 70., muzyki elektronicznej lat 80. i całego jej blichtru oraz klasycznego rocka - Andrew doszedł do wniosku, iż jedynym sposobem na zażegnanie konfliktu z gitarzystą Wayne Hussey'em oraz basistą Craigiem Adamsem - jest usunięcie ich z zespołu, idąc w zupełnie nowym kierunku. 18 czerwca 1985 roku Sistersi dali swój ostatni koncert w składzie z epoki albumu "First And Last And Always", zaś Eldritch otworzył kolejny rozdział historii swojego życia.

Po rozstaniu się z dawnymi kolegami z zespołu, nasz bohater pozostał sam na sam z automatem perkusyjnym, zwanym żartobliwie Doktor Avalanche, syntezatorem, gitarą oraz komputerem z odpowiednim oprogramowaniem. Publicznie oskarżany między innymi o psychiczną niepoczytalność, odizolował się w małym mieszkanku w Hamburgu razem ze swoim ulubionym kotem Spiggy - i zaczął komponować materiał na nowy, mało brakowało solowy album. Nawiązał kontakt - niektórzy twierdzą, że również romans - z basistką Patricią Morrison z amerykańskiego The Gun Club i, zatrudniając jeszcze sesyjnego gitarzystę Eddie Martineza, nagrał płytę niepowtarzalną, uważaną za największe arcydzieło Sistersów.

Andrew Eldritch, jako wyjątkowo wrażliwy artysta, z natury outsider i myśliciel, większość pracy nad albumem wykonał zupełnie sam - gdyż, jak twierdzi, o wiele lepiej znosi towarzystwo maszyn, niż innych ludzi. Jednakże jego twór nie jest pozbawiony wielkiej pasji i uczucia, przeciwnie - wręcz kipi nimi od pierwszego do ostatniego taktu. Ponieważ nasz bohater musiał odpocząć nieco od tras koncertowych z wcześniejszych lat, na których naraził na szwank swoje zdrowie fizyczne, skoncentrował się na kręceniu teledysków do nowych kompozycji - bardziej chwytliwych i zbliżonych do piosenek pop - choć ze znacznie mroczniejszym przesłaniem. Eldritchem miotało w tamtych czasach, w epoce Zimnej Wojny, przeczucie kataklizmu i wizja zagłady ludzkości. Nie był w tym odosobniony, gdyż kilka lat wcześniej, podobne myśli zmusiły Jaza Colemana z Killing Joke do emigracji na Islandię, zaraz po nagraniu słynnego "Night time".

Po pamiętnej katastrofie atomowej w Czernobylu, Andrew cieszył się na myśl, iż radioaktywny deszcz spadnie na znienawidzoną przez niego kapitalistyczną Amerykę, która "prostytuuje całą Europę", jak sam się wyraził podczas jednego wywiadu. Taka wizja, przedstawiona w przebojowym "Dominion / Mother Russia" otwiera album "Floodland" z 1987 roku... Napędzające uderzenia Doktora Avalanche to szkielet dla niezwykle prostej konstrukcji utworu, który narasta - aż do finalnego wybuchu wszelkich nagromadzonych w Eldritchu urazów związanych z otaczającym go światem.

Sama koncepcja nowych nagrań narodziła się wszak w momencie poszukiwania wewnętrznego spokoju. Jedną z ucieczek było obcowanie z wodą - bardziej dociekliwi uważają, iż tytuł płyty stanowi aluzję do biblijnego potopu - stąd następny utwór nosi nazwę "Flood I". Warto zwrócić uwagę także na "nierozerwalność" całego albumu - gdzie koniec jednej kompozycji tam początek drugiej, tak jak np. w muzyce klasycznej. Tutaj mamy jednak do czynienia z zupełnie innym gatunkiem, najeżonym syntezatorowymi tłami na wielu planach, pracującym bez wytchnienia automacie perkusyjnym Yamaha, wyeksponowanym basie, przestrzennej gitarze w tle oraz mechanicznym, częściowo recytowanym, niskim śpiewem Andrew, który czasem uzupełnia w chórkach Patricia.

"Lucretia My Reflection" posiada silne odniesienia do muzyki postpunkowej - z prostym, monotonnym riffem na basie, przewijającym się niezmiennie przez cały czas trwania. Napięcie rośnie podobnie jak w pierwszym utworze. "Lucretia" łączy w sobie siłę i subtelność. To nie tylko wizja zniszczenia, tak częsta dla Sisters Of Mercy z wcześniejszego okresu działalności. Andrew twierdzi, że utwór zadedykował Patricii...

Istnieje jeden wyjątek w aranżacji albumu "Floodland" - piosenka "1959". Jedynymi instrumentami są tu fortepian i... głos Eldritcha. To niepowtarzalne dzieło jest czymś zupełnie innym, nigdy już niespotykanym w historii Sisters Of Mercy. Sam Andrew twierdzi, że napisał ten utwór pod wpływem listu pewnej wielbicielki, która posiadała wyjątkowo piękny charakter pisma. Jej imię pojawia się zresztą w tekście "1959". Ciekawostką jest to, że Andrew przyszedł na świat właśnie w 1959 roku... Duet Andrew Eldritch - Patricia Morrison zwrócił na siebie szczególną uwagę utworem "This Corrosion", wydanym jako singiel pilotujący album. Z patetycznym wstępem nowojorskiego chóru i prawie taneczną rytmiką. Trwająca prawie 11 minut kompozycja posiada inny rodzaj budowania napięcia, aniżeli "Dominion". Refreny to prawie rockowe uderzenie, co w połączeniu z teledyskiem o ponurej futurystycznej scenerii, jakby po wielkiej katastrofie - zagwarantowało mu wielki sukces i gwiazda Eldritcha zaczęła znów świecić jasno na firmamencie światowej muzyki.

W ten sposób nastąpiło otwarcie drugiej części albumu "Floodland". Początkowo wolny "Flood II" - stopniowo narasta, aż do maksymalnego napięcia, po którym całość wycisza się i przechodzi do spokojnego "Driven Like The Snow", w dużej mierze opartego na brzmieniu syntezatorów. W podobny sposób zbudowany został też hipnotyczny "Neverland". Utwór, w wolnym tempie, doskonale występuje w charakterze "przedmowy" do finalnego "Torch" - ballady opartej na akustycznych brzmieniach gitary, wyeksponowanym wokalu, uprzestrzennionym basie i klawiszami użytymi wyłącznie w jednym momencie.

W wersji CD - Floodland wydany był pierwotnie na winylu - można także wysłuchać bonusowego, majestatycznie płynącego "Colours", pochodzącego jeszcze z czasów odreagowywania przez Eldritcha swoich żalów i złości związanych z pierwszym składem The Sisters, gdy pracował nad każdym utworem samotnie. Nikt nie wróżył Andrew Eldritchowi, że w 1987 roku nagra jakąkolwiek płytę z pozbieranym naprędce zespołem - tak samo jak nikt nie posądzał go o "Vision Thing" z początku lat '90, będącego parodią hard rockowej bufonady w Stanach Zjednoczonych. A jednak Eldritch, nie zrażając się opiniami osób nieprzychylnych, maksymalnie wyizolowany i skupiony, niczym średniowieczny mnich w swojej celi, skomponował muzykę kojarzoną wyłącznie z nim. Chyba żaden znany współcześnie artysta nie posiada tak rozwiniętej indywidualności, połączonej z rzeczywistą mądrością życiową.

Adam Pawłowski
29.11.2003 r.