Recenzje

Zaobserwuj nas

Wyszukaj recenzję:

A-ha - East Of The Sun West Of The Moon

A-ha - East Of The Sun West Of The Moon
1990 Warner Bros. Records

1. Crying In The Rain    4:25
2. Early Morning    2:59
3. I Call Your Name    4:54
4. Slender Frame    3:42
5. East Of The Sun    4:47
6. Sycamore Leaves    5:22
7. Waiting For Her    4:49
8. Cold River    4:40
9. The Way We Talk    1:30
10. Rolling Thunder    5:43
11. (Seemingly) Nonstop July    2:55

Każda dobra passa kiedyś się kończy. A ta, która sprzyjała w latach 80. nasłynniejszej norweskiej grupie muzycznej, trwała dostatecznie długo, aby dać światu trzy genialne albumy. Cóż więcej można oczekiwać od zespołu, którego przeboje stają się symbolami epoki, który rozpuszcza serca kobiet jak masło w letnim słońcu i który dostarcza jedną z najlepszych piosenek w całej serii filmów o Jamesie Bondzie? Na to pytanie odpowiedzi fanów i samego zespołu zwykle bardzo się różnią. Tak bardzo, jak różne bywają reakcje na efekty owego dylematu w postaci albumu z góry skazanego na porażkę.

Mogę sobie wyobrazić zaskoczenie fanów A-ha, którzy w 1990 r. otrzymali od swoich bogów z Walhalli krążek "East Of The Sun, West Of The Moon". Nie ma tu ani wielkich przebojów, ani nawet zwykłych przebojów, nie licząc otwierającego płytę "Crying In The Rain", który ostatecznie okazał się coverem. Jest za to bardzo przyjemne "Early Morning", które sugeruje, że A-ha już nie chce wielotysięcznych tłumów na Maracanie, a zamiast tego woli przydymione salki lub statki wycieczkowe z basenem i ubraną na biało obsługą. To nie są hymny nastoletniego pokolenia pożeraczy gumy do żucia. To piosenki dla ich rodziców, sączących martini. I gdzie do diaska podziały się syntezatory?

Ale czy to źle? Pomimo braku kolejnego "Take On Me", pomimo braku czegokolwiek przebojowego - odpowiedź brzmi: nie. To pewnie kwestia starzenia się, ale z upływem czasu lubię ten album coraz bardziej. Gdy chcę posłuchać "Take On Me" - sięgam po debiut. Gdy chcę uspokoić się we wtorkowy wieczór przy czymś spokojniejszym i bardziej nastrojowym - sięgam po "East Of The Sun". To płyta, dzięki której A-ha wymykają się konwenansom, choćby tym najbardziej górnolotnym. To płyta, która mówi: udowodniliśmy już trzy razy, że robienie mega-hitów to dla nas pestka; teraz pokażmy coś innego. Prawdą jest, że po ten krążek sięgam rzadziej. Równie rzadko, co po szkocką whisky. [7/10]

Jakub Oślak
08.02.2011 r.