Recenzje

Zaobserwuj nas
WESPRZYJ NAS

Wyszukaj recenzję:

Cassandra Complex, The - Cyberpunx

The Cassandra Complex - Cyberpunx
1990 Play It Again Sam Records 

1. Nice Work (If You Can Get It)    3:36
2. Let's Go To Europe    2:18
3. Happy Days (War Is Here Again)    1:24
4. Jihad Girl    3:09
5. Sunshine At Midnight    1:43
6. I Want You    2:45
7. Sleeper    4:03
8. Nightfall (Over EC)    3:27
9. Into The Heart    3:37
10. I Believe In Free Everything    3:26
11. What Turns You On?    3:13
12. Ugly    4:53

Ukazało się w ostatnich dniach kilka omawianych szeroko nowości, ale słuchając ich odniosłem wrażenie, że taplam się w ... [pozostawmy to w takim mały niedomówieniu], co ostatecznie znudziło mnie i postanowiłem po raz kolejny wrócić do twórczości sprawdzonej. Czyli do przeszłości. Do sięgnięcia po Cassandrę Complex skłoniła mnie z kolei informacja, że grupa, świętując w tym roku swoje czterdziestolecie, wyrusza w trasę, w dodatku wydaje, nie całkiem wprawdzie nową, ale jednak płytę. Czyli istnieje, choć nie wiem czy ma się dobrze. Na pewno jednak dobrze grupa miała się 34 lata temu.

The Cassandra Complex miała swoje pięć minut na przełomie lat 80. i 90., gdy fascynowała kolejno wydanymi płytami, na których prezentowała niespotykaną dotychczas mieszankę nowej, postindustrialnej elektroniki spod znaku new beat/EBM z klimatami postpunkowo-nowofalowymi. To brzmiało wówczas niezwykle nowocześnie i ekscytująco. W gruncie rzeczy mogę wprost powiedzieć, że stałem się wtedy fanem The Cassandra Complex. To niezwykłe połączenie brzmieniowe najbardziej oddawało moje eklektyczne upodobania. Nie stroniłem od rocka, ale i uległem fascynacji nowej wówczas muzyce spod znaku The Young Gods, Laibach, Borghesia, Skinny Puppy czy Nitzer Ebb. W czasach przedinternetowych a nawet przedkapitalistycznych - żyliśmy wtedy w ustroju siermiężnego socjalizmu - brakowało wszystkiego. Oprócz niedoboru dóbr materialnych występowały również poważne braki w rzetelnej, a czasami wręcz jakiejkolwiek informacji. Dlatego o The Cassandra Complex niewiele wiedziałem poza tym, że to super muzyka i świetnie się tego słucha. 

Zdobywszy muzykę zespołu metodą przegrania na kasety, prawdopodobnie od Jarosława Szeligi ze Skwierzyny, katowałem wówczas płyty Cassandry - "Theomania" (1988) i omawianą właśnie "Cyberpunx" (1990). To były moje ulubione pozycje. Dzisiaj, dzięki dostępowi do internetu i kapitalizmowi, który zapewnia nierówny wprawdzie, ale jednak potencjalnie powszechny dostęp do dóbr i informacji, wiem coś więcej o tle i filozofii, która stała za muzyką Cassandry. Okazuje się zatem, że w zamyśle twórcy nie było nagranie ot takiej sobie zwykłej płyty. To, że muzyka na "Cyberpunx" była tak ekscytująca to nie przypadek. W zamyśle Rodneya Orpheusa, głównego pomysłodawcy, "Cyberpunx" miał być bowiem albumem koncepcyjnym a nawet wręcz miała to być opera rockowa! Oddajmy na chwilę głos samemu autorowi, który wyjaśnia to najlepiej na swojej stronie internetowej: 

„Zawsze uważałem, że teksty rock'n'rolowe to najgorszy rodzaj literatury, więc chciałem spróbować napisać coś, co miałoby głębię powieści. Złożyłem więc całą historię Cyberpunxu, jakby to było libretto opery, a następnie napisałem piosenki, aby pasowały do ​​​​jej części. W skrócie historia rozgrywa się w przyszłej wojnie między Unią Europejską a państwami arabskimi i jest opowiedziana oczami jednego z bohaterów, sieroty, który dorasta w dżungli, zostaje europejskim pilotem helikoptera, zakochuje się w dziewczynie z drugiej (arabskiej) strony, dezerteruje, zabiera dziewczynę na stację kosmiczną. Tam dziewczyna zachodzi w ciążę, następnie ulega uszkodzeniu mózgu, staje się zagorzałym przestępcą i kończy umierając jako zakładnik."

Prawda, że fascynujące? Niestety wytwórni PIAS nie spodobał się pomysł Cassandry i nie zgodziła się wydać płyty w formie, która była zaplanowana. Muzycy Cassandry Complex nie porzucili jednak planów wydania albumu i postanowili dostosować wydawnictwo do takiej formy, by była akceptowalna dla wytwórni a zarazem nie staciła wszystkich swoich walorów. Tak pisze o tym Rodney:

"Po wielu kłótniach i naciskach z ich strony zgodziliśmy się pozwolić im zmienić kolejność utworów, porzucić niektóre rzeczy itp. To była najgorsza decyzja, jaką kiedykolwiek podjęliśmy i od tego czasu jej żałujemy. Album w obecnej postaci jest trochę zwariowaną wersją tego, czym powinien być. Miało być wspaniale, ale tak nie jest. To wciąż cholernie dobra płyta, ma kilka świetnych rzeczy."

I w gruncie rzeczy słowa Rodneya mogłyby posłużyć za recenzję i swoiste podsumowanie tego albumu. Słychać, że to ogólnie świetna i zwariowana muzyka, ale jednak dosyć chaotyczna i jako całość brakuje jej czegoś, dzięki czemu mogłaby zostać uznana za doskonałą. Mimo wszystko warto jej posłuchać.

Moje ulubione numery: "Nice Work (If You Can Get It)", "I Want You", "Nightfall (Over EC)". Oprócz utworów beatowych jest tu electro-pseudo-punk w stylu The Ramones: "Let's Go To Europe", jest humorystyczny przerywnik "Happy Days (War Is Here Again)", w którym słychać jak ktoś dmie w saksofon. Mamy też niepokojący "Jihad Girl" oraz kolejny humorystyczny przerywnik "Sunshine At Midnight", tym razem utrzymany w bardziej syntezatorowym duchu. Jest też wolniejszy, niemal pompatyczny "Sleeper" oraz bardziej dynamiczny, niemal rockowo-industrialny "Into The Heart". Skoczny, dosyć rubaszny "What Turns You On?" z gitarowymi riffami i wokalem skandującym w sposób repetytywny "What Turns You On?" prowadzi do finałowego, wolniejszego, nieco ekspermentalnego "Ugly". Nie wiemy co by było, gdyby album przyjął formę, którą chciał mu nadać zespół, ale wiemy, że nawet w obecnej formie warto ją poznać. Czy jest szansa, że zespołowi kiedyś uda się zrealizować swoją pierwotną wizję? Oddajmy jeszcze raz głos Rodneyowi:

"Nawiasem mówiąc, niektóre utwory z planowanej pierwotnie formy "Cyberpunx" pojawiły się na innych płytach: "Forests" i "Fire & Forget" pojawiły się na "Finland EP", "Why" i "Lullaby" pojawiły się na albumie "War Against Sleep". Któregoś dnia chcielibyśmy poskładać wszystko w całość tak, jak zamierzono, łącznie z pełną oryginalną historią. A jeśli kiedykolwiek zdobędziemy pieniądze, wystawimy operę na scenę. Zobaczymy..."

Na razie jednak panowie postanowili zabrać się za inną starą płytę - "Sex & Death" z 1993 roku i właśnie ten album, ponownie nagrany, zostanie wkrótce wydany. Jak twierdzi Rodney Orpheus: „Kiedy po raz pierwszy pisaliśmy te piosenki, po prostu nie mieliśmy narzędzi, których potrzebowaliśmy, aby w pełni zrealizować je tak, jak chcieliśmy. Teraz, 30 lat później, w końcu możemy sprawić, że brzmią tak, jak zawsze brzmiały w naszych głowach." Akurat "Sex & Death" nie należy do płyt lubianych przeze mnie. Muzyka Cassandry stała się na niej bardziej mroczna i ociężała. Nie miała już tej lekkości i nie intrygowała jak wcześniejsze albumy. 

Nie wiem więc czego spodziewać się po ponownie nagranej "Sex & Death". Wiem natomiast, że mimo wszystkich powyższych zastrzeżeń warto wrócić do albumu "Cyberpunx". Wprawdzie z dzisiejszej perspektywy może się niektórym wydawać, że podobnej muzyki na rynku "dark independent" tworzy się sporo. Na dodatek jest nowocześniej wyprodukowana. A jednak ci nowi wykonawcy zawsze będą tylko epigonami i nic nie odtworzy tego pierwiastka nowatorstwa, który nadal jest obecny w starych płytach klasyków. Wystarczy tylko odpowiednio nadstawić uszu, użyć wyobraźni,  przenieść się do roku 1990 roku i delektować dźwiękami "Cyberpunx". [9/10]

Andrzej Korasiewicz
16.02.2024 r.