Leonard Cohen - I'm Your Man
1988 Columbia
1. First We Take Manhattan 5:59
2. Ain't No Cure For Love 4:49
3. Everybody Knows 5:33
4. I'm Your Man 4:25
5. Take This Waltz 5:58
6. Jazz Police 3:51
7. I Can't Forget 4:29
8. Tower Of Song 5:37
Leonard Cohen, urodzony w Kanadzie, jest jednym z najwybitniejszych współczesnych amerykańskich artystów. To wielka indywidualność - outsider obdarzony niezwykłą charyzmą, talentem oraz nieprzeciętnym głosem, poeta, powieściopisarz, muzyk i podróżnik. Ten Kanadyjczyk żydowskiego pochodzenia wydaje się być współczesnym ucieleśnieniem człowieka renesansu. Znany z równie głośnych romansów, jak też fascynacji buddyjskim zen. Żeby dopełnić obrazu tego niezwykłego twórcy, należy dodać, iż obecnie zamieszkuje właśnie w jednym z buddyjskich klasztorów. Wygląda na to, że niemłody już Leonard Cohen (ur. 1934) odnalazł wreszcie swój spokój ducha, co nie zmienia faktu, iż jego życie ciągle stanowi przykład twórczej egzystencji.
Album "I'm Your Man" z 1988 roku jest czymś zupełnie innym od poprzednich dzieł Cohena, opartych głównie o grę gitarową. Oto niezwykły przykład otwartego umysłu, jednocześnie zaś - świetnych przebojowych piosenek. "First We Take Manhattan" ukazuje, inne od dotychczasowego, oblicze artysty. Mamy do czynienia ze świetnym utworem z gatunku muzyki elektronicznej, ze śladami new romantic i być może nieco mroczniejszych stylów. Niezwykle ekspresyjna kompozycja, różna od poprzednich dokonań Leonarda, nie ustępuje bardzo mocnej reszcie albumu. "Ain't No Cure For Love" łagodzi nastrój mocnego wejścia pierwszej piosenki, posiada jednakże przyciągające "coś", czyniące ją nie mniej atrakcyjną. Wszystko bardzo czytelnie, logicznie i schludnie zaaranżowane, lecz o klasie Cohena jako kompozytora nie trzeba dużo pisać - sama praktyka weryfikuje wszelkie sądy.
Właściwie możnaby napisać, iż cały "I'm Your Man" jest albumem przebojowym, dodać jeszcze kilka komplementów pod adresem autora i zakończyć recenzję. Nie można jednak pominąć milczeniem piosenek: "Everybody Knows", tytułowego "I'm Your Man", czy "Take This Waltz", które posiadają pewne wstawki zdradzające wpływy muzyki greckiej i żydowskiej. "Jazz Police" wykonano w bardziej funkującej stylistyce, niż wynika z tytułu.
Oprócz samego Leonarda Cohena, na albumie pojawili się również: Sharon Robinson oraz Jeff Fisher, aczkolwiek nie można zapominać, iż cały "I'm Your Man" jest w gruncie rzeczy dziełem jednego człowieka. Bardziej popowy "I Can't Forget" ponownie łamie konwencje muzyczne, będąc kolejnym zaskoczeniem dla słuchacza, zupełnie jak "Tower Of Song", momentami odrobinę bluesujący.
Jak ocenić stosunkowo krótki album, zawierający tylko osiem piosenek? Biorąc pod uwagę sprawy takie jak stylistyczne zróżnicowanie, nienaganna aranżacja oraz olbrzymia ekspresja autora, "I'm Your Man" wydaje się być jednym z ważniejszych amerykańskich wydarzeń fonograficznych lat 80.
Adam Pawłowski
21.03.2004 r.