Recenzje

Zaobserwuj nas

Wyszukaj recenzję:

Covenant - United States of Mind

Covenant - United States of Mind
2000 - Dependent

1. Like Tears In Rain    5:51
2. No Man's Land    5:06
3. Afterhours    5:02
4. Helicopter    5:44
5. Tour De Force    4:45
6. Unforgiven    4:43
7. Humility    4:35
8. Dead Stars (Version)    5:12
9. One World One Sky    5:01
10. Still Life    6:50
11. You Can Make Your Own Music    4:33

W oczekiwaniu na nową płytę szwedzkiej gwiazdy electro/future popu parę słów o ich, w dalszym ciągu, ostatnim studyjnym i pełnowymiarowym wydawnictwie. Fanom metalu nazwa "Kovenant" kojarzy się jednoznacznie z grupą grającą black metal. Ale ten "nasz prawdziwy" Covenant ;) jest już na tyle w Polsce znany, że nikomu bardziej obeznanemu z muzyką nie trzeba wyjaśniać, jakie są różnice miedzy grupami i która jest lepsza :). Covenant miał być headlinerem na festiwalu Black Flames. Niestety zespół odwołał swój przyjazd i możemy się tylko obejść smakiem. Chociaż organizator zapowiada, że Szwedzi wystąpią na drugiej edycji festiwalu. I to obok VNV Nation! Trzymamy za słowo towarzyszu Radosławie :). A co można powiedzieć o płycie "United States of Mind"? Na pewno to, że album jest udany. Covenant, w porównaniu do muzyki z pierwszych płyt, znacznie złagodził brzmienie. Jeśli płyta "Dreams of a Cryotank" jest pozycją, którą można zaliczyć do electro-industrialu, to "United States of Mind" jest płyta lekką, łatwą i przyjemną. To jest pop. Ale pop z klasą, dobrze zrealizowany z pomysłową melodyką i ciekawymi aranżacjami. Coś się tutaj dzieje! To nie jest jakaś bezpłciowa papka jaką serwują nam media. No i nie jest to też pop kiczowaty. Na "United States of Mind" zdecydowanie słychać electro-industrialne korzenie zespołu. A więc przede wszystkim szybszy, niż u normalnych zespołów popowych bit. Dla mnie "United States of Mind" dodatkowo wiąże się z miłymi wspomnieniami z minionych wakacji, które spędziłem u naszych południowych sąsiadów. Bo omawiana płytka była grana przeze mnie w każdej wolnej chwili. Zaiste jest to muzyka wybitnie wakacyjna i imprezowa. Do tańca przede wszystkim, do różańca nieco mniej. Największe przeboje z tego longpleja to: "Like Tears In Rain", "No Man's Land", "Tour De Force" (!), "Dead Stars" (!!!) i "One World One Sky". To wszystko nagrania, które w zeszłym roku pojawiały się regularnie w czasie większości imprez electro-gotyckich. Znane są więc doskonale i osłuchane. Ale nic to. Utwory te są na tyle dobre, że z pewnością będzie się do nich wracać niejednokrotnie. Na osobne wyróżnienie zasługuje nagranie numer 4 - "Helicopter". Ten numer ma jakiś niesamowity, trudny do określenia urok. Mnie osobiście robi się ciepło na sercu, gdy słyszę wspomniane nagranie. A motyw "z helikopterem" jakby rozpowszechnił się po sukcesie płyty "United States of Mind". To tyle. Pozostaje jedynie żal, że Covenant uznał, iż ma ważniejsze rzeczy na głowie, niż przyjazd do Poznania 31.05 , no i pozostaje czekać na nowy album Szwedów. To oczekiwanie może umilać "United States of Mind". [8/10]

Andrzej Korasiewicz
30.03.2002 r.