Recenzje

Zaobserwuj nas
WESPRZYJ NAS

Wyszukaj recenzję:

Dream Academy, The - The Dream Academy

The Dream Academy - The Dream Academy
1985 Warner Bros

1. Life In A Northern Town    4:16
2. The Edge Of Forever    4:20
3. (Johnny) New Light    4:19
4. In Places On The Run    4:28
5. This World    5:05
6. Bound To Be    3:07
7. Moving On    5:11
8. The Love Parade    3:44
9. The Party    5:06
10. One Dream    2:30

Historia muzyki rozrywkowej, a w szczególności lat 80., usiana jest losami zespołów jednego albumu lub przeboju. Ten wysoce konkurencyjny okres twórczy obfitował tak wysoką ilością świetnych singli i albumów, że sama jakość materiału nie gwarantowała nikomu sukcesu, szczególnie debiutantom. To dosyć naiwne, romantyczne podejście było początkiem końca wielu zespołów, które wierzyły, że ambitna, rezolutna muzyka pop, celująca w listy przebojów, obroni się sama. Jak uczy nas późniejsza historia, nawet jeśli materiał nie jest klasy premium, to nachalny marketing i rozpychanie się łokciami w przestrzeni publicznej mają większe szanse powodzenia. Tym bardziej warto sięgać do płyt mniej znanych lub zapomnianych, szczególnie z lat 80., celem odkrywania skarbów w zupełnie innym czasie. 

Jednym z przykładów takiego zespołu jest przypadek The Dream Academy, angielskiego trio, którego debiutancka płyta wymyka się prostym podziałom gatunkowym, wyprzedzając swój czas. Tworzący trzon zespołu gitarzysta-wokalista Nick Laird-Clowes, multi-instrumentalistka Kate St. John, oraz klawiszowiec Gilbert Gabriel mieli ambicje łączenia w jednym miejscu wielu światów – folkowego stylu ‘singer-songwriter’, poetyckiego proto-indie-rocka, energicznych elementów nowoczesnego synth-popu, oraz całej garści ozdobników, z jakich słynęły lata 80. I mieli ku temu bardzo konkretne zaplecze: producentem płyty był sam David Gilmour (jak wiemy, w owym czasie łapał się wielu podobnych zleceń), okładkę stworzył Peter Saville, a w studiu zagrali m.in. Peter Buck i Guy Pratt. 

Już na starcie płyty słychać numer, które okazał się największym (jedynym) przebojem zespołu. Być może nie każdy kojarzy „Life in a Northern Town” z tytułu, ale wystarczy chwila, aby rozpoznać ten chór w refrenie, który dekadę później wykorzystał jako sample Dario G w swoim hicie euro-dance. Ten numer zapowiadał późniejszą modę na „muzykę świata”, oraz był jedynym sukcesem The Dream Academy na listach przebojów. Zaraz po nim słychać bardziej ‘ejtisowe’ „The Edge Of Forever”, które pamiętają fani kultowego filmu „Wolny dzień Ferrisa Buellera”. W stylu zespołu rozpoznamy przenikające się wpływy The Smiths, New Order, Simple Minds czy Tears For Fears, a nawet Bryana Ferry i Propagandy, wzajemnną inspirację, podkradanie pomysłów i wspólne życie w jednym czasie. 

Płyta bynajmniej na tym się nie kończy, gdyż każdy kolejny numer przynosi niespodzianki i jest niezależną, osobną historią, sprytnie połączoną w jeden niezwykły album. Różnorakość albumu i stylu zespołu da się najlepiej poznać słuchając takich numerów jak: „(Johnny) New Light”, „In Places On The Run”, a nade wszystko „The Love Parade”, która pełni rolę ukrytej perełki tego albumu. Na tej płycie słychać wszystko, co charakteryzowało muzycznie tamtą dekadę, w jej jasnej, kolorowej odsłonie; jednocześnie, zespół wykonuje serię uników, zwodów i trików, służących zachowania świeżości brzmienia, odporności na szufladkowanie i konserwacji przed upływem czasu. Po latach, zupełnie bez kontekstu, ten album brzmi wybornie i chce się go słuchać raz po raz. Aż dziw, że jest tak mało znany.

Skąd zatem brak powodzenia The Dream Academy oraz status ciekawostki celebrowanej po latach głównie w Japonii? Każda odpowiedź może być słuszna. Takich płyt były dziesiątki, a ograniczona uwaga publiczności była przyspawana do lejka w postaci radia i MTV. Esencja tej płyty czyli jej różnorodność może być także jej zgubą. To zbyt ambitna pozycja jak na standardy mainstreamowe. Ludzie nie słuchali wówczas albumów, tylko singli i składanek. Świat pędził i nie zatrzymywał się na dłużej w jednym miejscu; podobnie zresztą jest teraz. Ale różnica polega na tym, że dzięki nieograniczonemu dostępowi do mediów i materiałów kulturalnych możemy rozkoszować się takimi skarbami po wielu latach i zacząć rozumieć, że czas w muzyce płynie inaczej, niż dla jej słuchaczy. [7.5/10]

Jakub Oślak
16.12.2023 r.