Recenzje

Zaobserwuj nas
WESPRZYJ NAS

Wyszukaj recenzję:

Joy Division - Still

Joy Division - Still
1981 Factory

1. Exercise One    3:08
2. Ice Age    2:27
3. The Sound Of Music    3:56
4. Glass    3:59
5. The Only Mistake    4:18
6. Walked In Line    2:48
7. The Kill    2:17
8. Something Must Break    2:50
9. Dead Souls    4:55
10. Sister Ray 7:39
11. Ceremony    3:50
12. Shadow Play    3:54
13. Means To An End    4:03
14. Passover    5:10
15. New Dawn Fades    4:01
16. Transmission    3:40
17. Disorder    3:20
18. Isolation    3:05
19. Decades    5:48
20. Digital    3:54

Gdy 18 maja 1980 Ian Curtis popełnił samobójstwo, mając zaledwie 23 lata, wszyscy ludzie z jego otoczenia przeżyli głęboki szok. Nie zmieniło to postanowienia reszty zespołu o kontynuacji działalności, choć pod zmienioną nazwą New Order.

Pomysł pośmiertnej kompilacji narodził się w głowach Petera Hooka i Bernarda Sumnera, gdy razem przesłuchiwali różne nagrania ze swoich archiwów. Zaproponowali Martinowi Hannettowi współpracę, gdyż kilka utworów z rozmaitych demówek Joy Division było już przez niego wyszlifowanych w studio jeszcze za życia Iana. Pozostało najwyżej wzbogacić tła gitarowe, by materiał nadawał się do publikacji.

"Still", wydany pierwotnie w 1981 roku przez firmę Factory, jest płytą bardzo ciekawą i wartościową, chociaż nie pozbawioną istotnych wad. Jednakże znakomicie spełnia swoje zadanie, chociażby jako uzupełnienie "Substance" z 1988 roku. Jest to album o zimnym brzmieniu, bardzo klimatyczny, lecz chodzi tu o zupełnie inny nastrój, niż na składance wydanej siedem lat później. Zawiera sporo nieopublikowanych wcześniej materiałów oraz część koncertową.

Otwierający go "Exercise One" pełni rolę świetnego intro, wprowadzającego nastrój napięcia, momentami wręcz grozy. Nie zabrakło też i przebojowych utworów, jak "Glass", "The Only Mistake" albo "Dead Souls". Dla przypomnienia o punkowych korzeniach Joy Division, zaserwowane zostało doskonałe minimalistyczne "Ice Age", ostre "Walked In Line" oraz "The Kill". Pod koniec pierwszej części albumu zaś - bardzo ekspresyjne "Something Must Break" - ostatni krzyk Iana Curtisa i zapowiedź śmierci z własnej woli.

"Still" jest podzielony na dwie części - pierwsza to nagrania studyjne, które przeleżały w archiwach członków zespołu. Druga zaś to zapis ostatniego koncertu, który Joy Division zagrali 2 maja 1980 na Uniwersytecie w Birmingham. To niezwykle ciekawe wydarzenie, gdyż po raz pierwszy (i ostatni) wykonany został z udziałem Iana utwór "Ceremony"; reszta występu to połączenie najlepszych momentów zawartych na "Unknown Pleasures" i "Closer". Całość zagrana z niesłychanym uczuciem i agresją...

W tym momencie pora na nieco gorzką prawdę o "Still"... Jako że kompilacja miała powstać w formie hołdu w rocznicę śmierci Curtisa, szykowano ją w pośpiechu. Jest to bodajże najgorzej brzmiące oficjalne wydawnictwo zespołu, chociaż Martin Hannett dwoił się i troił za konsoletą, aby nawet z taśm demo wydobyć coś sesownego. Zabrakło kilku ważnych piosenek, jak np. "Atmosphere", zaś inne - "Glass", "Dead Souls" - zostały powtórzone na "Substance" wydanej siedem lat później.

Z części koncertowej wycięto doskonały "24 Hours", opublikowany jednakże we wczesnej wersji "Still" (wydanie amerykańskie, na winylu). Umieszczono za to "Sister Ray", cover Velvet Underground, lecz w wersji Joy Division to prawdziwy gniot, na dodatek kiepsko zagrany. Zamiast niego można było przecież ukazać całość ostatniego występu i uzupełnić np. o nagranie demo "In A Lonely Place", jako świetne uzupełnienie "Ceremony". Te dwa utwory były pierwszym singlem nagranym przez New Order, zaraz po śmierci Iana.

Samego zapisu występu 2 maja 1980 nie dokonano w pełni profesjonalnie - brzmienie jest rozmyte, ledwo słychać bas Petera Hooka - pierwszoplanowy przecież instrument w Joy Division - zaś "Ceremony" ma ucięty początek, gdyż za późno włączono magnetofon. Jedyny plus, to fakt, że nagrania pochodzą z deski mikserskiej. Materiał po drugiej stronie albumu "Still" ukazuje zupełnie inne oblicze zespołu, prawie perfekcyjnie wykonującego swoje utwory w studio. Muzykom przytrafiają się na żywo całkiem liczne wpadki, szwankuje nagłośnienie, syntezator rozstraja się podczas utworu "Decades" - zaś Ian Curtis też miewa momenty, gdy najzwyczajniej w świecie fałszuje. Jak głosi anegdota, pozostali członkowie Joy Division prosili Martina Hannetta, aby nie obrabiał tego materiału, bo chcieli w pełni oddać klimat szczególnego, bo ostatniego koncertu, nie oszukując fanów.

Jak zatem ustosunkować się do "Still"? Tym razem nie mamy do czynienia z płytą pozbawioną wpadek przy doborze zawartości oraz jakości prezentowanego na niej materiału. Może ona nawet zrazić do zespołu Iana Curtisa osoby stykające się z twórczością JD po raz pierwszy. "Still" najlepiej potraktować jako uzupełnienie "Substance". Zalecane do słuchania dla prawdziwych fanów.

Adam Pawłowski
04.11.2003 r.