Recenzje

Zaobserwuj nas

Wyszukaj recenzję:

Mogwai - The Hawk Is Howling

Mogwai - The Hawk Is Howling
2008 Wall of Sound

1. I'm Jim Morrison, I'm Dead    6:44
2. Batcat    5:24
3. Danphe And The Brain    5:17
4. Local Authority    4:14
5. The Sun Smells Too Loud    6:58
6. Kings Meadow    4:41
7. I Love You, I'm Going To Blow Up Your School    7:33
8. Scotland's Shame    8:00
9. Thank You Space Expert    7:53
10. The Precipice    6:41

Mieliśmy okazję poznać ponad połowę materiału z tej płyty przed jej premierą w okolicznościach najlepszych z możliwych. Jednak publiczność mysłowickiego Off Festivalu w zdecydowanej większości tego faktu należycie nie doceniła, narzekając na brak utworów znanych i lubianych. Jednym z zarzutów odnośnie występu Mogwai była też rzekoma monotonia setu. Osobom, które się pod tym oskarżeniem podpisują, płyty nie polecam. Dopiero w kompletnym zestawie dziesięciu kawałków można poczuć jednostajność tych kompozycji. Wiadomo – żaden odtwarzacz nie dorówna doświadczaniu muzyki na żywo, również nowe dokonania Szkotów przeniesione ze sceny na krążek CD tracą na jakości brzmienia. Dlatego skończmy ze wspomnieniami i przejdźmy do samego albumu.

Od pozostałych płyt „The Hawk Is Howling” różni się przede wszystkim tym, że jest to pierwszy album całkowicie instrumentalny. Nie ma Aidana Moffata, ani innych szkockich kumpli, ani Stuart, ani John nie próbują śpiewać. Nie ma nawet vocodera, ani wsamplowanych rozmów telefonicznych. Nie pada ani jedno słowo. Od ostatniego krążka, „Mr. Beast”, nowy różni się też długością utworów. Już nikt nie może narzekać na brak przestrzeni, w której motywy mogłyby się rozwinąć, bo tutaj średnia długość utworu wynosi około siedmiu minut. Jeśli się uprzeć, można ponarzekać, że choć nie ma kawałka krótszego niż cztery minuty, nie ma też żadnego powyżej dziesięciu. Niemniej kompozycyjnie są to utwory zdecydowanie lepiej rozwinięte niż poprzednio.

Zasadniczo każdy kawałek oparty jest na schemacie, w którym ładna gitarowa lub/i klawiszowa melodia prowadzi nas, nieco meandrując, do hałaśliwego finału. Może poza promującym album „Batcat”, bratem bliźniakiem „Glasgow Mega-Snake” (roboczy tytuł – „Glower of a Cat”).  Skala rozpięta jest pomiędzy wyróżniającymi się urokliwością melodii „I’m Jim Morrison, I’m Dead”, „I Love You, I’m Going to Blow Up Your School” czy „Scotland’s Shame” a trudnymi do zapamiętania, acz po uważniejszym wsłuchaniu się również przyjemnymi „Kings Meadow” albo „Local Authority”. Przy czym wychodzi na to, że rzeczywiście im dłużej, tym lepiej dla utworu. Na wyróżnienie zasługuje „The Sun Smells Too Loud”, w porównaniu do typowych reprezentantów twórczości Mogwai, kawałek, nawet można powiedzieć, radosny, adekwatnie do nazwy pogodny i pełen gitarowego słońca. Reszta pozostaje w klimacie na ogół mocno melancholijnym i kończy się przepaścią.

Do produkcji zatrudniony został Andy Miller, który ostatnio współpracował z zespołem dziesięć lat temu i odpowiedzialny jest m.in. za powszechnie uwielbiany debiut Mogwai „Young Team” (wspólnie z Paulem Savagem). Recenzentom (fanom zresztą też) marzy się wciąż powrót do korzeni zespołu z Glasgow, dzieła na miarę tej pierwszej płyty. Chyba nie tym razem, choć orzeł wyje basami przypominającymi „Katrien” i „Like Herod” (utwór siódmy), to jednak, zamiast tęskniących do legendarnego miażdżenia za pomocą zabawy „cicho/głośno/cicho/jeszcze głośniej”, zadowoli raczej tych, do których trafia delikatny urok „May Nothing But Happiness Come Through Your Door” czy „Burn Girl Prom Queen”. Fanom Mogwai album zdecydowanie powinien się spodobać. Jednak ciężko się powstrzymać od stwierdzenia, że wprawdzie panowie są na tym etapie, kiedy nie muszą się zbytnio wysilać, żeby nas zachwycić, ale milej by było, gdyby to mimo wszystko robili…

Mała Mo
06.10.2008 r.