Recenzje

Zaobserwuj nas

Wyszukaj recenzję:

Perry, Brendan - Eye of the Hunter 

Brendan Perry - Eye of the Hunter 
1999 4AD

1. Saturday's Child    4:31
2. Voyage Of Bran    5:33
3. Medusa    6:10
4. Sloth    3:32
5. I Must Have Been Blind    5:07
6. The Captive Heart    4:00
7. Death Will Be My Bride    5:47
8. Archangel    7:35

W przeciwieństwie do Lisy Gerrard, Brendan Perry wydaje płyty solowe rzadko, z częstotliwością jedna na dziesięć lat; przeważnie wtedy, gdy jego macierzyste Dead Can Dance z nieokreślonych powodów nie działa. Związek artystyczno-osobisty Lisy i Brendana to burzliwa saga, której kulisów pewnie nigdy nie poznamy; ale wiemy, jakie zwykle niosła za sobą skutki. Przerwane sesje nagraniowe, odwołane trasy, odstawienie zespołu na bok do odwołania. Gdy działają, przynoszą nam epickie płyty, które poruszą najbardziej skamieniałe serce. Gdy nie działają, uciekają w dorobek solowy, aby ‘pokazać’ drugiej stronie, że potrafią się bez nich obejść. Lisa Gerrard zwykle znajduje wtedy kogoś innego do pracy – nie sposób wymienić wszystkich jej partnerów scenicznych i płytowych, z którymi współpracowała. Z kolei Brendan udaje się na wewnętrzne wygnanie, komponując muzykę tylko dla siebie, transmitując najbardziej osobiste inspiracje i zainteresowania. Nie inaczej jest właśnie z "Eye of the Hunter". 

Brendan nigdy nie krył, że chce nagrywać coś swojego, bez dramatycznych wokaliz Lisy. Na tym polega podstawowy urok Dead Can Dance – na starciu dwóch żywiołów, dwóch głosów, dwóch wrażliwości, którym udało się na siebie trafić. Ale każde z nich twiedzi, że jest ważniejsze w tym układzie – a przynajmniej nie gorsze. Warto zwrócić uwagę, że oboje rzadko śpiewają w duecie, a kompozycje Dead Can Dance wyraźnie należą do jednego albo drugiego. Brendan z reguły wszelkie osobiste pomysły przekuwał na kompozycje Dead Can Dance; ale gdy w 1995 i 1998 roku (czyli w okresie płyty "Spiritchaser", ostatniej przed długą przerwą), Lisa opublikowała swoje dwa solowe albumy – odpowiednio "The Mirror Pool" i "Duality" – Brendan musiał odpowiedzieć. Tak powstał "Eye of the Hunter", zawierający osiem kompozycji (w tym jeden cover), które bez problemu mogłyby znaleźć się na nowej płycie Dead Can Dance; ale ich autor postanowił przearanżować je po swojemu, bez Lisy. 

Spośród najważniejszych niedoszłych kompozycji studyjnych Dead Can Dance, Lisa Gerrard ‘zabrała’ jedną z najlepszych, jakie napisała - popisowy „Sanvean”. Z kolei Brendan uczynił tak ze „Sloth”, który znalazł się na "Eye of the Hunter". Zestawienie tych dwóch piosenek to idealny diagram różnic w inspiracjach członków Dead Can Dance. Brendan na "Eye of the Hunter" postawił na folk, taki jakiego nauczył się słuchając płyt swojego największego mistrza, Tima Buckley. To właśnie tu znalazło się jego wykonanie „I Must Have Been Blind”, sielankowe, marzycielskie i dziwne, jakże zgodne z duchem Buckley’a, a jednocześnie inne od wykonania, jakie dostarczyło kilkanaście lat wcześniej This Mortal Coil. Cała płyta jest właśnie taka – osobista, folkowa, akustyczna, a jednocześnie tajemnicza, mistyczna, przemawiająca poważnymi słowami opowieści, zaklęć i pouczeń. Ekspresja Brendana zawsze taka była – jego potężny głos należy do dawnego mędrca, trybuna, poety i wieszcza.
 
"Eye of the Hunter" jest właśnie pełne poezji śpiewanej przez wędrownego barda-mizantropa, który nie pierwszy raz przywołuje dawne bóstwa z pogańskich mitologii; ale tutaj czyni to bardziej osobiście, wpatrzony w horyzont, jakby pisząc list lub pamiętnik. Wraz z nieobecnością Lisy pękł pompatyczny balonik, jaki charakteryzuje wiele kompozycji Dead Can Dance, a w jego miejscu zasiadł singer-songwriter, ze swoją nieodłączną gitarą, nieuleczalną melancholią i domieszką krwi irlandzkiej. Część kompozycji kołysze niczym cudowna łódź – „Saturday’s Child”, „I Must Have Been Blind” – część jest niepokojąco piękna – „Voyage of Bran”, „Medusa” (dwa przykłady mitologiczne), a część to ponure, romantyczne proroctwo – „Death Will Be My Bride”, „Archangel”. Brendan czyni rzeczy po swojemu i tym właśnie wygrywa – z jednej strony kreując pastoralny krajobraz niczym Mike Oldfield, a z drugiej oczarowując niepokojącymi słowami w stylu Williama Blake’a. Mogę słuchać tego bez końca. [8/10] 

Jakub Oślak
04.07.2023 r.