Recenzje

Zaobserwuj nas
WESPRZYJ NAS

Wyszukaj recenzję:

Shah, Nadine - Filthy Underneath

Nadine Shah - Filthy Underneath
2024 EMI North

1. Even Light    4:08
2. Topless Mother    3:18
3. Food For Fuel    5:07
4. You Drive, I Shoot    2:54
5. Keeping Score    4:28
6. Sad Lads Anonymous    5:08
7. Greatest Dancer    5:26
8. See My Girl    4:40
9. Twenty Things    5:26
10. Hyperrealism    4:03
11. French Exit    5:01

Nadine Shah, brytyjska artystka, której ojcem jest Pakistańczyk, wydała piątą już w swojej karierze płytę pt. "Filthy Underneath". Album jest artystycznym rozliczeniem z osobistymi traumami artystki - śmiercią matki, rozpadem małżeństwa, próbą samobójczą oraz uzależnieniem, w które Nadine popadła. Producentem albumu jest jej stały współpracownik Ben Hillier, którego znamy przede wszystkim ze współpracy z Depeche Mode - produkował "Playing the Angel"(2005), "Sounds of the Universe" (2009), "Delta Machine" (2013) - i Blur ("Think Tank", 2003) 

Najnowsza propozycja Nadine Shah na pewno jest płytą dojrzałą. Muzyka, która znajduje się na niej brzmi w większości majestatycznie, nie popadając jednak w patos i tandetę. Twórczość Shah jest trudno definiowalną mieszanką elektroniki, indie popu, funku, post-punku, soulu. Chwilami nad płytą unosi się klimat orientalny, co może być jakąś reminiscencją jej muzułmańskich korzeni. Wyraźnie wyczuwalna jest tutaj ręka producenta. Niektóre motywy syntetyczne wręcz brzmią jakby pochodziły z okresu, gdy Hillier produkował płyty Depeche Mode ("See My Girl"). Innym razem, przez chwilę melodeklamowany głos Nadine, przypomina mi trochę Laurie Anderson ("Sad Lads Anonymous"). To oczywiście jest bardzo złudne, bo Nadine jest wokalistą o dużych możliwościach wokalnych, czego nie da się powiedzieć o Anderson. Ale skojarzenie bardziej bierze się z podobnego nastroju.

Nadine ma mocny, zdecydowany głos, którym w sposób przekonujący potrafi operować, raz podążając za linią melodyczną, innym razem nadając jej kierunek. Choć muzycznie na płycie dominuje tonacja budująca głównie nastrój melancholii, to jednak album jest urozmaicony bardziej optymistycznymi dźwiękami (np. "Hyperrealism"). Całej płyty słucha się wyśmienicie. Muzyka jest zróżnicowana, urozmaicona, ale nie chaotyczna. 

Mieszanka różnych dźwięków, którą znajdujemy na płycie nie sprawia wrażenia przypadkowych. "Filthy Underneath" jest propozycją zwartą, która skupia na sobie uwagę. Nie mamy tu do czynienia z twórczością robioną na siłę "byle wydać kolejną płytę", ale aktem twórczym, za pomocą którego wokalistka przekazuje prawdziwe emocje. Nad wszystkim czuwa producent, który jest też współautorem kilku utworów. Wręcz namacalnie czuć, że Ben Hillier wszystkie nagrane na album dźwięki połączył w  przemyślaną całość, dodając wiele od siebie. Efekt jest bardzo wyszukany i robiący wrażenie.

"Filthy Underneath" to, jak na razie, jedna z ciekawszych płyt tegorocznych, które usłyszałem. Warto poświęcić jej trochę uwagi. [8.5/10]

Andrzej Korasiewicz
02.03.2024 r.