Recenzje

Zaobserwuj nas
WESPRZYJ NAS

Wyszukaj recenzję:

Sinéad O'Connor - The Lion and the Cobra

Sinéad O'Connor - The Lion and the Cobra
1987 Chrysalis

1. Jackie    2:28
2. Mandinka 3:45
3. Jerusalem 4:17
4. Just Like U Said It Would B 4:32
5. Never Get Old 4:38
6. Troy 6:30
7. I Want Your (Hands On Me) 4:38
8. Drink Before The War 5:20
9. Just Call Me Joe 5:50

Sinead O'Connor nie żyje. Ta tragiczna informacja stała się inspiracją dla mnie, by wspomnieć jej debiutancką, najlepszą płytę. Zacznę od osobistego wspomnienia. To musiał być koniec roku 1987 lub początek 1988. Prawdopodobnie "Wieczór płytowy". To tutaj usłyszałem głos Tomasza Beksińskiego, który zapowiedział, że "dzisiaj usłyszymy coś wyjątkowego". Była to debiutancka płyta Sinead O'Connor. To był czas, gdy muzyka syntezatorowa, tak charakterystyczna i dominująca w pierwszej połowie lat 80., wyszła z mody i była powszechnie odbierana jako "obciachowa". Popularny stawał się rock w stylu amerykańskim, który zaczynał dominować w muzyce pop. Tomasz Beksiński cały czas prowadził w II Programie Polskiego Radia audycję "Romantycy Muzyki Rockowej", w której promował muzykę "new romantic". I on szukał jednak czegoś nowego. Płyta "The Lion And The Cobra" była tym czymś. To była zapowiedź nowego kierunku w muzyce pop, który nie miał nic wspólnego z synth popem, ani muzyką nowofalową. Nie był to również amerykański rock w stylu Bon Jovi czy Poison. 

Sinead O'Connor była prawdziwym objawieniem. Na pierwszy plan jej muzyki wysuwał się niesamowity, wibrujący, o zmiennej tonacji i sile przekazu wokal Sinead. Również poszczególne kompozycje były różnorodne. Często nawet w obrębie jednego utworu działo się więcej niż możnabyłoby się spodziewać po wstępie, tak jak w spokojnie zaczynającym się "Just Like U Said It Would B", który w końcówce wybucha niespotykaną energią głosu Sinead O'Connor, za którym podąża reszta kompozycji. Już początek płyty wprowadza słuchacza w ten klimat. Zaledwie dwu i półminutowy "Jackie" zaczyna się spokojną melorecytacją Sinead, szybko zmieniającą się w coraz bardziej niepokojący śpiew Irlandki, który na koniec przeradza się w przeraźliwy niemal krzyk. 

"Mandinka" to najbardziej zwyczajna, przebojowa kompozycja z "The Lion and the Cobra", która zresztą wydana była na singlu i jako jej pierwszy utwór zaistniała na listach przebojów. Trzeci utwór pt. "Jerusalem" rozwija wszystkie elementy, które artystka objawiła już wcześniej. Już trochę oswoiliśmy się ze zmianami tonacji wokalu, wibrującym głosem, który jest głównym "instrumentem" zwracającym uwagę na "The Lion and the Cobra". Pozostałe elementy muzyki na tym albumie, to: gitara (na czoło wybijają się partie akustyczne), perkusja (ale to nie rytm dominuje w muzyce Sinead), bas. Choć muzyka na płycie wydaje się oszczędna, to po bliższym jej przyjrzeniu się słychać dużą pracę, którą wykonano przy zmiksowaniu materiału i smaczkach, które poza głosem Sinead budują nastrój albumu. Tak jest chociażby w przypadku utworu "Never Get Old", który rozpoczyna się melodeklamacją Enyi, do której dołącza śpiew Sinead, znowu o zmiennej, czasami rozedrganej, wibrującej tonacji. Ten rodzaj śpiewu pozostaje z nami zresztą już do końca płyty, staje się też znakiem rozpoznawczym całej twórczości Sinead.

Szósty utwór "Troy" zbudowany jest według podobnego schematu jak np. "Just Like U Said It Would B". Zaczyna się spokojnie, balladowo, w czwartej minucie dochodzą smyczki oraz znowu wibrujący, przeszywający głos Sinead, który przygważdża słuchacza. Ta muzyka nie może pozostawić nikogo obojętnym. Nawet jeśli nie zna się języka angielskiego i nie wie dokładnie o czym śpiewa wokalistka, wiadomo, że to musi być coś ważnego. "I Want Your (Hands On Me)" to kompozycja bardziej przebojowa, z nieco oszczędniejszym, wyważonym, śpiewnym wokalem Sinead. Podniosły nastrój wraca w następnej kompozycji "Drink Before The War". Wszystko kończy się nieco odbiegającym od pozostałych nagrań na "The Lion and the Cobra" utworem "Just Call Me Joe", w którym dominuje gitara elektryczna a nie głos Sinead, tym razem podążający jakby za gitarą. 

"The Lion and the Cobra" to najlepsza płyta Sinead O'Connor, jeden z najlepszych debiutów lat 80., który zapowiadał muzycznie lata 90., bo to nie jest muzyka charakterystyczna dla lat 80. To album Wielkiej Artystki, przyszłej wielkiej gwiazdy muzyki pop. Niestety, ten wielki debiut, to jednocześnie jej wielki zmierzch. Wprawdzie w 1990 roku Sinead osiągnęła wielki sukces komercyjny i stała się gwiazdą światową, jednak płyta "I Do Not Want What I Haven't Got" nie powtórzyła jakości artystycznej debiutu. Później było jeszcze gorzej. Sukces, który odniosła dzięki coverowi Prince'a "Nothing Compares 2 U" wyraźnie ją przerósł. Sinead bardziej słynęła z kolejnych skandali, niż z płyt, kóre wydawała. Dalsza twórczość Sinead O'Connor jest oceniania bardzo różnie. Według mnie to chaotyczne miotanie się w poszukiwaniu własnej tożsamości muzycznej, którą Artystka przecież miała wypracowaną na płycie debiutanckiej. Niestety, Sinead O'Connor to kolejna Wielka Artystka wchłonięta przez show-biznes, która nie potrafiła odnaleźć się w tym świecie. Ale płyta debiutancka Sinead pozostanie z nami na zawsze. [9.5/10].

Andrzej Korasiewicz
27.07.2023 r.