The Sisters Of Mercy - Wake, In Concert At The Royal Albert Hall (bootleg)
1985 Unofficial Release
1. First And Last And Always
2. Body And Soul
3. Marian
4. No Time To Cry
5. Walk Away
6. Possession
7. Emma
8. Amphetamine Logic
9. A Rock And A Hard Place
10. Floorshow
11. Alice
12. Fix
13. Knocking On Heaven's Door
The Sisters Of Mercy - pożegnalny koncert 18 czerwca 1985 r., Royal Albert Hall, London
Można różnie odbierać ten bootleg, najwyraźniej zgrany z kasety video pt. "Wake", która sama w sobie jest świetna. Nie umniejsza to jednak zasług Andrew Eldritcha dla współczesnej muzyki oraz tego jak bardzo rewolucyjnym zespołem był The Sisters Of Mercy w pierwszym składzie.
Po odejściu Garry'ego Marxa a wcześniej nagraniu jeszcze z jego udziałem albumu "First And Last And Always", trzeba było wypełnić umowę zawartą w kontrakcie na trasę koncertową. Bardzo szybko Wayne Hussey i Craig Adams przearanżowali swoje partie instrumentalne, by nawet w wersji z jedną gitarą zespół nie stracił wiele.
Niektóre koncerty z 1985 roku mogą się podobać, tak jak opisywany przeze mnie bootleg "Floorshow", ale moim zdaniem bez Marxa Zakon Sióstr Miłosierdzia stracił wiele swego pierwotnego "czadu". Gdy do głosu doszedł Wayne Hussey kompozycje nabrały zupełnie innego klimatu, ukazują wrażliwość tego wspaniałego artysty - lecz z drugiej strony czegoś w nich brakuje...
Swój "pożegnalny" koncert The Sisters Of Mercy zagrali 18 czerwca 1985 w Royal Albert Hall w Londynie. Niestety, ciągłe konflikty o podłożu personalno-mentalnym zmusiły Andrew Eldritcha do rozwiązania zespołu. Wayne Hussey, artysta niezwykle kreatywny, nie mógł schować swoich ambicji do kieszeni, przez co działał na Andrew jak czerwona płachta na byka. Starcie było nieuniknione i chyba rzeczywiście nie istniało inne wyjście. Rozpad zespołu musiał nastąpić... Craig Adams podążył, niestety - lub na szczęście - w ślad za gitarzystą... Plotki mówiły, iż na scenie obecny będzie Gary Marx, co jednak nie nastąpiło...
Jak na ironię, ostatni występ wykonano niezwykle gładko, choć utworom brak pierwotnego żywiołu. Zespół potraktował go bardziej retrospektywnie, dla swoich najbardziej zaangażowanych fanów. Tym niemniej nie można narzekać ani na udźwiękowienie, ani na jakikolwiek fragment koncertu, pod względem technicznym.
"First And Last And Always" oraz "Body And Soul" stanowią mocne wprowadzenie - zwłaszcza drugi, zagrany znacznie ciekawiej, niż w wersji znanej z singla. Wayne Hussey zdaje się trzymać mocno z tyłu, gdy przychodzi jego kolej na wspieranie Eldritcha wokalnie podczas "Marian" - dzielnie pracuje, lecz jednocześnie jest jakiś zgaszony i nieswój. Za to Craig Adams szaleje, choć też nieco oszczędniej, niż zwykle. "No Time To Cry", czy "Walk Away" wypadają z kolei blado i nieprzekonująco. Zespół odzyskuje jednak dobrą formę przy okazji "Possession" oraz następującego po nim coveru "Emma" Hot Chocolate. Tej wiązanki naprawdę trzeba wysłuchać - Eldritch dał z siebie wiele - zabrzmiał jak za najlepszych swoich dni, gdy The Sisters Of Mercy odnosili największe sukcesy. Niski śpiew, właściwie melorecytacja, przechodząca w rozpaczliwy wrzask i gardłowe zawodzenie, tak typowe dla Andrew - tyle że z niesamowitą ekspresją, której nie da się ująć słowami...
To jeszcze nie koniec atrakcji - "Amphetamine Logic" z silnie dominującym basem Craiga Adamsa uderza jak taran. Nawet Hussey zdaje się budzić na chwilę z letargu na scenie, a Eldritch atakauje publiczność kolejnymi wersami tekstu, z niespotykaną wcześniej podczas występu agresją. "A Rock And A Hard Place", mechanicznie rozpoczęty przez Craiga Adamsa wraz z automatem perkusyjnym, nabiera właściwego odcienia, gdy uzupełnia go Wayne oraz Andrew, po czym wybucha w swym finale. Niestety, nie jest to potężne uderzenie, z jakiego The Sisters słynęli - w omawianym przypadku słuchacze otrzymali jedynie jego namiastkę.
Craig Adams daje ponownie popis swej dokładności oraz ekspresji w klasycznym utworze "Floorshow", gdzie silnie słychać jego inspiracje postacią Lemmy'ego z Motorhead. Wprost szaleje ze swym Ibanezem Roadstar. Prowadzi kompozycję konkretnie, dominuje ją - nie pozwala się przebić gitarze, zaś Eldritch musi bardzo się starać, aby być słyszalnym przez ścianę dźwięku gitary basowej, traktowanej zupełnie jak prowadząca. Tym razem uderzenie Doktora Avalanche i reszty muzyków oraz wściekłego Andrew, świetnie podsumowuje piosenkę. Zaraz potem jest klasyk i wielki przebój - "Alice". Znowu bardzo silnie zagrany przez Adamsa. Słychać, że wokaliście należy się choć mały odpoczynek przy takim nadwerężaniu strun głosowych. Tym niemniej - źle o wykonaniu jednego z największych przebojów nie można się absolutnie wyrazić. Rozpaczliwy wrzask Eldritcha, przy ostatnim wersie pięknie wieńczy całość.
Adams oraz Hussey zrozumieli zapewne, iż liderowi The Sisters Of Mercy należy się chwila wytchnienia. Niezłomna maszyna, Doktor Avalanche, powoli odmierza rytm. Na jego tle Craig prowadzi wolną linię basu, wspomaganego przestrzennym efektem. "Fix", bo o nim mowa, rzeczywiście daje możliwość zregenerowania sił "małemu - wielkiemu" wokaliście. Nawet Wayne nie gra tutaj na swojej słynnej dwunastostrunowej gitarze. Kawałek jest solowym popisem Craiga Adamsa, Andrew Eldritcha - i oczywiście automatu perkusyjnego.
Występ zamyka cover, którego chyba nikt się nie spodziewał po The Sisters Of Mercy - "Knocking On Heaven's Door". Numer nabrał zupełnie innego oblicza, aniżeli oryginalne wykonanie - tym razem Eldritcha wspomaga dzielnie Hussey. Cały zespół wspaniale żegna się z publicznością, Gdy Wayne gra długie i ekspresyjne solo, Andrew śpiewa słynny refren z piosenki, a potem muzyka milknie - zapalają się światła. Wszyscy wiedzą, że to już koniec...
Jak można ustosunkować się do zapisu ostatniego występu Sisters Of Mercy? Nie jest to "Best Of" na żywo, znacznie lepiej posłuchać bootlegu z Amsterdamu, który także opisałem na łamach Alternativepop. Jeżeli ktoś lubi brzmienie zespołu z 1985 roku, znacznie ciekawszy -ntakże pod względem klimatu - wydaje się być "Floorshow", również zrecenzowany niedawno. Pożegnalny koncert The Sisters Of Mercy przeznaczony był głównie dla fanów, jako prezent od zespołu i w taki sposób należy podchodzić do płyty z jego zapisem lub kasety video.
Adam Pawłowski
24.10.2004 r