Recenzje

Zaobserwuj nas
WESPRZYJ NAS

Wyszukaj recenzję:

Siouxsie And The Banshees - Juju

Siouxsie And The Banshees - Juju 
1981 Polydor

1. Spellbound    3:17
2. Into The Light    4:13
3. Arabian Knights    3:06
4. Halloween    3:37
5. Monitor    5:33
6. Night Shift    6:03
7. Sin In My Heart 3:37
8. Head Cut  4:22
9. Voodoo Dolly    7:03

Po nowofalowym "Kaleidoscope" przyszedł czas na pierwsze i ostatnie dzieło stricte gotyckie w repertuarze Banshees. O dziwo, zespół kojarzony dziś wyłącznie z tą stylistyką, od czystego gotyku - znanego choćby z dokonań Dance Society czy Sex Gang Children - był dość daleko. "Juju" nie można nazwać inaczej, jak miksem dwóch pokrewnych gatunków - gotyku i cold wave. Ciężkie, przytłaczające, a jednocześnie surowe partie sekcji rytmicznej - Budgie przechodzi momentami samego siebie - i sfrustrowana, jazgocząca gitara McGeocha - styl Siouxsie jest rozpoznawalny momentalnie, nawet bez jej, charakterystycznego jak cholera skądinąd, wokalu (wstęp do „Spellbound” czy „Into the Light”). Dużo tu wielbionych przez Banshees orientalizmów („Arabian Knights”, „Halloween”) i starej, punkowej szkoły znanej jeszcze z czasów "The Scream" (Monitor). Całość przypomina bieg przez ciemny las w rytm dziwnej, jakby przestraszonej, a jednocześnie przerażającej muzyki - doskonale ilustruje to klip do „Spellbound”. I choć najważniejsze dzieło Strzyg przyjdzie rok później w postaci "A Kiss In The Dreamhouse", to droga, jaką ten zespół przeszedł i poziom, jaki osiągnął przez zaledwie cztery lata, może imponować. "Juju" jest jak surowy, nieoszlifowany diament. Jubiler zajmie się nim na poważnie w 1982 roku.

Mateusz Rękawek
14.04.2008 r.