Recenzje

Zaobserwuj nas

Wyszukaj recenzję:

Ure, Midge - Move Me

Midge Ure - Move Me
2000 Arista/BMG

1. You Move Me    5:39
2. Beneath A Spielberg Sky 4:52
3. Words    3:45
4. Strong    4:45
5. Let Me Go 4:43
6. Alone 5:11
7. Monster 3:01
8. Absolute Sometime!    5:01
9. The Refugee Song    5:19
10. Four 4:46
11. Somebody 5:51

Po druzgocącej porażce komercyjnej "Breathe", która była ostatnią próbą Midge Ure znalezienia się w głównym nurcie muzyki pop, muzyk nagrał płytę, która w jego mniemaniu miała być powrotem do własnego klasycznego brzmienia i rodzajem pomostu łączącego jego solową twórczość z czasami Ultravox. Czy to się udało? Na pewno po wydaniu "Move Me" potwierdziło się, że Midge Ure znalazł się w niszy, w której słuchany jest głównie przez dawnych fanów Ultravox. To pierwszy album solowy Midge Ure'a, który nie został odnotowany na żadnej z list przebojów. Podobnie było z singlami wyjętymi z albumu - "You Move Me" i "Beneath a Spielberg Sky". Takiej posuchy komercyjnej jeszcze nie było. Ale czy mogło być inaczej, skoro album najpierw ukazał się tylko w Europie kontynentalnej, a w ojczystym kraju dopiero w następnym, 2001 roku? To pokazuje skalę niszowości Midge Ure'a, w której się znalazł u progu XXI wieku. Czy udało się przynajmniej zadowolić dawnych fanów Ultravox?

Na pewno płyta zrywa z folkowymi eksperymentami, obecnymi na dwóch poprzednich albumach. Nie jest to jednak powrót do synth popu znanego z Ultravox, bo przecież to nie Midge Ure odpowiadał za główne partie syntezatorowe w swoim dawnym zespole. Struktura utworów rzeczywiście jest bliższa ultravoksowej, jednak teza Midge Ure'a, że: "gdyby Ultravox kontynuował działalność to brzmiałby tak jak na "Move Me”" jest cokolwiek kontrowersyjna. Zresza dwanaście lat później, gdy panowie zebrali się ponownie i wydali po 26. latach przerwy płytę "Brilliant", potwiedzili, że Ultravox w kompletnym i oryginalnym składzie z lat 80. brzmi inaczej niż Midge Ure solo na "Move Me".

Płyta zaczyna się zachęcająco dla fanów Ultravox od singlowego "You Move Me", który jest dobrym, chwytliwym i przebojowym utworem pop. W tle są delikatne syntezatory,  jest charakterystyczny, lekko falsetowy wokal Ure'a i są jego gitarowe wstawki. Zaraz po nim następuje drugie kluczowe nagranie z albumu i jednocześnie drugi singiel. "Beneath A Spielberg Sky" to rodzaj hymnowej ballady, której moc podkreślają riffy gitarowe w tle, a powagi dodaje łagodne brzmienie fortepianu. Dwa najlepsze utwory mamy zaraz na początku płyty. Niestety, dalej już nie jest tak dobrze. Kolejnym utworem jest bezbarwny "Words". Następnie mamy "Strong" nagrany według podobnego schematu jak "Beneath A Spielberg Sky". Podoba mi się w nim śpiew Ure'a i chwytliwość refrenu, ale instrumentalnie brakuje tu czegoś, co robiłoby z kompozycji coś wartego większej uwagi. Ładnym utworem jest "Let Me Go", w którym klimat robi partia fortepianowa. Słychać szeptany wokal Ure'a, który staje się z czasem gwałtowniejszy, są też riffy gitarowe i łagodne partie klawiszowe w tle. Mimo wszystko znowu brakuje większej werwy, jakiegoś gwałtowniejszego popuszczenia cugli. Muzyka jest poprawna, ładna i to wszystko.

"Alone" to prawie ten sam schemat co "Let Me Go". Ale utwór ratuje chwytliwy śpiew Midge Ure'a. Im dalej w las, robi się coraz mniej interesująco. "Monster" atakuje mocnymi, rockowymi riffami gitarowymi. Moim zdaniem ten instrumentalny numer brzmi jak całkowicie przypadkowy na płycie. "Absolute Sometime!" ma również sporo gitarowego, rockowego brzmienia, ale jest pozbawiony wyrazu, nieciekawy. Słaby numer, do którego nie chce się wracać. "The Refugee Song" to refleksja Midge Ure'a związana z kryzysem w Kosowie i uchodźcami. Jak przystało na taki temat robi się bardziej refleksyjnie. W utworze słychać smyki, ale nagranie ciągnie się trochę bez celu. "Four" robi lepsze wrażenie, ale nie zmienia to ogólnego bardzo średniego obrazu płyty. Kończy ją utwór "Somebody", spokojny, stonowany, ze słyszalną elektroniką i falsetem Ure'a. Jest lepiej niż w niektórych wcześniejszych nagraniach. Jednak nadal mamy do czynienia z niezłym średniakiem, a nie utworem, do którego chce się wracać.

"Move Me" jest płytą, która stylistycznie w większym stopniu może trafić do fanów klasycznego brzmienia Ultravox, jednak nie jest to album wybitny. To płyta bardzo nierówna, na której mamy kilka udanych kompozycji, kilka nieciekawych, ale nawet te nieco lepsze, to co najwyżej średniaki. Midge Ure próbuje tutaj powrotu do stylistyki Ultravox, ale kompozycjom znajdującym się na płycie brakuje jakości. [7/10]

Andrzej Korasiewicz
31.03.2024 r.