Alphaville - Prostitute
1994 WEA
1. The Paradigm Shift 3:47
2. Fools 3:53
3. Beethoven 5:35
4. Ascension Day 5:45
5. The Impossible Dream 4:49
6. Parade 3:40
7. Ain't It Strange 5:23
8. All In The Golden Afternoon 3:35
9. Oh Patti 1:46
10. Ivory Tower 3:16
11. Faith 3:56
12. Iron John 3:44
13. The One Thing 3:55
14. Some People 4:37
15. Euphoria 7:05
16. Apollo 6:10
Ten album to przegapione arcydzieło. Na wielu płaszczyznach przeczy prawidłom muzyki pop, jednocześnie pozostając bezpośrednio w niej zakorzenionym. Zebrał wyrazy uznania od krytyki, okrzyki miłości i uwielbienia fanów, lecz w sensie komercyjnym był porażką. W zamierzeniu miał być wielką próbą witalności Alphaville, powrotem po wielu latach milczenia do zupełnie innej muzycznie rzeczywistości. Poniekąd to się udało - "Prostitute" jest płytą monumentalną, kompletną, trwającą przez bite 70 minut bez jakichkolwiek bonustracków, co jest w muzyce pop ewenementem. Tematycznie porusza mnóstwo dźwiękowych regionów, zarówno tych przyjaźniejszych radiu, jak i bardziej czerpanych i złożonych. Każda kompozycja, oparta na słowach śpiewanych, stanowi ciekawą wartość samą w sobie. Nie wszystkie utwory są nacechowane przebojowością - hitów wręcz tu brak - lecz każda została dotknięta palcem talentu i wrażliwości.
"Prostitute" to bardzo odważna płyta, spójna, zbudowana pośród tych samych syntetycznych przestrzeni i kompozycyjnych patentów, jakie w latach 80. wyniosły Alphaville pod niebiosa list przebojów. W efekcie otrzymujemy rozrywkowy album-rzekę, który w trakcie swojego biegu porusza nie tylko podniesiony do potęgi synth-pop i noworomantyczne łzy, ale także elementy jazzu, rapu, a nawet reggae. To niewątpliwie płyta epicka, triumfalna, chociaż bez oznak koncepcyjności i fabularyzacji, jaka kojarzy się z doborową paletą tematyczną i wyszukanymi środkami kompozycyjnymi. Do wielokrotnego usłyszenia i przeżywania, a także odkrywania coraz to nowszych elementów. [9/10]
Jakub Oślak
19.04.2010 r.