Recenzje

Zaobserwuj nas

Wyszukaj recenzję:

Blimp - Superpolen

Blimp - Superpolen
2000 Ampersand/Sound Improvement

1. Zero Zero Wired    3:43
2. Analogue Equipment In Modern Retro Music    4:15
3. Invisible Static And Silence    5:44
4. Gentlemen Prefer Black Dots    5:37
5. 17 5:59
6. Reminiscence Of Space Pop Music    7:05
7. Four Imaginary Boys    7:25

Na polu inteligentnej elektroniki nigdy nie byliśmy orłami. Dawno już straciłem nadzieję na porządnie wyprodukowaną i oryginalną polską płytę stworzoną w oparciu o najnowsze zdobycze techniki generowania dźwięków. W pierwszej chwili, po przesłuchaniu "Superpolen" z niedowierzaniem patrzyłem jednak na, bądź co bądź, polski sklad zespołu. Płyta jest taką małą rewolucją jeśli chodzi o zaawansowane elektroniczne brzmienia na rynku polskim. Blimp zaskakuje nie tylko poszczególnymi brzmieniami, obficie szumiącymi, drapiącymi, nawet klikającymi. Używając starych, dobrze znanych, żywych instrumentów jak perkusja i gitara (głównie basowa). Bardzo zręcznie zestawia je z cyfrowo wygenerowaną tkanką w jedną, fascynującą całość. Dzięki temu miejscami zbliża się do "środkowego"okresu Tortoise (płyty "Millions now living will never die" i "TNT"). Nie znaczy to, że dubluje pomysły i struktury genialnego, skądinąd zespołu z Chicago.

Na "Superpolen" obecne są brzmienia, których wystraszyliby się panowie z w/w grupy. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że Blimp są tutaj bardziej spójni od kolegów zza oceanu. Wiekszość utworów oparta jest jednak na cyfrowo brzmiącym korpusie, misternie ułożonym na sekwencerach (chyba) z pogrywającą perkusją i obowiązkową gitarą basową. Te dwa instrumenty wydają sie dominować w "17", doprawionym ponurymi, analogowymi klawiszami i zniekształconym wokalem, basisty zresztą. W "Gentleman prefer black dots" dopatrywać się można reminiscencji drone'owych pulsacji z Nefryt Rec. jak "Solaris - MHO" czy "Ucho - 0004". Utwór zaczyna się minimalnym, rytmicznym motywem złożonym z drobnych, prawie klikających dźwieków, zdominowanym po chwili przez buczące brzmienia, które wprawiają każdy mebel w wibracje. Przy końcu płyty robi się spokojniej, akustyczniej, sięgając w ostatnim utworze do estetyki pierwszej płyty Tortoise. Siłą całej płyty nie jest zresztą jakiś konkretny dźwięk czy nawiązanie, raczej jest to inteligentne zestawienie tego w całość, która ma ręcę i nogi i która nie wydaje się dziełem przypadku lecz efektem pracy ludzi myślących. Nietuzinkowość tej płyty podkreśla dostrzeżenie jej przez recenzentów szanowanego brytyjskiego miesięcznika The Wire, co jest jednocześnie dowodem, że ambicje tej muzyki sięgają daleko poza granice naszego państwa. [9/10]

matis_keynell
12.11.2002 r.