Recenzje

Zaobserwuj nas

Wyszukaj recenzję:

Blue Nile, The - Hats

The Blue Nile - Hats
1989 Linn Records 

1. Over The Hillside    5:03
2. The Downtown Lights    6:26
3. Let's Go Out Tonight    5:12
4. Headlights On The Parade    6:11
5. From A Late Night Train    3:59
6. Seven A.M.    5:09
7. Saturday Night    6:26

Jedną z najprzyjemniejszych rzeczy w pisaniu recenzji retro jest odnajdywanie arcydzieł, które z różnych powodów nie zdobyły większego rozpoznania. Do takich należy album "Hats", druga płyta dość osobliwej i tajemniczej formacji The Blue Nile. Pochodzące ze Szkocji trio, pod przewodnictwem utalentowanego wokalisty, muzyka, kompozytora i tekściarza Paula Buchanana, ukazało światu swój niezwykle udany debiut "A Walk Across The Rooftops" w roku 1984. Na album numer dwa musieliśmy jednak czekać aż pięć lat, co w tamtych czasach było nie do pomyślenia. Spowodowane było to chorobliwym perfekcjonizmem zespołu, niechęcią do pracy pod presją wytwórni i widowni oraz stylem bycia niezrozumiałych ‘odludków’. The Blue Nile byli anty-gwiazdami, podobnie jak Talk Talk czy Mike Oldfield. Nie lubili udzielać wywiadów i pokazywać się w mediach. Wychodzili z założenia, że muzyka obroni się sama. Chwalebna idea, ale niezupełnie pasująca do hedonistycznego etosu lat 80. 

"Hats" w swojej podstawowej wersji to raptem siedem utworów, z których każdy jest arcydziełem. To siedem rozdziałów opowieści o samotności w wielkim mieście, melancholii, niespełnionej miłości i ogólnym weltschmerzu. Jest to bardzo tożsame z etosem synth-popu, szczególnie tego wczesnego. "Hats" ukazało się jednak w czasie, gdy złota dekada dobiegała już końca, a syntezatory zaczynały wychodzić bokiem. Ich muzyka jednakże to nie były te same brzmienia, co Ultravox czy Gary Numan. To jakby new romantic odarty z elementu "pop", w miejsce którego postawiono na "art". Paul Buchanan śpiewa w sposób rozdzierający serce, zupełnie jak Bryan Ferry, a jego towarzysze – Paul Joseph Moore i Robert Bell – nadają całości oszczędne, acz wysublimowane, dojrzałe, wrażliwe brzmienie. Synth-pop spotyka się tu z art-rockiem, a atmosfera jest eteryczna, chwilami ambientowa, przypominająca to, z czego zasłynęła w świecie wytwórnia 4AD i kultowi artyści z jej ówczesnego katalogu. 

Kompozycje zawarte na Hats rozwijają się powoli, nieśpiesznie, są długie; złośliwi powiedzą, że rozwlekłe, a przez to złożone – i na pewno nie nadają się na szybkie single puszczane w MTV. Praktycznie każdy utwór to ballada, której oszczędne brzmienie przypomina raczej wspomnianego Bryana Ferry, stojącego samotnie na scenie w snopie jupitera, niż pełnowymiarowy zespół z gitarą, basem, syntezatorami i automatem perkusyjnym na scenie. Podobnie jak wyprzedzające swój czas późne dokonania Talk Talk - pochodzące z tego samego okresu - tak i The Blue Nile stawiają na oszczędność wyrazu, a przez to większą wymowę i wyrazistość, w myśl zasady mniej znaczy więcej. Takie numery jak: „Seven A.M.”, „Headlights on the Parade”, “Let’s Go Out Tonight”, „Over the Hillside”, a nade wszystko “The Downtown Lights” to sztuka minimalizmu w piosence i kompozycji, gdzie każdy dźwięk i każde słowo jest na wagę złota, niczym skapujący z nieba życiodajny nektar. 

Płyta po tylu latach nie zestarzała się w ogóle, a wręcz wymłodniała – dopiero teraz, na spokojnie, można docenić jej urok i magię, która wówczas po prostu nie padła na podatny grunt. The Blue Nile mają rzeszę oddanych fanów, ale są to "wybrańcy", którzy jakimś przypadkiem poznali to brzmienie i te kompozycje. W naszym kraju, pomimo usilnych starań Trójki w tamtym czasie, popularne jest tylko „The Downtown Lights”, ale w wykonaniu Annie Lennox na płycie "Medusa". "Hats" i całe The Blue Nile mają zatem status ukrytego skarbu, do którego trzeba dotrzeć i dać się zaczarować. To nie jest rzecz dla "młodych ludzi", nawet tych, którzy po latach z wypiekami na twarzy odkrywają lata 80. The Blue Nile to ‘sophisti-pop’, oszczędny acz wypolerowany, szukający dojrzałych słuchaczy, którzy potrafią docenić nie tylko dojrzałe słowa, ale także wpływy synth-popu, art-rocka, a nawet jazzu. Oraz, ową tajemniczość zespołu, przez którą nie wiadomo nawet, czy trio nadal istnieje. [9/10]

Jakub Oślak
23.04.2023 r.