David Bowie - Lodger
1979 RCA Records
1.Fantastic Voyage (2:55)
2.African Night Flight (2:54)
3.Move On (3:16)
4.Yassassin (Turkish: Yaşas?n, lit. 'Long Live') (4:10)
5.Red Sails (3:43)
6.D.J. (3:59)
7.Look Back in Anger (3:08)
8.Boys Keep Swinging (3:17)
9.Repetition (2:59)
10.Red Money (4:17)
Podczas pisania recenzji przesłuchałem tę płytę kilka razy pod rząd, w dalszym ciągu z niesłabnącą uwagą i niemałą przyjemnością. Album zawiera dziesięć piosenek, z których wszystkie trwają trzy, cztery minuty, nie ma mielizn, ani utworów instrumentalnych. Z tego względu wydaje się najbardziej przystepną z płyt nagranych wspólnie z Brianem Eno. Jest jednak albumem, na którym David Bowie z wykreowanego bytu kosmicznego staje się zwykłym człowiekiem. To ten moment, gdy zdejmuje z siebie presję wizjonera, wytyczającego nowe kierunki, a wkracza w nie jako obserwator, czy wręcz nawet pozwala im się bezwolnie ponieść.
Album otwiera ballada "Fantastic Voyage". Od początku słychać tu klasycznego Bowiego, o ile coś klasycznego może istnieć u muzycznego hochsztaplera i kameleona (zapożyczam te określenia świadomie, bardzo mi się podobają i w odniesieniu do Bowiego nie mają absolutnie pejoratywnego wydźwięku).
Podobno „African Night Flight” został zainspirowany podróżą do Kenii, gdzie Bowie spotkał grupę starych niemieckich pilotów, którzy zdawali się spędzać większość czasu na upijaniu się, a resztę na popełnianiu różnych przestępstw w buszu. Początkowo utwór wydaje się "udziwniony" na siłę, ale zyskuje przy kolejnych przesłuchaniach. Melodeklamację niczym z karabinu maszynowego, niby plemienne zaśpiewy i różne dziwne dżwięki, a wszystko to w całości utrzymuje fantastyczny rytm.
Mój ulubiony z całej płyty „Move On“ to przykład doskonałego, muzycznego recyklingu :-). W 1972 roku Bowie napisał piosenkę „All The Young Dudes“ dla grupy Mott The Hoople i wyprodukował ich album, o tym samym zresztą tytule. Piosenka stała się hitem odmieniając los będącego na krawędzi rozpadu zespołu. O „Move On“ sam Bowie mówił w wywiadzie tak: „Interesującą rzeczą w tym utworze jest jego środkowa część. Odtwarzałem jakieś moje stare taśmy na Revoxie i przypadkowo odtworzyłem jedną wstecz i pomyślałem, że jest piękna. Nie słuchając tego, co było pierwotnie, nagraliśmy całość nuta po nucie, tak jak to brzmiało, a następnie dodałem harmonie wokalne z Tonym Viscontim. Jeśli odtworzysz to od tyłu, okaże się, że to „All The Young Dudes.“
"Yassassin", czyli chwytliwe, tureckie reggae. Ten utwór zawsze będzie mi się kojarzył z dwoma innymi - "African Reggae" Niny Hagen i "Night Boat To Cairo" Madness. Wpadły mi w ucho praktycznie w tym samym czasie, co "Yassassin". Na pewno wszystkie trzy mają swój udział w powstaniu mojego zainteresowania muzyką z różnych stron świata.
Koniec pierwszej strony to Red Sail, chyba najsłabsza pozycja na tej płycie. Właściwie jest to piosenka Briana Eno z wokalem Davida Bowie. Nie jest zła (zwłaszcza solo gitary na koniec), ale na albumie są lepsze, choćby otwierający stronę B "D.J". Utwór, który nieodparcie kojarzy mi się z Talking Heads.
Kolejny hicior to "Look Back In Anger", chwytliwy refren poprzedzony "połamanymi" wersami. Fragment "...waiting so long..." śpiewany przez Briana Eno kojarzy mi się nieco z Johnem Foxxem. Na gitarze Adrian Belew z King Crimson. Majstersztyk.
"Boys Keep Swinging" to utwór, w którym tworząca się nieśmiało melodyjność jest brutalnie zdekonstruowana i ukryta w wielowarstwowej, lekko dysonansowej produkcji. Jeszcze raz fantastyczne solo gitary na koniec.
Po pierwszym akordzie "Repetition" myślałem, że słyszę znów "Move on" w innej wersji, ale potem już pobrzmiewają klimaty nowofalowe, czy raczej zimnofalowe, oparte na repetytywnych partiach gitary, basu i perkusji. Przez długi czas był to mój ulubiony utwór z tej płyty, zwłaszcza gdy zacząłem odkrywać mroczniejsze rejony muzyki (Joy Division, Bauhaus itp.). Sam Bowie zdawał się go wysoko cenić, twierdząc w późniejszych wywiadach, że jest jedną z najlepszych piosenek, jakie kiedykolwiek stworzył.
Płytę kończy "Red Money", kolejny przykład muzycznego recyklingu. To w zasadzie „Sister Midnight”, utwór, który swego czasu Bowie podarował Iggy'emu Popowi (na płytę "The Idiot"), tyle, że z nowym tekstem i zmienioną linią wokalną. Kawałek trzyma DAM, czyli Dennis Davis na perkusji, Carlos Alomar – gitara i przede wszystkim George Murray na basie.
"Lodger" jest dowodem na to, że muzyka może być udziwniona i chwytliwa jednocześnie. Popowa i awangardowa. Krytycy niemal zgodnie uznają, że to najsłabsza pozycja z tzw. Trylogii Berlińskiej. Dla mnie, który zaczął słuchać Bowiego "w dwóch kierunkach" [czytaj artykuł >>] nie ma to żadnego znaczenia. Świetna pozycja, obowiązkowa dla wszystkich zainteresowanych muzyką przełomu dekad 70/80's, moja ocena to mocne [8/10].
Robert Marciniak
29.05.2024 r.