Recenzje

Zaobserwuj nas
WESPRZYJ NAS

Wyszukaj recenzję:

Bright Eyes - Digital Ash In A Digital Urn

Bright Eyes - Digital Ash In A Digital Urn
2005 Saddle Creek

1. Time Code    4:27
2. Gold Mine Gutted    3:56
3. Arc Of Time (Time Code)    3:54
4. Down In A Rabbit Hole    4:33
5. Take It Easy (Love Nothing)    3:20
6. Hit The Switch    4:46
7. I Believe In Symmetry    5:24
8. Devil In The Details    4:07
9. Ship In A Bottle    3:27
10. Light Pollution    3:17
11. Theme From Piñata    3:19
12. Easy/Lucky/Free    5:30

30 lat - tyle mniej więcej czasu dzieli protoplastów nurtu "Singer-Songwriters" od dziesiejszych przedstawicieli tego gatunku. Od kilku lat obserwujemy renesans tego, dość specyficznego, działu muzyki popularnej, który przed laty tworzyli tacy wykonawcy jak Bob Dylan, Leonard Cohen czy świętej pamięci Johnny Cash. Dziś, w kontekście niezależnej muzyki, w której alfą i omegą jest w zasadzie jedna osoba, jednym tchem wymieniane są takie nazwiska jak Sufjan Stevens, Tom Vek, Beck czy Conor Oberst. Ten ostatni, niezwykle płodny artysta, który rozpoczął swoją karierę w wieku 14 (sic!) lat, wydał w tym roku dwie płyty. "Digital Ash In A Digital Urn" jest jedną z nich.

Tak jak różni byli od siebie panowie Cohen, Cash i Dylan, tak widoczny jest dystans, który dzieli np. Veka, Stevensa i Obersta. Conor, ukrywający się pod szyldem Bright Eyes, dzięki "Digital Ash..." udowodnił, że jest najciekawszą postacią pod muzycznym względem z całej trójki. Tego typu styl nie może naturalnie obejść się bez nawiązań do tradycji. Słychać tu zatem sporo Dylana, Casha, wpływów muzyki country czy nawet Beatlesów (nawiązania do podobnych tradycji stały się zresztą ostatnio normą - vide nowe albumy Black Rebel Motorcycle Club czy Franz Ferdinand). Nie brakuje też jednak dźwięków elektronicznych ("Time Code") czy wręcz orkiestrowych ("Down In A Rabbit Hole"). Zróżnicowanie stylistyczne stawia Obersta półkę wyżej niż Sufjana Stevensa, którego "Illinois" jest oczywiście płytą genialną, ale tak jednostajną, że aż trudno ją wysłuchać w całości. Tu takiego problemu nie ma - niektóre fragmenty, takie jak "Light Polution", zahaczają wręcz o klimaty punkowe czy bliskie stylistyki R.E.M, a "Theme of Pinata" ma w sobie coś ze smutnego calypso. Jest to jednocześnie album bardzo trudny, ciężki w odbiorze, smutny i pełen wewnętrznej goryczy, która odbija się w niektórych tekstach. Dlatego opus magnum "Digital Ash..." są utwory "Arc of Time" i singlowy "Easy/Luckt/Free", które idealnie wpadają w ucho już przy pierwszym przesłuchaniu.

Umieszczenie "Easy/Lucky/Free" na sam koniec to posunięcie mistrzowskie. Piękna muzyka niesie ze sobą ogromną nadzieję na szczęście, która to nadzieja burzy całą nastrojową melancholię, która do tej pory przenikała przez dźwięki. Piękny fragment, nie pozostaje nic innego jak zakończyć następującym z niego pochodzącym cytatem: Wszyscy razem ku wieczności / Tylko nie płacz / Nikt nie jest tak szczęśliwy, tak prosty, tak wolny. [9/10]

Mateusz Rękawek
10.12.2005 r.