
Kate Bush - Hounds Of Love
1985 EMI
Hounds Of Love
1. Running Up That Hill (A Deal With God) 4:56
2. Hounds Of Love 3:01
3. The Big Sky 4:35
4. Mother Stands For Comfort 3:05
5. Cloudbusting 5:07
The Ninth Wave
6. And Dream Of Sheep 2:40
7. Under Ice 2:22
8. Waking The Witch 4:17
9. Watching You Without Me 4:06
10. Jig Of Life 4:03
11. Hello Earth 6:10
12. The Morning Fog 2:32
Nie jestem fanem Kate Bush i nigdy nie będę*. Tej niewątpliwej urody performerka, muza Tomka Beksińskiego, jest postacią ze świata muzycznego, który jest mi odległy, żeby nie powiedzieć obcy. Nie lubię, gdy muzyka jest skoncentrowana wokół głosu; chociaż sopran Bush ze swoimi mistycznymi naleciałościami jest godzien podziwu, do mojego serca profana nigdy nie dotarł. Z jednym wyjątkiem. Płytę "Hounds of Love", wydaną w szczytowym okresie lat 80., uważam za arcydzieło. Nie tylko ja; podobnego zdania jest jeden z największych guru współczesnej muzyki rozrywkowej, Steven Wilson. A renesans popularności, jaką zafundował Bush serial "Stranger Things", ma swój fundament właśnie tu: to ten album zawiera w sobie genialny kawałek, jakim jest „Running Up That Hill (A Deal With God)”, a który wypływa na światło dzienne nie po raz pierwszy. Przypomnę tylko, że wiele lat temu cover tego numeru nagrało Placebo, a ich interpretacja na stałe weszła do ich programu na żywo.
Bush od zawsze zgrabnie balansowała pomiędzy muzyką pop- a art-, czego "Hounds of Love" są chyba najwybitniejszym przykładem. Płyta wyraźnie dzieli się na pół: stronę A (w wersji winylowej oczywiście) wypełniają hity. Całość otwiera „Running…”, ale to nie jedyny przebój tu mieszkający – „The Big Sky”, tytułowe „Hounds of Love”, a nade wszystko „Cloudbusting” to wybitne numery i wielkie przeboje, które nic się nie zestarzały, ani nie utraciły ze swojej magii. Z kolei strona B to już sztuka – oniryczny, eksperymentalny kolaż dźwięków, słów, motywów, głosów – całkowite przeciwieństwo popowej strony A. Właśnie to jest sednem tego krążka – nie brzmi on jak typowy owoc muzyki lat 80., lecz płyta, która operuje ponad podziałami na dekady i style; podobnie jak "Boys and Girls" Bryana Ferry, nomen omen, wydane w tym samym roku. Wobec tych płyt nie działa zatem element vintage, ciekawego starocia; ich siłą jest nieprzemijająca świeżość, magnetyzm i miodność.
Wspomniana przeze mnie na początku koncentracja wokół głosu Bush, w przeciwieństwie do innych jej krążków, również nie ma tu zastosowania; towarzyszący jej w studiu zespół i orkiestra naprawdę dają do wiwatu. Zresztą Bush nie tylko śpiewa, ale także manipuluje przy syntezatorach, pianinie, a nade wszystko przy stole producenckim. To jej spełniony sen, w którym nie jest już pacynką w rękach studyjnych macherów, lecz niezależną artystką, której niebagatelny talent i konkretna wizja muzyki przeradza się w namacalną rzeczywistość. Przebojowości nadaje albumowi studyjne wsparcie Juliana Mendelsohna, tego który pomagał wielu gwiazdom lat 80., takim jak Pet Shop Boys, Level 42, Nik Kershaw, a który wspierał także Paula McCartneya w tamtym okresie. Innymi słowy, Hounds of Love to dzieło kompletne, którego siłę doceniono zarówno wtedy, jak i po wielu latach, po wielokroć. To niebagatelna muzyka, która zasłużyła na nieśmiertelność, nie tylko dzięki serialowi. [9/10]
Jakub Oślak
29.05.2023 r.
*Autor wyraża swoje poglądy na temat Kate Bush, które nie są zgodne z poglądami redaktora naczelnego Alternativepop.pl