Clan of Xymox - Breaking Point
2006 Pandaimonium/Vision Music
1. Weak In My Knees 5:09
2. Calling You Out 5:21
3. She's Dangerous 6:03
4. Eternally 4:01
5. We Never Learn 5:45
6. Be My Friend 6:38
7. Cynara 4:48
8. Pandora's Box 6:19
9. Under The Wire 5:44
10. What's Going On 4:59
No tak, kolejna płyta Clan of Xymox... Nie muszę chyba pisać, jak ważne dla polskiej publiczności były dwa pierwsze longplaye tego zespołu i jak przyjęto ich niczym rockowych bogów na Marchewce. Ronny wyznaczył sobie kilka lat temu muzyczną drogę, którą zdaje się konsekwentnie podążać. I o ile poprzednia płyta, „Farewell” była elektroniczno-dancefloorowym wykopem, który rozwiał w pył niesmak po kiepskim „Notes From The Underground”, tak na nowym albumie Moorings zdaje się powracać do brzmień znanych z „Creatures” czy nawet (olaboga!) nagrań, które dokonał pod szyldem Xymox - a to jak wiadomo zupełnie inny band był. O wiele więcej spokoju tu słyszę. Wiadomo, czterdziestka przekroczona, czas wskoczyć w ciepłe kapcie.
Nie to żeby było smętnie czy coś. Jest momentami kupa elektroniki (jak w otwierającym „Weak In My Knees”) i cała masa patosu, który zarówno Ronny i jak i fani Clanu lubią (niemalże sakralny „Be My Friend”, który urzeka fajnym wejściem na modłę „This World”, ale razi kompletnie błahą zwrotką). Ale poza tym jest masa kawałków spokojnych, wyważonych, jakby Ronny dawał sygnał, że czas nieco zluzować. Nie powiem, takie zluzowanie jest chwilami przyjemne (choćby w „Pandora’s Box”, który na pewno upodobają sobie fani klimatów „Medusy” czy w „We Never Learn”, który ma niemalże identyczną atmosferę jak „Consolation”), ale brakuje mi swego rodzaju brzmieniowej ascezy i skromności, która cechowała wspomnianą „Medusę”, jedną z najlepszych płyt lat 80. Tam tak niewiele dźwięków tworzyło tak wielkie tło, tu wszystko zdaje się być upchane na siłę. Momentami mam wrażenie, że pan Moorings korzystał z pomocy kilkudziesięciu klawiszowców, którzy zamiast ubarwiać zaśmiecali przestrzeń. Szkoda, ale wiadomo, że muzyka Clanu stała się lekko plastikowa właśnie przez ciąg Ronny’ego do dyskoteki i przez to, co robił w Xymox (choć nie można też powiedzieć, by tamten zespół nie nagrał dobrej płyty). Problemem jest też odgrywanie w kółko tych samych patentów. Wsłuchajmy się w główny motyw, przyjemnego skądinąd numeru, „She’s Dangerous”... Hmmmm... czy to nie ten sam temat, który wyśpiewuje chór w „Be My Friend”? Przy okazji słyszałem ten patent w co najmniej trzech innych piosenkach Clanów. Fajnie robi się przy dyskotekowym „Under The Wire”, który brzmi jak połączenie New Order z dark wavem, ale jeśli już jesteśmy przy klimatach electro, kompletnym nieporozumieniem są wstawki w, utrzymanym niemalże w tym samym tempie, „Under The Wire”. Miało wyjść a’la kompilacja Clanu z 4AD i Xymoxa z „Phoenix” a wyszło nie wiadomo co. Sieka jak fix. No i jakoś mało mi na tej płycie basu, więcej tej pani poproszę!
Zrozumiałem wszystko po jakimś szóstym przesłuchaniu. Kawałki są krótsze niż na „Farewell”, ale mniej melodyjne i trudniejsze do zapamiętania. Jest za dużo kombinowania, za dużo klawikordów i za dużo pomieszania z poplątaniem. Raz jest spokojnie, raz elektronicznie, raz mrocznie i w efekcie wszystko jakby gdzieś tam przelatuje. Ani się obejrzysz a już koniec płyty.
Nie to, że narzekam, mam jakiś dziwny sentyment do tej formacji, lubię przy nich kontemplować i tańczyć, lubię oglądać przebieranki Ronnyego i upajać się jaśniejszymi momentami jego kariery. Do sentymentu można też dodać to, że wierzę temu gościowi bez zająknięcia. Facet jest na tej scenie dłużej niż najstarsi górale pamiętają i słychać, że w stu procentach wierzy w to co robi. I dobrze, niech robi, i tak nie ma nikogo na horyzoncie, kto mógłby odebrać miejsce jego legendzie.
Mateusz Rękawek
17.06.2006 r.