Clinic - Do It!
2008 Domino
1. Memories 2:36
2. Tomorrow 3:29
3. The Witch (Made To Measure) 3:13
4. Free Not Free 3:02
5. Shopping Bag 2:19
6. Corpus Christi 3:09
7. Emotions 2:52
8. High Coin 3:06
9. Mary And Eddie 2:56
10. Winged Wheel 2:56
11. Coda 3:17
Clinic to zespół jedyny w swoim rodzaju. Jak do tej pory nikt nie zdecydował się na naśladowanie unikatowego stylu mieszkańców Liverpoolu, którzy od dziesięciu lat tworzą intrygującą mieszankę garażowego rocka z lat sześćdziesiątych (The Monks, The Seeds, The 13th Floor Elevators…) i… przeróżnych innych gatunków muzycznych. W ich muzyce krytycy doszukują się i The Velvet Underground, i Syda Barreta, i The Bad Seeds… wszystko to podlane dużą ilością syntezatorów, melodiki, harmonijek… Do tego dochodzi zupełnie nietypowy (porównać go można chyba tylko do Jonsiego Birgissona, ale takie porównanie wygląda dość dziwacznie, prawda?), wydobywający się jakby zza zaciśniętych zębów, głos Ade’a Blackburna. Głosem tym śpiewa teksty, których momentami nawet jego rodacy nie są w stanie zrozumieć. Niekiedy po prostu dlatego, że zwyczajnie nic nie znaczą, vide "The Secondo Line". Jeśli coś znaczą, są najczęściej dość ponure, w klimacie, który najlepiej określa angielskie słówko „creepy”.
To, że nikt nie próbował ich jeszcze podrobić, daje panom duże pole do popisu, z czego skrupulatnie korzystają. Podrabiają się sami. Każda ich kolejna płyta to wariacja na ten sam temat, wykorzystanie tych samych chwytów – intensywnych gitarowych riffów przeplatanych melodyką, klawiszami czy wibrafonem. Nie inaczej jest z najnowszym dziełem, zatytułowanym "Do It!". Już w początkowym "Memories" około 1:30 słyszymy melodię żywcem wyjętą z "Anne". Płyta "Winchester Cathedral" przychodzi zresztą na myśl niemal po każdym kawałku. Chociaż energiczne, mocne, gitarowe "Shopping Bag" przypomina bardziej czasy "Internal Wrangler" i klimaty typu "D.P."
Nie jest tak, że na tym albumie nie znajdziemy nic nowego. Nie jest to ten sam album w innym opakowaniu, ani nawet skrawki różnych poprzednich albumów poklejone na nowo. Clinic mają strategię przemyślaną i za każdym razem wykorzystują swoje sztandarowe motywy inaczej. Tym razem nie poszli zbyt daleko - jak do tej pory nieco większa zmiana udała im się chyba tylko na "Visitations" - ale subtelne różnice słychać i osłuchany z twórczością Brytyjczyków fan odróżni brzmienie "Do It!" od reszty. Nie da się jednak ukryć, że trzeba to lubić i to lubić dość mocno, żeby się nie znużyć tym mega soundtrackiem, jaki tworzy dyskografia Clinic.
Na nowym albumie żadna ścieżka nie przekracza trzech minut, co jest również charakterystyczną cechą kompozycji zespołu. Są tu kawałki energiczne i okołoballadowe (wspomniany "Shopping Bag" kontra "Emotions", które kontynuuje tradycje różnych "Goodnigt Georgie’ów"). Nie brakuje niczego. Po kompilacji b-side’ów "Funf", która brzmiała jak zbiór odrzutów – typowy clinicowy album, tylko o wiele gorszy od reszty – mamy album, który brzmi tak, jak powinna kompilacja b-side’ów. Gdyby tak brzmiały b-side’y zespołu, byłoby czym się pochwalić. Jako piąty album Clinic "Do It!" jest w porządku. W uszach zostają niewątpliwie bardzo chwytliwe "Corpus Christi" i "The Witch (Made to Measure)". Reszta jest gratką dla fanów. Ja do nich należę i potrafię panom wiele wybaczyć, zwłaszcza, że kopiują samych siebie zgrabnie i momentami nawet dość zajmująco. Ze swoją niezwykłością i unikatowością na wiele mogą sobie pozwolić. Pytanie tylko, jak długo.
Mała Mo
23.05.2008 r.