Recenzje

Zaobserwuj nas

Wyszukaj recenzję:

Einstürzende Neubauten - The Jewels

Einstürzende Neubauten - The Jewels
2008 Potomak

1. Ich Komme Davon    2:35
2. Mei Ro    2:04
3. 26 Riesen    3:29
4. Hawcubite    1:30
5. Die Libellen    1:44
6. Jeder Satz Mit Ihr Hallt Nach    3:46
7. Epharisto    2:23
8. Robert Fuzzo    2:38
9. Magyar Energia    3:02
10. Vicky    1:44
11. Ansonsten Dostojevsky    3:00
12. Die Ebenen (Werden Nicht Vermischt)    6:27
13. Am I Only Jesus?    3:30
14. Bleib    3:23
15. I Kissed Glenn Gould    2:45
Video        Acht Lösungen-v2    40:50

Do napisania tego tekstu zakasałam (i przysłowiowe, i rzeczywiste) rękawy. Einstürzende Neubauten – pod tą do bólu niemiecko brzmiącą nazwą kryje się grupa, której - co by nie mówić – autorytet jako legendy awangrdy/industrialu zdaje się być niezaprzeczalny. Istnieją na scenie od prawie trzydziestu lat, zjeździli cały świat, poza jedenastoma regularnymi albumami studyjnymi mają na koncie niezliczoną liczbę Epek i projektów pobocznych. Po drodze muzycznie ewoluowali, wypracowując swoje rozpoznawalne brzmienie i choć mają po prawie pięćdziesiąt lat na karku, a twarze i postury już nie takie, jak na pierwszych koncertach w zachodnim Berlinie, wciąż mają w sobie te pokłady niewyczerpanej świeżości. W poszukiwaniu nowych rozwiązań nigdy nie poszli na łatwiznę. Nigdy nie wzbudzali tanich kontrowersji, co po takim czasie z prostego powodu zwanego „artystycznym wypaleniem się” mogłoby im przecież grozić. I kto zaprzeczy, że to wszystko to nie fenomen?

„The Jewels” to płyta nietypowa, bo stanowiąca zbiór utworów udostępnianych przez zespół w internecie tzw. „supporterom” - czyli „tym wtajemniczonym”, którzy przyczyniali się finansowo do wydania szeregu albumów w zamian za gadżety (domeny na neubauten.org, płyty). Choć umieszczane w sieci od dwóch lat, zebrane w jeden album brzmią niebywale spójnie. Jest tu jednak wyczuwalna pewna sprzeczność. Z jednej strony, jeśli o brzmienie chodzi - jesteśmy w domu, co do przyjętej formy zaś – mamy do czynienia z czymś nietypowym dla EN, których eksperymentalne, industrialne podróże po opuszczonych fabrykach i symfonie na wiertarki i rury wydechowe przybierały często rozmiary monumentalne, trwając pompatycznie przez, bagatela, szesnaście minut. Setki pomysłów, wydobywanie dźwięków ze wszystkiego, co pozornie z muzyką nie ma nic wspólnego, a jednocześnie oscylowanie w klimatach bardzo melodyjnych, do których Blixa z zespołem przekonał nas kilkoma ostatnimi albumami, a wszystko to w trwających często mniej niż dwie minuty miniaturach! Takie są właśnie „klejnoty”: niebywale eleganckie i zgrabne.
 
Co zaś tyczy się eksperymentalnych instrumentów, jakich i w studio, i na scenie używają Blixa z kolegami - napisano już o nich chyba wszystko. Od wyświechtanej anegdoty o ich pierwszej perkusji – śmietnikach zaczyna się chyba każda z ich biografii, a wspomnieniem wibratora użytego do gry na gitarze kończą się niemalże dosłownie wszystkie relacje z ich kwietniowego koncertu w Warszawie. A mimo to spektrum używanych materiałów wytwarzających szelesty, szumy, stukanie, wiercenie i chrobotanie wciąż jest imponująco szerokie. Zajrzyjmy do książeczki - każdy z utworów, poza dokumentacją instrumentów tradycyjnych, opatrzony jest skrupulatnym spisem studyjnego inwentarza: klucze, miotła, miniaturowa chińska fontanna z płynącą wodą, butelki... i tak dalej. A do tego rewelacyjnie dobrane teksty – senne wizje, dadaistyczne hasła, abstrakcyjne pojęcia, porównania, skojarzenia. Brzmi przytłaczająco? Tylko w teorii, bo w praktyce to słowa wyważone, niespiesznie recytowane monologi albo frazy, które nadają niektórym utworom tempa albo charakteru mantry.
 
Na domiar szczęścia dorzućmy do tego wydanie w formie wymarzonej dla fanów – z treściwą książeczką, tekstami (również przetłumaczonymi na angielski), opisem koncepcji albumu i filmikiem, który pokazuje zabawę w skojarzenia, w którą grali członkowie zespołu przy tworzeniu piosenek, losując karty z wolnymi hasłami dotyczącymi różnych pojęć i obiektów. Na ile sposobów można połączyć ze sobą „tam i z powrotem” z „totalitaryzmem” lub „jednym słowem”? „Trzy instrumenty" ze „zwierzęciem"? Blixa z kolegami to wiedzą. My możemy sobie tak gdybać w nieskończoność albo po prostu posłuchać. Piękności! [8.5/10]

Zosia Sucharska
31.05.2008 r.