Recenzje

Zaobserwuj nas

Wyszukaj recenzję:

Costello, Elvis - Live with The Metropole Orkest - My Flame Burns Blue

Elvis Costello - Live with The Metropole Orkest - My Flame Burns Blue
2006 Deutche Grammophon

CD 1

1. Hora Decubitus    5:46
2. Favourite Hour    3:58
3. That's How You Got Killed Before    4:14
4. Upon A Veil Of Midnight Blue    5:12
5. Clubland    4:52
6. Almost Blue    5:51
7. Speak Darkly My Angel    3:59
8. Almost Ideal Eyes    4:16
9. Can You Be True?    3:57
10. Put Away Forbidden Playthings    4:22
11. Episode Of Blonde    6:09
12. My Flame Burns Blue (Blood Count)    5:14
13. Watching The Detectives    5:24
14. God Give Me Strength    6:56

CD 2  "Il Sogno" Suite    

1. Prelude    0:46
2. Overture    1:19
3. Puck 1    2:20
4. The Court    2:28
5. Workers' Playtime    2:11
6. Oberon And Titania    4:15
7. The Conspiracy Of Oberon And Puck    1:08
8. Puck 2    1:50
9. The Identity Parade    4:42
10. The Face Of Bottom    2:49
11. The Spark Of Love    4:24
12. Tormentress    1:41
13. Oberon Humbled    3:40
14. Twisted - Entangled    2:39
15. The Fairy And The Ass    1:33
16. Sleep    2:51
17. The Play    1:30
18. The Wedding    4:17

Pamiętacie jeden z odcinków „Zwariowanych Melodii”, w którym trzy świnki grające jazz w tradycyjnym, big-bandowym składzie, nie chciały przyjąć do zespołu niemiłosiernie fałszującego wilka? Ta płyta brzmi jak motyw przewodni tej kreskówki. Szanowni Panowie i Panie, przed wami Elvis Costello.

Ten, jeden z najbardziej ukochanych przez Amerykanów, angielski muzyk zasłynął przed laty jako twórca dwóch nowofalowych gigantów – „My Aim Is True” i „This Year’s Model”. Obie płyty przyniosły Elvisowi ogromną popularność, głównie we wspomnianych Stanach i głównie dzięki hitom „Alison” i „Less Than Zero”. Do pewnego czasu pozostawało zagadką, dlaczego właśnie w kraju McDonalds’a i plastikowej papki wybuchł taki boom na tego niepozornego okularnika. Jednak tajemnica zostanie rozwiązana po kilku taktach „My Flame Burns Blue”, płyty koncertowej, nagranej na North Sea Jazz Festival, na której Elvisowi towarzyszy Metropole Orkest pod batutą Vince’a Mendozy.

Na początku nie podszedłem do tego krążka poważnie – ot, kolejna płytka rockowego indywidualisty, pewnie nic ciekawego. Jednak po przesłuchaniu całości musiałem zbierać szczękę z podłogi. Co tu się dzieje! Nie jest to ani rock, ani punk, żadna nowa fala czy pop. Elvis zaprasza nas bowiem w podróż wehikułem czasu do pierwszej połowy XX wieku. Wiecie, Nowy Orlean, czasy filmu noir lub musicali z Gene’m Kelly w technikolorze. Czasy, kiedy wytwórnie, takie jak Blue Note, były gigantami, mężczyźni byli szlachetni i szarmanccy a kobiety bezbronne, delikatne i szalenie eleganckie. Muzycznie jest tu wszystko, co w szerokim, musicalowym gatunku można znaleźć - no bo całość brzmi właśnie jak broadway’owski musical lub podkład do wspomnianej kreskówki - jazz („That’s How You Got Killed Before”), ballady a’la Frank Sinatra (niemalże filmowa „Favourite Hour”, genialne skrzypce w „Speak Darkly, My Angel”, „Upon A Veil of Midnight Blue”), czy bossanovy (fenomenalny „Clubland” czy lekko zahaczający o folk „Almost Ideal Eyes”). 

We wszystkim jest klimat gorącego, sierpniowego wieczoru i zimnego martini. Nie mogłoby zabraknąć oczywiście wielkiego przeboju Costello – „Watching The Detectives” – tym razem w czysto jazzowo-bigbandowej aranżacji. Tym bardziej zadziwiające, że to pierwotnie piosenka brzmiąca, jak nowofalowe reggae! Całość materiału jest bardzo sprytnie ułożona – po szybkim, dynamicznym utworze, następuje wolny wyciskacz łez, ale żaden z nich nic a nic nie trąci tandetą. Nie można zapomnieć o znakomitym początku – „Hora Decubitis” jest jak jedna wielka jazzowa improwizacja, w której cały big band (fortepian, trąbki, saksofon, kontrabas i bębny, czasem smyczki) daje z siebie wszystko. A na koniec do głosu dochodzi gitara Costello i robi się niemalże bluesowo.

Ta płyta jest naprawdę wielką niespodzianką. Wszechstronność tego faceta jest wręcz nieprawdopodobna – przecież całkiem niedawno widziałem go szalejącego na scenie w coverze „London Calling” The Clash. Tymczasem sam zainteresowany powiedział: „Ta płyta to zwieńczenie tego, co robiłem przez ostatnie dziesięć lat, oczywiście, kiedy nie miałem gitary w ręku”. Jeśli mają powstawać takie rzeczy, to możesz pan powiesić gitarę na kołku panie Costello. A Rod Stewart, który sprzedaje ostatnio miliony swoich „Great American Songbook” w podobnym klimacie, może Ci czyścić buty. Za cienki Bolek jest i tyle. 

Na drugim krążku znajdziemy 45-minutową suitę "Il Sogno", pierwsze orkiestrowe dzieło (balet) Elvisa Costello inspirowane „Snem Nocy Letniej” Shakespeare’a. Jakieś pytania? [9.5/10]

Mateusz Rękawek
14.02.2006 r.