
Chris de Burgh - Into The Light
1986 A&M Records
1. Last Night 6:09
2. Fire On The Water 4:31
3. The Ballroom Of Romance 4:27
4. The Lady In Red 4:16
5. Say Goodbye To It All 5:26
6. The Spirit Of Man 4:42
7. Fatal Hesitation 4:17
8. One Word (Straight To The Heart) 4:33
9. For Rosanna 3:39
10. The Leader 2:17
11. The Vision 3:13
12. What About Me? 3:07
Gdy Chris De Burgh dostał się w 1982 roku pod skrzydła producenta Ruperta Hine'a, ten odmienił jego muzykę na tyle, że pozwoliło to temu irlandzko-brytyjskiemu artyście urodzonemu w Argentynie odnieść międzynarodowy sukces. Chris De Burgh wydał od 1974 roku pięć płyt studyjnych utrzymanych w konwencji tradycyjnego, piosenkowego rocka, ale dopiero szósty album "The Getaway" (1982) spowodował, że De Burgh znalazł się na listach przebojów w Wielkiej Brytanii i USA. Wcześniej zauważony został w krajach Ameryki Południowej i Europie kontynentalnej. "The Getaway" rozszerzył bazę odbiorców twórczości De Bugha. Album był nowocześniej wyprodukowany, dostosowując się do otoczenia, w którym królowały syntezatory. Rupert Hine nie tylko produkował muzykę na płycie, ale także włączył się w sam proces jej nagrywania odpowiadając za programowanie i obsługę syntezatorów. Przebojem stał się utwór "Don’t Pay The Ferryman", który dotarł do 5. miejsca australijskiej listy przebojów, top 50 UK Singles Charts i top 40 amerykańskiego Billboardu oraz był wysoko notowany w innych krajach. Kolejny album "Man on the Line" (1984) był kontynuacją tej stylistyki. Płyta była moim pierwszym kontaktem z Chrisem De Burghiem. Gdy usłyszałem utwór "High on Emotion" byłem zachwycony. To był jeden z moich ulubionych utworów w 1984 roku. Do dzisiaj mam ciarki, gdy słyszę jego chwytliwy refren i mocarne przejścia. Album "Man on the Line" jeszcze bardziej zbliżył De Burgha do mainstreamu. Wprawdzie wspomniany singiel "High on Emotion" nie przebił osiągnięć komercyjnych "Don’t Pay The Ferryman", ale sam album sprzedawał się lepiej niż "The Getaway" ocierając się o top 10 najlepiej sprzedających się albumów w Wielkiej Brytanii. Na płycie De Burgha wystąpili też gościnnie, będący wówczas u szczytu swojej popularności, Howard Jones i Tina Turner. Tina zaśpiewała w jednym z nagrań a Howard zagrał partię fortepianową w innym utworze. Prawdziwy sukces przyszedł jednak dopiero wraz z następnym albumem "Into The Light".
Kołem zamachowym płyty "Into The Light" okazała się ckliwa ballada "The Lady In Red", która podkład rytmiczny zawdzięcza automatowi perkusyjnemu Roland TR-808. Singiel "The Lady In Red" wprowadził Chrisa De Burgha do pierwszej ligi popkultury zapewniając mu międzynarodowy sukces. Utwór dotarł na szczyt listy najlepiej sprzedających się singli w Wielkiej Brytanii, a także w kilku innych krajach (Norwegia, Kanada, Irlandia). Nagranie znalazło się również na czele polskiej Listy Przebojów Programu Trzeciego. W pozostałych krajach również było w czołówce (3. miejsce amerykańskiego Billboardu, 5. miejsce w Niemczech, 4. w Holandii, 5. w Australii). Od tej chwili "The Lady In Red" stał się najbardziej rozpoznawalnym nagraniem De Burgha a także jednym z bardziej znanych przebojów lat 80. To co zapewniło artyście sukces, stało się jednocześnie jego przekleństwem. Z czasem utwór był wybierany przez branżę muzyczną w różnych zestawieniach jako najbardziej denerwujący i znienawidzony przebój lat 80. Nie mogę przyłączyć się do tych narzekań, bo mnie nagranie "The Lady In Red" zawsze podobało się i uważałem je za bardzo sympatyczne. W dodatku, dzięki użytemu automatowi Roland TR-808, utwór był mi bliski stylistycznie. W latach 80. podświadomie zwracałem uwagę przede wszystkim na muzykę, w której słychać było soczyste syntezatory i mechaniczny bit automatu perkusyjnego. Choć nie obojętna była mi również muzyka rockowa, to właśnie te elektroniczne brzmienia należały do moich ulubionych. "The Lady In Red", mimo balladowej słodkości, zawierał ten mechaniczny element, co z miejsca w moich oczach powodowało, że stawał się utworem akceptowalnym i lubianym. Płyta "Into The Light" to jednak nie tylko hit "The Lady In Red".
Album "Into The Light" był nagrywany już bez Ruperta Hine'a, ale pojawia się na nim gwiazdorska obsada muzyków sesyjnych. Na basie gra m.in. Pino Palladino, ale także John Giblin, były członek Simple Minds. Na gitarze, De Burgha wspiera Phil Palmer pracujący m.in. dla Erica Claptona czy Dire Straits. Wśród klawiszowców jest Andrew John Richards, którego słyszymy również w takich hitach lat 80. jak: "Relax" Frankie Goes To Hollywood, czy "Careless Whisper" George'a Michaela. Na saksofonie gra m.in. Gary Barnacle, dzisiaj członek Cutting Crew. Ten skład zaowocował na "Into The Light" muzyką bogato zaaranżowaną, która jednocześnie musiała przypaść do gustu miłośnikom plastikowych brzmień lat 80., bo na płycie dominuje taka właśnie stylistyka. Udział wybitnych instrumentalistów gwarantował, że mimo wszystko nie zrazi to przeciwników brzmień syntetycznych. Na płycie słyszymy przecież brawurowe partie saksofonowe ("The Ballroom Of Romance", "Fatal Hesitation"), są tez popisowe sola gitarowe ("Say Goodbye To It All", "The Vision", "What About Me?"), nagrania, w których zwraca uwagę pulsujący bas ("The Spirit Of Man"), a także piękne przestrzenne partie klawiszowe ("One Word (Straight To The Heart)"). Mamy też akustyczną, subtelną balladę dedykowaną narodzonej właśnie córce "For Rosanna", która w przyszłości wygra konkurs Miss World. Na koniec jest też coś w rodzaju suity, składającej się z połączonych "The Leade"/"The Vision"/"What About Me?", która w prawdziwie dramaturgiczny sposób zamyka płytę.
Od chwili, gdy usłyszałem "High on Emotion" bardzo polubiłem Chrisa De Burgha i śledziłem jego dalsze losy. "Into The Light" była jedną z moich ulubionych płyt 1986 roku i do dzisiaj mam do niej sentyment. Nie przekreśliły go powszechne narzekania na hit "The Lady In Red", który lubię. Poza moją subiektywną oceną, nie można zarzucić De Burghowi tego, że nagrał słabą płytę. "Into The Light" to kawał solidnego, inteligentnego pop rocka z większymi ambicjami, osadzonego w ejtisowej estetyce. Moim zdaniem płyta do dzisiaj broni się i zachęcam do przypomnienia sobie jej tym, którzy jej dawno nie słuchali, albo do wysłuchania przez tych, którzy nie mieli okazji poznać "Into The Light". U mnie ocena: [8.5/10]
Andrzej Korasiewicz
26.10.2025 r.