
Paul Simon - Graceland
1986 Warner Bros Records
1. The Boy In The Bubble 3:59
2. Graceland 4:48
3. I Know What I Know 3:13
4. Gumboots 2:42
5. Diamonds On The Soles Of Her Shoes 5:34
6. You Can Call Me Al 4:39
7. Under African Skies 3:34
8. Homeless 3:45
9. Crazy Love, Vol. II 4:17
10. That Was Your Mother 2:51
11. All Around The World Or The Myth Of Fingerprints 3:15
Muzyka z Afryki stała się w latach 80. modna. Rytmy afrykańskie już wcześniej wzbudzały zainteresowanie, ale w latach 80. zaczęły przebijać się zarówno do muzyki rockowej, jak i popowego mainstreamu. Już początek dekady rozpoczął się mocnym uderzeniem w postaci płyty Talking Heads "Remain in Light" (1980). Brian Eno i David Byrne uczynili na niej afrykańskie brzmienia ważnym elementem składowym tej nowofalowej przecież formacji. Później nagrali jeszcze razem płytę poza Talking Heads. Afrykańskimi rytmami interesował się również Peter Gabriel, który okraszał nimi swoje nagrania. W końcu zaprosił do współpracy senegalskiego artystę Youssou N'Doura. Na pewno zainteresowanie Afryką wzmógł też koncert Live Aid. Nawet niestrudzony były menadżer Sex Pistols Malcolm McLaren poczuł powiew ducha czasu i nagrał w 1983 roku płytę "Duck Rock", która łączy w sobie wiele elementów "czarnej" muzyki, w tym tej z Afryki Południowej. W jej nagraniu uczestniczyli południowoafrykańscy muzycy z Boyoyo Boys, których do współpracy zaprosił później, choć bez związku z McLarenem, Paul Simon. Moda na Afrykę spowodowała zainteresowanie afrykańskimi muzykami przez majorsów, co zaowocowało wylansowaniem gwinejskiego artysty Mory Kanté, który w 1987 miał międzynarodowy hit „Yé ké yé ké”. W ten nurt wpisał się też Paul Simon, który w 1986 roku nagrał album "Graceland".
Przyznam, że afrykańskie rytmy były mi w latach 80. obce. Lubiłem Petera Gabriela, ale niekoniecznie przekonywała mnie jego współpraca z Youssou N'Dourem. Talking Heads nigdy szczególnie do mnie nie przemawiał. Wolałem "new romantic" i polski rock w stylu Maanamu i Republiki. To był wówczas mój świat muzyczny. Od połowy lat 80. śledziłem jednak na bieżąco wszystkie ważniejsze wydawnictwa muzyczne, które docierały do nas za Żelazną Kurtynę. Album "Graceland" zrobił w 1986 roku wielki szum w polskim eterze i rachitycznej prasie muzycznej. Zbierał świetne recenzje i zachwyty polskich prezenterów i dziennikarzy muzycznych. Akurat nie takich jednak, którzy liczyli się wtedy dla mnie. Zachwyty nad albumem "Graceland" przyjmowałem więc ze sporym dystansem, choć muzykę Paula Simona oczywiście przesłuchałem. Nie był to jednak typ "mojej" muzyki. Mimo odmienności stylistycznej od moich ówczesnych gustów nie odrzucałem jej całkowicie. Na pewno podobał mi się singlowy utwór "You Can Call Me Al" a także dwa numery otwierające album: "The Boy In The Bubble" i tytułowy "Graceland". Dalsza część płyty już nie wzbudziła mojego większego zainteresowania. Za dużo było w niej "afrykańskości", którą uważałem za coś "obciachowego", "dziwnego" albo wręcz "śmieszcznego". Z czasem moja tolerancja na takie dźwięki wzrosła. Talking Heads dzisiaj szanuję a "Graceland" słucham z przyjemnością. Nadal nie jest to jednak moja ulubiona stylistyka.
Do płyty "Graceland" dawno nie wracałem. Być może nawet ostatni raz słuchałem jej w latach 80. po premierze. Przypomniałem sobie o niej mniej więcej tydzień temu i od tego czasu słucham jej niemal na okrągło. Nadal pozostaje u mnie pewien dystans do takich brzmień, ale najwyraźniej przez te wszystkie lata otworzyła się u mnie jakaś klapka, która spowodowała większą akceptację dla "afrykańskości". Podejrzewam, że może to wynikać przede wszystkim z tego, że mniej więcej od lat 90. słucham również jazzu. A przecież jazz ma w sobie bardzo duży komponent afrykański.
Paul Simon przed nagraniem "Graceland" był na swoistym zakręcie życiowym. Rozpadło się jego małżeństwo z Carrie Fisher, pogorszeniu uległy też relacje z Artem Garfunkelem, jego partnerem muzycznym, z którym odniósł w latach 60. sukces jako Simon and Gurfunkel. W dodatku jego ostatnie płyty solowe okazały się klapą komercyjną. Simon znalazł się w trudnym położeniu i potrzebował jakiegoś "pozytywnego kopa". Ten przyszedł trochę przypadkowo, gdy artysta zgodził się wyprodukować album młodej piosenkarki Heidi Berg a ta przysłała mu do przesłuchania kasetę z muzyką południowoafrykańską w stylu tzw. mbaqanga. Wokalistka chciała nagrać płytę w podobnym duchu. Jak się okazało było to brzemienne w skutkach przede wszystkim dla Paula Simona, którego tak zafascynowała afrykańska twórczość, że postanowił pojechać do RPA i nagrać w tym stylu muzykę korzystając z pomocy tamtejszych twórców. Ten krok był bardzo ryzykowny, bo wówczas RPA podlegała bojkotowi ze względu na panujący tam system apartheidu. Mimo że Paul Simon zamierzał współpracować jedynie z muzykami czarnoskórymi, bez pośrednictwa rządu RPA i tak spotkał się później z krytyką z powodu złamania kulturalnego bojkotu. Czarnoskóre organizacje działające w RPA jeszcze na początku lat 90., już po zniesieniu apartheidu, groziły Simonowi śmiercią. Na szczęście do tak drastycznych sytuacji nie doszło a artyście opłaciło się podjęcie decyzji o wyjeździe do RPA i nagrywaniu z lokalnymi muzykami płyty "Graceland". Okazała się ona wielkim sukcesem zarówno artystycznym, jak i komercyjnym.
W lutym 1985 roku Simon poleciał do Johannesbura. Tam wynajął studio i zgromadził afrykańskich twórców, których muzyka wcześniej zafascynowała Simona: Lulu Masilelę, Tao Ea Matsekhę, generała MD Shirindę, Gaza Sisters i Boyoyo Boys Band. Sesje nagraniowe zaowocowały nagraniem materiału, który następnie wykorzystano na płycie "Graceland". Po kilku tygodniach Simon wrócił do Nowego Jorku i tam pracował dalej nad płytą. Już w Nowym Jorku powstały utwory "You Can Call Me Al" i "Under African Skies". Simon rozszerzył również brzmienie albumu o elementy kreolskiej stylistyki zydeco zapraszając do nagrania utworu "That Was Your Mother" zespół Good Rockin' Dopsie and the Twisters. Nagranie „All Around the World or The Myth of Fingerprints” to z kolei inspiracja meksykańsko-amerykańską formacją Los Lobos, która zresztą oskarżyła później Simona o wykorzystanie swojej muzyki w sposób, który nie był uzgodniony z zespołem. W efekcie powstała płyta, która łączy wiele wpływów, ale ma wiodący element afrykański. Choć wydaje się, że na "Graceland" dominują brzmienia tradycyjne i organiczne, to Paul Simon wykorzystał tutaj również nową technologię w postaci Synclaviera, czyli syntezatora z funkcją samplera. Jak sam stwierdził, gdyby nie możliwości Synclaviera nie byłby w stanie uzyskać na płycie pożądanego brzmienia.
Płytę rozpoczyna dźwięk akordeonu grany w "The Boy In The Bubble" przez afrykańskiego akordeonistę Forere Motloheloa z formacji Tau Ea Matsekha. Choć na "Graceland" jest przede wszystkim muzyka radosna i energetyczna, to akurat początek płyty zawiera pewne elementy melancholii. Na syntezatorze gitarowym w "The Boy In The Bubble" gra Adrian Belew. W utworze tytułowym "Graceland" słychać południowoafrykańskich muzyków: basistę Bakithi Kumalo i gitarzystę Ray Phiri. Obaj przewijają się zresztą również w innych utworach. Tytuł "Graceland" nawiązuje do posiadłości Elvisa Presleya, która według Simona ma symbolizować jego powrót do korzeni i odnowę muzyczną artysty. W warstwie lirycznej tego nagrania znajduje się też odwołanie do rozstania z Carrie Fisher, które Simon wówczas przeżywał. Do nagrania Simon zaprosił też The Everly Brothers. Prawdziwie afrykańskie, radosne rytmy i śpiewy słyszymy dopiero w trzecim utworze "I Know What I Know", który wprost opiera się na muzyce z albumu generała MD Shirindy i Gaza Sisters. Sami muzycy zresztą śpiewają tutaj razem z Simonem. Właśnie w tym nagraniu oraz następnym użyty został Synclavier. W czwartym "Gumboots" znowu słyszymy dźwięk akordeonu, tym razem jednak w wykonaniu Jonhjon Mkhalali z The Boyoyo Boys. To ten utwór zafascynował Simona na kasecie, którą otrzymał w 1984 roku. „Gumboots” jest oparty na radosnym, szybkim rytmie z wiodącym akordeonem w tle, wzbogaconym także partią saksofonu wykonywaną przez muzyków The Boyoyo Boys. "Diamonds On The Soles Of Her Shoes" rozpoczyna się śpiewem chóru afrykańskiego Ladysmith Black Mambazo. Dopiero po minucie wchodzą delikatne akordy gitary a następnie potoczyste perkusjonalia Assane Thiam, Babacar Faye i Youssou N'doura. Słychać tutaj również trąbkę Earla Gardnera, robotę robi też bas Baghiti Khumalo. Kompozycja pięknie płynie mogąc przywoływać radosną, ale subtelną wizję afrykańskiej sawanny.
"You Can Call Me Al" to najbardziej rozpoznawalny, chwytliwy, singlowy fragment "Graceland". Słychać tutaj charakterystyczny motyw grany na syntezatorze gitarowym przez Adriana Belewa, urozmaicony solem na flecie. Choć w kompozycji pobrzmiewają afrykańskie klimaty, to w większości utwór nagrany został przez muzyków amerykańskich. Podobnie jest z następnym "Under African Skies". Oba zostały nagrane już w Nowym Jorku. Do zaśpiewania drugiego głosu w "Under African Skies" Simon zaprosił Lindę Ronstadt. Nagranie ma charakter bardziej nostalgiczny i refleksyjny. W "Homeless" ponownie słyszymy afrykański chór Ladysmith Black Mambazo, któremu Simon powierza wykonanie nagrania w całości. Kolejny utwór "Crazy Love, Vol II" rozpoczyna się rytmicznie, jednak najbardziej charakterystycznym jego elementem jest delikatna gitara Raya Phiriego z południowoafrykańskiej grupy Stimela. Dynamizm i energia powracają ze zdwojoną mocą w "That Was Your Mother", w którym słychać brawurową partię saksofonu Johnny Hoyta, ale przede wszystkim przez cały utwór przewija się akordeon, na którym gra Alton Rubin (Dopsie). Świetny jest też szybki rytm wybijany przez perkusję, a cały utwór to współpraca Simona z kreolską formacją Rubina grającą w stylu zydeco Rocking Dopsie & The Cajun Twisters. Płytę kończy kontrowersyjny utwór "All Around The World Or The Myth Of Fingerprints", który według Los Lobos został wykorzystany przez Simona nie do końca w zgodzie z intencją zespołu.
"Graceland" był wielkim sukcesem komercyjnym Paula Simona, zbierał również powszechne pochwały krytyki muzycznej. A jednak płyta ma swoje kontrowersje. Pomysł na sięgnięcie po muzykę afrykańską nie był już wtedy oryginalny. Poza tym połowa płyty to twórczość samych artystów afrykańskich zaaranżowana i wykonana przez Paula Simona z towarzyszeniem tychże muzyków. "Graceland" był zatem rodzajem promocji muzyki afrykańskiej, ale jeśli chodzi o twórczość samego Paula Simona to w dużym stopniu świecił światłem odbitym. Do tego dochodzą jeszcze wspomniane kontrowersje związane z utworem Los Lobos, który zdaniem muzyków zespołu został przez Paula Simona ukradziony. Podobne oskarżenia padły ze strony Altona Jay Rubina dotyczące utworu "That Was Your Mother". Choć artysta wystąpił w nim, to uważał, że sama kompozycja jest podobna do jego nagrania "My Baby, She's Gone". To pokazuje, że Paul Simon rzeczywiście był wtedy w kryzysie twórczym. Mimo wszystko "Graceland" należy uznać za jego przełamanie. Płyty nie można przecież sprowadzić do tego, że większość kompozycji została przez Simona "pożyczona" od innych. "Graceland" jest płytą Simona, to jego koncepcja, która nie wyniknęła z wyrachowania. Paul Simon naprawdę zachwycił się twórczością południowoafrykańskich muzyków. Gdy Simon podjął tę inspirację nie wiedział do czego ona go doprowadzi. Nie miał wtedy wsparcia wytwórni płytowej, która uważała jego pomysł na wyjazd do RPA i nagrywanie płyty z tamtejszymi muzykami za chybiony. Simon nie przejmował się też opinią publiczną, która krytycznie przyjmowała wyjazd do bojkotowanego kraju. Mimo tych wszystkich przeszkód Paul Simon podjął ryzyko i wygrał. Powstała płyta oparta na jego pomyśle, przez niego ułożona i wyprodukowana.
"Graceland" to świetna, optymistyczna i radosna muzyka, która potrafi rozjaśnić nawet najciemniejszy dzień. To muzyka afrykańska w wersji pop i dla laików. Dla takich, którzy na co dzień nie słuchają afro beatu, ale przecież dla pozostałych, tych bardziej "ambitnych" też nie jest zakazana :). Mija prawie czterdzieści lat od wydania "Graceland" a muzyka, która znajduje się na niej nadal potrafi porwać. To najlepszy znak jakości tego albumu. Według mnie: [10/10]
Andrzej Korasiewicz
01.11.2025 r.