Depeche Mode - Black Celebration
1986 - Mute
1. Black Celebration
2. Fly On The Windscreen-Final
3. A Question Of Lust
4. Sometimes
5. It Doesn't Matter Twon
6. A Question Of Time
7. Stripped
8. Here Is The House
9. World Full Of Nothing
10. Dressed In Black
11. New Dress
[Czytaj też recenzję z 2024 r. >>]
"Black Celebration" to płyta szczególna dla mnie i pewnie również dla wielu innych fanów Depeche Mode. Polska w latach 80. była szarym, ponurym krajem, w którym zdobycie oryginalnych płyt zachodnich graniczyło z cudem. Trzeba było mieć wujka marynarza albo tatę lub mamę, którzy pełnili odpowiednie funkcje w aparacie PRL i mieli szanse dostać paszport, by móc wyjechać na Zachód i tam kupić dla syna/córki parę płyt. Później takie rarytasy były pożyczane i przegrywane na kasety magnetofonowe przez wszystkich zaprzyjaźnionych - czasami tylko "chwilowo" - kolegów. I właśnie w tych warunkach ukazały się w połowie lat 80. w Polsce płyty Depeche Mode! Były to: "Singles 80-85" oraz "Black Celebration". Ta druga z towarzyszącym mu EP "Stripped". To była jazda! Warto dodać, że niezależnie od tego, czy ktoś lubił muzykę DM czy nie, nabywał wymienione produkcje, bo wtedy kupowało się WSZYSTKO. W tamtych czasach, kiedy w naszym kraju był duży niedobór muzyki, nie było do końca jasne, że "wszystko" oznacza "bardzo dużo" a nawet o wiele więcej, niż "bardzo, bardzo dużo" i że wszystkich płyt, jakie się ukazują po prostu mieć nie można. Przynajmniej trzeba się zdecydować na jakiś jeden gatunek muzyczny ;]. Ale wtedy nie wiedzieliśmy o tym i płyty DM a także wszystkie inne, szły jak świeże bułeczki.
Mniej więcej właśnie od tamtej chwili datuje się znaczny wzrost popularności Depeche Mode w Polsce. Innym czynnikiem wzmacniającym popularność zespołu były oczywiście audycje radiowe Tomasza Beksińskiego, w których autor propagował muzykę DM.
Ale pomijając te wszystkie szczegóły "niemuzyczne", płyta "Black Celebration" jest rzeczywiście znakomita. Choć w chwili wydania wielu kręciło nosem na muzykę zawartą na albumie, to znacznie większa grupa fanów odnalazła w niej kolejny, albo wręcz ostateczny, przejaw geniuszu brytyjskich muzyków. Są tutaj zarówno kompozycje przebojowe jak singlowy "A Question Of Time", są i piękne synth popowe ballady jak "A Question Of Lust". Chyba po raz pierwszy jednak płyta Depeche Mode sprawia wrażenia dokładnie przemyślanej całości. "Black Celebration" nie jest zbiorem przypadkowych przebojów, jak debiutancki "Speak and Spell". Depeche Mode daleko odeszli od swoich, prostych synth popowych początków, choć w dalszym ciągu, mimo "śmierci" new romantic, zestaw instrumentów pozostał niemal bez zmian. Wiodącymi instrumentami są syntezatory, samplery, sekwencery. Zespołowi udało się jednak wyczarować z nich najbardziej melancholijną, piękną, ale zarazem smutną muzykę w historii muzyki synth pop.
Z dzisiejszej perspektywy "Black Celebration" jest albumem, który moim zdaniem najmniej zestarzał się z wszystkich płyt Depeche Mode wydanych w latach 80. To swoiste opus magnum synth popu, które powinno przypaść do gustu również "gotom". [10/10]
Andrzej Korasiewicz
31.08.2002 r.