Depeche Mode - Black Celebration
1986 Mute
1. Black Celebration 4:57
2. Fly On The Windscreen (Final) 5:19
3. A Question Of Lust 4:22
4. Sometimes 1:54
5. It Doesn't Matter Two 2:51
6. A Question Of Time 4:09
7. Stripped 4:17
8. Here Is The House 4:16
9. World Full Of Nothing 2:48
10. Dressed In Black 2:34
11. New Dress 3:42
utwory dodane do wersji CD
12. Breathing In Fumes 6:07
13. But Not Tonight (Extended Remix) 5:13
14. Black Day 2:36
Siedemnastego marca minęło 38 lat od chwili wydania "Black Celebration". W związku z kolejną rocznicą chcę ponownie przyjrzeć się tej znakomitej płycie. Album był jednym z pierwszych, o których pisałem na stronie Alternativepop.pl w początkach istnienia serwisu. W tekście sprzed 22 lat chciałem ukazać entuzjazm, który towarzyszył mi w latach 80., gdy po raz pierwszy słuchałem "Black Celebration". Starałem się zobrazować znaczenie, jakie płyta miała dla mnie i mi podobnych nastolatków w mrocznych czasach po zniesieniu stanu wojennego, upadającego PRL i katastrofalnego kryzysu gospodarczego walącego się socjalizmu. [czytaj recenzję z 2002 r. >>]
Dzisiaj chcę spojrzeć na płytę z innej perspektywy, skupiając się na sprawach muzycznych i kontekście popkulturowym, w którym album powstawał, patrząc na to z punktu widzenia brytyjskiej i zachodnioeuropejskiej popkultury.
Gdy Depeche Mode przystępowali do nagrywania "Black Celebration" w listopadzie 1985 roku, zachodni rynek muzyczny właśnie odwracał się od mody na synth-pop. Wprawdzie same syntezatory stały się powszechne w całym przemyśle muzycznym, ale wykonawcy grający postkraftwerkowy synth-pop stawali się przeżytkiem i wypadali z głównego nurtu muzyki pop. Choć pojawiła się nowa gwiazda electro pop w postaci Pet Shop Boys a listy przebojów zawojowali również Norwegowie z A-ha, to ogólnie następował odwrót formacji synth-pop starego typu. Niektórzy porzucali swoje wcześniejsze brzmienie idąc w kierunku muzyki soul lub innego rodzaju popu, jak Tears For Fears, Spandau Ballet, Duran Duran, The Human League czy Nik Kershaw. Inne zespoły rozwiązały się - Visage, Ultravox czy Culture Club. Jeszcze inni szli w kierunku bardziej eksperymentalnym, np. Talk Talk. W tym zamieszaniu spokojnie swoją drogą podążała grupa z Basildon.
Depeche Mode w początkach swojej działalności nie była traktowana poważnie przez krytyków. Początkowo nie należała też do najpopularniejszych grup nowego popu opartego o syntezatory. O wiele popularniejsi byli tacy wykonawcy jak: Duran Duran czy Spandau Ballet. Większe sukcesy od Depeche Mode odnosił również Vince Clarke z Yazoo [czytaj >>] . Zainteresowanie krytyków przyszło stopniowo wraz z płytami "Construction Time Again" (1983) [czytaj recenzję >>] i "Some Great Reward" (1984) [czytaj recenzją >>]. Do 1985 roku grupa uzbierała też kilka sporych przebojów singlowych, co zdyskontowała kompilacją "Singles 81-85" [czytaj recenzję >>] . Pozycja Depeche Mode w 1985 roku z jednej strony była coraz mocniejsza, ale z drugiej synth-pop wychodził z mody, co groziło tym, że formacja wypadnie z głównego nurtu muzyki pop. I właściwie tak się przez chwilę po wydaniu "Black Celebration" stało. Płyta, która była rodzajem koncept albumu nie została wystarczająco doceniona przez krytyków. Ponieważ nie zawierała też jednoznacznie chwytliwych utworów, żaden z tych znajdujących się na płycie nie stał się znaczącym przebojem. "Stripped" dotarł do 15. miejsca brytyskiej listy sprzedaży singli, "A Question of Time" do 17. a "A Question of Lust" do 28. Sama płyta sprzedała się wprawdzie nieźle w Wielkiej Brytanii, ale w Stanach Zjednoczonych grupa praktycznie nie była znana a największą popularnością cieszyła się w Niemczech. W tym stanie rzeczy przyszłość Depeche Mode w 1986 roku wydawała się niepewna.
Wszystkie utwory na "Black Celebration" zostały napisane przez Martina L. Gore'a, ale na ostateczny kształt albumu niebagatelny wpływ mieli: Daniel Miller, właściciel Mute oraz Gareth Jones, którzy byli współproducentami płyty. To oni chcieli ukierunkować zespół tak, by napisany przez Gore'a materiał stał się koncepcyjną całością dźwiękową a nie tylko zwykłym zbiorem piosenek. I to się udało. Poszczególne utwory łączą się ze sobą dzięki zabiegom producenckim, przerwy między nagraniami są mało odczuwalne, a czasami ich wcale ich nie ma. Układ poszczególnych kompozycji wydaje się doskonały. Dzięki temu, utwory wyabstrahowane z płyty, które same w sobie nie są aż tak ciekawe, w kontekście całej płyty, tworzą organiczną całość.
Album zaczyna podniosły, mroczny, ale i dynamicznie rozwijający się utwór tytułowy, który od razu nie pozostawia wątpliwości, że mamy do czynienia z muzyką w całości opartą o syntezatory, sekwencery i samplowanie dźwięków otoczenia. Na "Black Celebration" mechaniczna muzyka elektroniczna skąpana jest w klimacie melancholii. "Fly On The Windscreen (Final)" już we wstępie pokazuje, że zespół nie boi się korzystać z dźwięków używanych przez formacje industrialne. "A Question Of Lust" to piękna, podniosła, eteryczna ballada synth-popowa śpiewana przez Gore'a. Po niej następuje niemal klasycznie forterpianowy "Sometimes", ponownie wykonany przez Gore'a. Następny jest kolejny, iście atmosferyczny "It Doesn't Matter Two". Dla przełamania tej coraz bardziej melancholijnej atmosfery mamy przebojowy i dynamiczny, o rockowej charakterystyce "A Question Of Time" śpiewany przez Gahana. Następnie jest masywny, wręcz industrialny "Stripped". Po nim następuje lekki, nieco zmysłowy "Here Is the House" oraz hymnowy, rozżalony, melancholijny, ale śpiewany anielskim głosem Gore'a "World Full Of Nothing". "Dressed In Black" to znowu mroczne rozterki miłosne Gore'a śpiewane przez Gahana w tle niemal pogrzebowej muzyki. Winylową wersję płyty kończy prosty, synth-popowy "New Dress" z atakującymi rytmami automatu perkusyjnego i szarpanymi, nerwowymi dźwiękami syntetycznymi w tle.
Wersja CD wydana w latach 80. wzbogacona została o trzy utwory pochodzące z drugich stron singli, z których na szczególną uwagę zasługuje piękny, choć krótki "Black Day" napisany przez Alana Wildera i Daniela Millera, zaśpiewany przez Gore'a. "Breathing in Fumes" to utwór ciężki, prawie industrialny. Z kolei "But Not Tonight" to dosyć banalny utwór "synth-popowy", który nieszczególnie wpisuje się w klimat płyty.
"Black Celebration" jest płytą, która powstała wbrew modom i trendom. Nie dość, że Depeche Mode nagrali muzykę w pełni elektroniczną, to na dodatek ujęta została w prawdziwą symfonię dźwięków. Dzięki temu powstał album ponadczasowy, ukazujący w warstwie lirycznej rozterki emocjonalne, głównie miłosne, młodego człowieka. W warstwie instrumentalnej otrzymujemy zestaw niebanalnych dźwięków wygenerowanych elektronicznie i ułożonych w fascynującą i wciągającą całość. Płytę należy odbierać w całości, słuchać z uwagą, ale żeby odkryć jej piękno nie trzeba nadmiernie wysilać się. Piękno jest oczywiste i szybko odczuwalne. To znak talentu kompozytora oraz znakomitej pracy wykonawców i producentów, którzy stworzyli prawdziwe arcydzieło muzyki pop. [10/10]
Andrzej Korasiewicz
18.03.2024 r.